Jeszcze niecałe sto lat temu polska wieś miała swoje wyobrażenia o podziale czasu i swoje sposoby jego mierzenia, a życie toczyło się bez wszechobecnej współcześnie presji zegara.

 

Rytm roku wyznaczały nie tylko zmiany zachodzące w przyrodzie, ale także cykle świąt kościelnych i starsze od nich, tkwiące swymi początkami w czasach przedchrześcijańskich, ważne obrzędowo pory, zwłaszcza przesilenia astronomiczne: zimowe – 21 grudnia, wiosenne – 20 marca, letnie – 21 czerwca i jesienne – 21 września. Dni te były uważane za szczególnie sprzyjające działaniom złych mocy, wróżbom, czarom, kontaktowaniu się człowieka z duszami zmarłych i całym światem nadprzyrodzonym. Rytm doby dyktowało z kolei położenie słońca, księżyca i gwiazd. Z każdą jej porą łączone były nie tylko określone czynności oraz zachowania, ale także wierzenia i zwyczaje.
Tak rozumiany czas mierzono bez użycia zegara. Wystarczyło obserwowanie drogi ciał niebieskich na nieboskłonie, rejestrowanie zmian zachodzących w najbliższym otoczeniu, obserwacja wegetacji roślin i zachowania zwierząt. Ważną funkcję w określaniu czasu pełniły też dzwony kościelne, których głos wyznaczał określone pory dnia, nawołując wiernych do modlitwy.

 

Od niedzieli do niedzieli

Najpowszechniejszym sposobem liczenia czasu w skali roku było operowanie okresami świątecznymi i datami poszczególnych świąt. Ten sposób zapisywania zdarzeń obecny jest powszechnie w dawnych dokumentach, także o wadze państwowej, kronikach, aktach sądowych, pamiętnikach i wszelkiego rodzaju zapiskach. Można na przykład przeczytać, że królewskie nadanie ziemi sporządzono w sam dzień Aniołów Stróżów (2 października), a do przestępstwa doszło dwa dni po św. Michale (29 września). Na wsi określone święta wyznaczały także rytm prac gospodarskich: w górach wychodzono ze stadami na sezonowy wypas po św. Wojciechu (23 kwietnia), wracano zaś po dniu św. Michała Archanioła (29 września). Jesienne orki i siewy zbóż ozimych rozpoczynano po uroczystości Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, zwanej w Polsce dniem Matki Bożej Siewnej, a na Podtatrzu Zitosiewnej (8 września). Kapustę gospodynie siały w dniu św. Macieja (24 lutego) – nazywano ją potem maciejówką – a za dzień najodpowiedniejszy do sadzenia jej rozsady uważały datę Zwiastowania Pańskiego (25 marca). Jeszcze na początku XX wieku przedstawiciele wszystkich stanów doskonale znali ów świąteczny kalendarz i bez trudu się nim posługiwali.
Rytm roku wyznaczały też poszczególne miesiące, których nazwy były związane bądź z cyklami przyrody, bądź ze wspomnianymi już ważnymi świętami. Tak kwiecień zawdzięczał nazwę rozwijającym się w naszej strefie klimatycznym pierwszym wiosennym kwiatom, lipiec – kwitnącym wtedy lipom, a wrzesień – wrzosom. Nazywano go też miesiącem świętomichalskim od wspomnianego już święta św. Michała Archanioła. Podobnie grudzień nosił miano od grud, czyli brył ściętej mrozem ziemi, ale równocześnie zwany był godnik, godny miesiąc od Godów – jak określano przypadające w tym miesiącu święta Bożego Narodzenia.
Tygodnie jeszcze do połowy XX stulecia nazywano na polskiej wsi niedzielami. Mówiono więc, że coś miało się wydarzyć na przykład za dwie niedziele, trwać cztery niedziele. Dni w ciągu tygodnia w wielu regionach dzielono na suche, podczas których obowiązywał post (środa, piątek), i mięsne, kiedy postu nie zachowywano.