Rekolekcje Ignacjańskie III tydzień  22-30 sierpnia 2011

 

Minęło już dość dużo czasu, a ja czuje się tak jakby to było wczoraj.  Czas tych rekolekcji zapadł mi tak porządnie w pamięci, bo to tam, przez te 8 dni Pan Bóg zmienił mnie, moje życie, moje pragnienia, marzenia, wszystko. Pozwolił mi poznać jaka jestem, jaka byłam, co robiłam i dlaczego. I z tym  wszystkim zaprowadził mnie pod swój krzyż, by wszystko to wziąć ode mnie i za to też umrzeć, żebym mogła żyć.

Gdy jechałam na te rekolekcje byłam bardzo wystraszona,  wiedziałam , że to będzie trudny czas, nie byłam sobie wstanie wyobrazić jak ja będę rozważać Mękę Pańską w swoim marnym stanie duchowym. Bałam się, że będę musiała być szczera w tych dwudziestominutowych rozmowach.  Przerażało mnie 8 dni w ciszy, z dala od wszystkiego, 8 dni w których jedyną rozrywka będzie  spacer z Różańcem w ręku do o koła domu rekolekcyjnego.  

Byłam dość wcześnie bo już na 12, udało się w tym roku i miałam pokój na czwartym piętrze z widokiem na góry, chociaż tyle. Bardzo szybko weszłam w rytm dnia. Najtrudniejszą część dnia czyli tą straszną rozmowę miałam po wprowadzeniu porannym. Pierwsza rozmowa była tragiczna, to wszystko co mówiłam było takie płytkie, bez sensu, marzyłam żeby stamtąd jak najszybciej uciec.  To właśnie tego pierwszego dnia na spacerze z różańcem zrozumiałam że musze wykorzystać ten czas, że to czas dla mnie i Jezusa, że to moja szansa.  Gdy wróciłam do po spacerze z różańcem poleciałam do biblioteki i znalazłam książkę o  Kierownictwie duchowym napisaną przez o. Józefa Augustyna SJ.  Ta książka pokazała mi wiele rzeczy o których nie wiedziałam, albo nie chciałam wiedzieć. Kolejne „straszne” rozmowy już nie były takie przerażające, raczej były dla mnie szansą na wypowiedzenie prawdy, którą Jezus systematycznie mi pokazywał. Czułam, że jestem bezpieczna, że naprawdę mogę wszystko powiedzieć (pierwszy raz w życiu czułam się bezpiecznie ).

 Zaobserwowałam, że każdego dnia jestem coraz bardziej otwarta  na to co mówi do mnie Jezus, przez kolejne Kontemplacje, na Mszy świętej i podczas Adoracji.  Odkrywałam na nowo Jego miłość do mnie, odkrywałam siebie swoja historię życia. Odsłaniałam razem z Nim kolejne zasłony w moim sercu wpuszczając tam światło.  Nie powiem że było łatwo, wiele razy chciałam uciec, i zagłuszyć wszystko, zepchnąć w podświadomość i zapomnieć. Gdy pojawiały się właśnie tego typu myśli od razu przypominał mi się fragment w którym Jezus powiedział do tych którzy przyszli Go pojmać : „ to jest wasza godzina i panowanie ciemności” ( Łk 22,53b). Ja tak bardzo chciałam uwolnić się od tej ciemności, która cały czas była jeszcze w moim sercu.  

Takie prawdziwe „schody” na tych rekolekcjach zaczęły się w piątek na wprowadzeniu wieczornym. Na te wprowadzenia zawsze przychodziłam pierwsza, chcąc posiedzieć w auli sama w ciemności i ciszy. Wprowadzenie dotyczyło Drogi Krzyżowej , zapisywałam dużo różnych treści, które miały mi pomóc w porannej kontemplacji, a przed oczami miałam tę Drogę Krzyżową, było to naprawdę ciężkie. Widziałam jak Jezus niesie tą belkę Krzyża. Wprowadzenie się skończyło, wbiegłam do swojego pokoju, nie zapaliłam nawet światła, upadłam na podłogę  to było takie „zatrzymaj się”.  I na tej podłodze w ciemności błagałam Boga by pokazał mi jaka ja naprawdę jestem i co sprawiło że właśnie taka jestem. Wyszłam później pobiegać na dwór ,byłam załamana, gdyby to nie były rekolekcje pewnie  bym spróbowała się zabić. To była strasznie ciemna noc w moim życiu. W ciemności nocy zobaczyłam, że ogarnęła mnie jakaś rozpacz, a w tej rozpaczy nie było Jezusa.  Poczułam ogromna samotność, pustkę, moje serce milczało. Dookoła było strasznie cicho, zimno, stałam i  wydawało mi się że to już koniec, mój koniec.   W poszukiwaniu chusteczki sięgnęłam do kieszeni polaru  i wyjęłam z niego mój uroczy szary różaniec- to było światło na mojej drodze ciemności.  Zaczęłam odmawiać różaniec . Pierwszy raz w życiu czułam jak Matka Boża o mnie walczy, z tymi którym na rękę była moja rozpacz. To było jak pole bitwy, słyszałam dziwne głosy, czułam czyjąś obecność, bałam się, ale wiedziałam, że jest Ktoś silniejszy. Tym różańcem wybrałam życie, tym różańcem powiedziałam „Tak” Bogu.  Wróciłam do pokoju i z tym różańcem zasnęłam, odmawiając go .  W sobotę wstałam silniejsza, ze świadomością że już nigdy nie będę sama.  Tego kolejnego dnia Pan pokazał mi w nocy przy błyskach i grzmotach burzy gdzie leży jeden z moich problemów, cofnęłam się razem z Nim do swoich wczesnych lat, zobaczyłam coś  co tak bardzo zawsze starałam się ukryć, od czego uciekałam, a w co sama chciałam w tym roku wejść.  Zobaczyłam czym naprawdę jest dla mnie ta Krucjata Wyzwolenia Człowieka, którą podjęłam 13 sierpnia, ona jest dla mnie ratunkiem żebym nie zaczęła pić, żebym nie szła drogą którą od tylu lat pokazywali mi moi rodzice.  To jest pomoc dla mnie i szansa dla nich żeby zobaczyli że można inaczej.  Tego wieczoru odkryłam z Jezusem 8 tak zwanych sznurków które związują mnie i nie pozwalają żyć normalnie . Zobaczyłam dlaczego ciągle się szarpałam sama ze sobą. Pierwszy raz spojrzałam w lustro i umiałam powiedzieć kogo tam widzę. Następnego dnia byłam już pewna że tylko Jezus może mi pomóc, że tylko w Jego ranach jest moje uzdrowienie, nigdy niczego nie byłam tak pewna. Porównałam to wszystko co przeszłam przez ten czas do takich czterech kroków: 1. Uświadomienie sobie problemy, 2. Wypowiedzenie go przed drugą osobą, 3. Oddanie Jezusowi w Sakramencie Pokuty, 4. Stanąć przed ludźmi których zawiodłam i powiedzieć „przepraszam”.

29 sierpnia oddałam to wszystko Jezusowi , pierwszy raz świadomie poprosiłam żeby mnie uzdrowił i uwolnił. Uwierzyłam, że tylko On może mi teraz pomóc, ale nie na zasadzie, że będę siedzieć i czekać. Ja będę współpracować z Łaską.

Wracając do  domu wiedziałam, że to nie będzie wszystko teraz tak pięknie jak w dobrej bajce. Teraz to dopiero będzie walka.  Albo jak określiła moja koleżanka ,teraz będziemy mieć egzamin z tego co było na ćwiczeniach.

Cieszę się że zarezerwowałam te 8 dni dla Jezusa, odkryłam Go na nowo, zobaczyłam siebie. Idąc w swoje życie wiem, że idę z Nim, wiem że nigdy mnie nie zostawi. I choćby wszyscy mnie zostawili On zawsze będzie ze mną. Wiem też że na kłamstwie nie da się niczego wbudować, dlatego postanowiłam zacząć żyć prawdą i podejść po powrocie do domu do każdej osoby  którą w jakiś sposób zawiodłam  spojrzeć w oczy i powiedzieć „Przepraszam” . Wiem że niektórych rzeczy się nie da tak łatwo wybaczyć, czasem trudno jest zrozumieć. Być może stracę wszystkich na których mi zależy, ale to jakby nie patrzeć konsekwencja błędów z przeszłości. W życiu trzeba brać odpowiedzialność za to co się robi.  Nawet jeśli po ludzku zostanę sama, będzie ze mną Jezus.