Św. Ignacy Loyola – autor Ćwiczeń duchownych – miał ponadprzeciętną intuicję dotyczącą ludzkiej psychiki, którą psychologia jako nauka zaczęła opisywać prawie trzysta lat później. Mam tu na myśli przede wszystkim dynamiczną wizję człowieka, jaką św. Ignacy zawarł w metodzie swoich Ćwiczeń. Wyczuwał on istnienie w człowieku nieświadomych motywacji, które mogą wpływać na ludzkie postępowanie.

 

Więzy nieświadomości

 

Na gruncie psychologii kwestię istnienia w człowieku owych nieświadomych sił poruszała większość teoretyków wypowiadających się na temat funkcjonowania jednostki. Prekursorami w analizie procesów związanych z tym, co w języku współczesnej psychologii nazywa się „nieświadomością”, byli zarówno przedstawiciele nurtu platońskiego i neoplatońskiego, by wspomnieć w tym miejscu chociażby Platona i Plotyna, jak i wczesnego chrześcijaństwa ze św. Augustynem i Dionizym Areopagitą na czele, a także mistyki chrześcijańskiej – na przykład św. Bernard z Clairvaux, Mistrz Eckhart, Johannes Tauler, św. Teresa z Avila, św. Jan od Krzyża czy Jakub Boheme (por. B. Dobroczyński, Ciemna strona psychiki, „Zeszyty Naukowe UJ – Prace psychologiczne”, 10/1993, s. 22-38).
Takim prekursorem był moim zdaniem także św. Ignacy. Co prawda nie opisywał on szczegółowo „komnat duszy” ani nie rozpisywał się szeroko na temat „ciemnej strony psychiki”, jak czynili współcześni mu mistycy, na kartach Ćwiczeń duchownych nie pada też ani razu określenie „nieświadomość” czy „nieświadome motywacje”. Jednak św. Ignacy, posługując się prostym przykładem – metaforą, czyli medytacją O trzech parach ludzi (por. Ćd 149-157), zilustrował wpływ czynników nieświadomych na postępowanie człowieka.
Fakt, że podobne procesy zachodzące w psychice człowieka były opisywane w przeszłości przez przedstawicieli konkretnej religii, a kilka stuleci później przez naukowców, świadczy o tym, że człowiek i jego natura pozostają wciąż niezmienne: rozpostarte pomiędzy tym, co człowieka więzi i ogranicza, a tym, co go wzywa do zmiany. Niezależnie od tego, czy będziemy to opisywać językiem religijnym, jak czynił to na przykład św. Ignacy, czy językiem psychoterapii w kategoriach procesu rozwoju, leczenia i zmiany osobowości.
Oczywiście św. Ignacy mówił językiem swojej epoki. Używał języka i symboliki religijnej, które dziś brzmią nieco archaicznie, a przez współczesną psychologię jako naukę w ogóle nie są brane pod uwagę. Jednak analizując metody Ćwiczeń duchownych i porównując je z niektórymi metodami współczesnej psychoterapii psychodynamicznej, można doszukać się pewnych analogii. Nawet jeśli nie są one dosłowne, a w niektórych aspektach metody te różnią się zasadniczo, owo podobieństwo jest zastanawiające.