dzięki uprzejmości:

Reklama

Uzależniony od seksu jest jak alkoholik, tyle że jego bar jest w głowie…Jak dochodzi do tego, że obrazy zdobywają nad człowiekiem taką moc, by wręcz zagrażać ludzkiemu życiu? „Nie istnieje tęsknota ludzka, która byłaby potężniejsza i trudniejsza do opanowania. Seks posiada siłę tak potężnego ognia, że potrafi zniszczyć wszystko, co stoi na jego drodze – sumienie, obietnicę (przysięgę wierności), obowiązki wobec rodziny, wiarę i wszystko inne” – uważa Philip Yancey

Siła seksualności nie jest jednak wystarczającym wyjaśnieniem faktu, że coraz więcej mężczyzn uzależnia się, oglądając w komputerze filmy pornograficzne. Że noc w noc są na czacie z wirtualną partnerką, szukają obrazów erotycznych i tworzą „bibliotekę” idącą w gigabajty. Że z powodu notorycznego niedospania albo niemożności odcięcia się od oglądania nawet w dzień, a nieraz ukradkiem w pracy, często tracą posady. Że ich małżeństwa cierpią albo rozpadają się, ponieważ zarówno kobiety, jak i mężczyźni są przekonani, że wreszcie znaleźli idealnego partnera ze swoich snów – w świecie wirtualnym. John Suler, ekspert w dziedzinie psychologii internetu, mówi w kontekście uzależnienia seksualnego i uzależnienia od czatowania w sieci o „toksycznym zaniku wstydu”.

 Dlaczego korzystanie z internetu niesie ze sobą niebezpieczeństwo zatrucia swojego umysłu i utraty samokontroli?

Według opinii Sulera, głównym powodem tego stanu rzeczy jest całkowita anonimowość seksu w internecie: ten, kto go uprawia, jest niewidoczny, a nowe środki komunikacji – od internetu po sms-y – umożliwiają dyskrecję, która wcześniej nie była możliwa. Dotyczy to zwłaszcza osób deklarujących się jako religijne czy zajmujących ważną pozycję w swoim środowisku: lęk, że mogłyby zostać nakryte, skutecznie odstrasza. Który mężczyzna, uważający się za wierzącego, nie poczułby wstydu, gdyby ktoś ze znajomych zobaczył, jak wchodzi do sex shopu? Która kobieta, jako osoba praktykująca, odważyłaby się prowadzić intymną rozmowę z nieznajomym mężczyzną przy barze, zwierzając się ze swojej samotności i z tego, że mąż ją zaniedbuje? W internecie nie ma tego problemu: nie znasz mnie, nie widzisz mnie, nikt tego nie zauważy – i wszelkie hamulce słabną. Just a click away (wystarczy kliknąć): seks internetowy można uprawiać zawsze, kiedy ma się na to ochotę – jest dostępny, tani i anonimowy. Filmy porno można wypożyczyć na każdym prawie rogu za niewielką opłatą albo je kupić. Ich zdobycie, zdobycie środka uzależniającego, nie jest dziś problemem.

 Jak to się jednak dzieje, że konsumpcja pornografii i czatowanie w internecie doprowadza do popadnięcia w niekontrolowany stan uzależnienia? Przecież seks istniał zawsze, ale nie było problemu nałogu – był za to problem samodyscypliny i moralności. Natomiast dziś mówimy o chorobie albo chorobowych zmianach w psychice człowieka. Odpowiedź na to pytanie leży w dostępności i częstotliwości pobudzenia erotycznego, które poprzez masturbację umożliwia osiąganie orgazmu. Podczas gdy w realnym życiu, w relacji dwojga ludzi, po każdym intymnym kontakcie następuje niejako w sposób naturalny okres praktycznej abstynencji, internet oferuje nieograniczoną liczbę chętnych partnerów wirtualnych. Podczas gdy uczucia wynikające z miłości dwojga ludzi w realnym życiu – świadomość zaspokojenia, bycia kochanym, poczucie bezpieczeństwa, doznawanie subtelności – składają się na utrzymujące się długo poczucie satysfakcji i szczęścia (kilka godzin, jeśli nie dni), „seks w internecie” jest jak wata cukrowa: przez moment smakuje słodko, ale po chwili doznanie się ulatnia, nie pozostawiając żadnych trwałych, „nośnych” pozytywnych emocji.

 Narasta tylko jeszcze większy głód. Od strony fizjologii mózgu patrząc, wygląda to tak, że do wywołania prawdziwego, głębokiego poczucia szczęścia, potrzebne jest właściwe działanie neuroprzekaźników. Zaczynają one jednak słabiej reagować na podnietę, jeśli są pobudzane zbyt często. W konsekwencji dla wywołania określonego stanu potrzebna jest coraz większa dawka bodźców. Dlatego nadużywanie internetu czy seksu przez internet wywołuje w organizmie człowieka proces podobny do tego, jaki stwierdza się u osób uzależnionych od alkoholu, heroiny czy nikotyny: nieograniczona dostępność czynników stymulujących wywołuje autentyczne fizyczne uzależnienie i zwiększa tolerancję organizmu na stymulator. Jeśli stymulatorów zabraknie – organizm reaguje bardzo ostro. Jedyną różnicą pomiędzy osobami uzależnionymi od seksu w internecie a osobami uzależnionymi od substancji chemicznych jest to, że w tym pierwszym przypadku „bar jest w głowie”.

 Odcięcie się od stymulatora wywołuje depresję, agresję, lęki i inne objawy. Kto jest uzależniony, wpada więc w sidła nowych problemów, a to z kolei wzmacnia jego uzależnienie. Prawdziwe diabelskie koło. Uzależnienie ciągnie za sobą problemy, których przezwyciężenie jest możliwe dzięki… zachowaniom typowym dla człowieka uzależnionego. Tak jak u Antoine de Saint-Exupery’ego w Małym Księciu, gdzie tytułowy bohater pyta napotkanego Pijaka, dlaczego pije: „Aby zapomnieć – odpowiedział Pijak. – O czym zapomnieć? – zaniepokoił się Mały Książę […] -Aby zapomnieć, że się wstydzę – powiedział Pijak, schylając głowę. – Czego się wstydzisz? – dopytywał się Mały Książę, chcąc mu pomóc. – Wstydzę się, że piję – zakończył Pijak rozmowę […]”.

 Do tej pory oficjalnie obowiązujące podręczniki psychiatrii nie przewidywały terminu „uzależnienie od seksu„. Ale to się zmienia. W przyszłości na pewno powstanie pojęcie „patologiczne korzystanie z internetu”. Hans Zimmerl i Beatę Panosch, psychiatrzy austriaccy, a na obszarze niemieckojęzycznym pionierzy badań nad psychicznymi aspektami korzystania z internetu, znaleźli już skrót PIG – (Pathologischer Internet-Gebrauchs).