Reklama

Na propozycję zbawienia przez Boga człowiek odpowiada swoim życiem. Drogą do osiągnięcia życia wiecznego jest zachowywanie przykazań.

 

Paweł Apostoł, który – jak sam przyznał po latach – był więźniem ciała, po spotkaniu się z Jezusem Chrystusem uznał za marność wszystko, co widział i czego dotąd doświadczył. Jeżeli wcześniej, jeszcze przed nawróceniem się na drogę Ewangelii, jako Szaweł, liczył wyłącznie na siebie, na własne możliwości i siły, na własną mądrość i poznanie, to w latach późniejszych, po otrzymaniu łaski wiary, gorzko wyrzucał sobie grzechy młodości. Pisze:
Chociaż ja także i w ciele mogę pokładać ufność. Jeśli ktoś inny mniema, że może ufność złożyć w ciele, to ja tym bardziej: obrzezany w ósmym dniu, z rodu Izraela, z pokolenia Beniamina, Hebrajczyk z Hebrajczyków, w stosunku do Prawa – faryzeusz, co do gorliwości – prześladowca Kościoła, co do sprawiedliwości legalnej – stałem się bez zarzutu (Flp 3, 4-6).

 

Paweł bardzo przeżywał swoją pomyłkę. Po latach poznał doskonale, że był to błąd duchowej pychy. Późniejszy wielki Apostoł Chrystusa, jeszcze przed nawróceniem, przed staniem się świadkiem Zmartwychwstałego, chciał chlubić się „własnymi” wyłącznie uczynkami. Jeszcze jako Szawłowi chodziło mu tylko o to, aby móc „chlubić się przed Bogiem i porównywać się do Niego”. Wiemy, że nie był to jedynie jego błąd. Była to postawa typowa dla faryzeuszów i dla tych wszystkich, którzy chcą być „cnotliwi” o własnych siłach, chcą „zdobyć” Chrystusa i „osiągnąć” niebo osobistym wysiłkiem, bez czekania na pomoc i łaskę Pana. Jest to błąd grzesznej zarozumiałości, ukrywanej pychy. Zarozumiałość zaciemnia potrzebę i znaczenie łaski. Ona też kwestionuje pierwszeństwo Boga. Pelagiusz (f ok. 435 r.), mnich z Brytanii (wg innych źródeł – z Irlandii lub Walii), twórca pelagiani-zmu, twierdził na przykład, że ludzie mogą osiągnąć zbawienie dzięki swoim wysiłkom. W takiej sytuacji łaska, jak głosił, byłaby jedynie dobrym przykładem danym przez Chrystusa, nie zaś konkretną pomocą w życiu. Zachęcał więc swoich słuchaczy i czytelników do ascetycznego sposobu życia, które w sposób automatyczny miało zaprowadzić ich do pełnego i pewnego szczęścia.

Błąd Szawła powtórzyli, w zmienionej nieco formie, janseniści. Członkowie tego ruchu teologicznego i duchowego, którego cechą znamienną była surowość moralna i pesymistyczny pogląd na stan człowieka, uważali, że bez szczególnej łaski Bożej człowiek jest zupełnie niezdolny do zachowania przykazań. Głosili więc i praktykowali surowe zasady moralne oraz skrupulatne podejście do przyjmowania sakramentów świętych. Jeżeli więc pelagianie uczyli, że istnieje nadmiar dobrych czynów ludzkich do osiągnięcia zbawienia, janseniści dostrzegali ich niedobór, toteż dla nich zbawienie stawało się wyłącznym darem Bożej łaski. Prawda, jak zawsze, była gdzieś pośrodku, pomiędzy Bożą łaską a dobrymi czynami człowieka.

Błąd zbytniej ufności w swoje czyny, a zarazem liczenie wyłącznie na łaskę Bożą, zdaje się wytykać swoim uczniom Jezus, kiedy stawia przed nimi dziecko, mówiąc: „Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim” (Mt 18, 3-4). Królestwo niebieskie nie jest więc wyłącznym dziełem człowieka, ale darem Boga – On sam bowiem jest tym Królestwem. Jednak, uczy wiara, Bóg nie działa na siłę, nikogo nie zmusza do przyjęcia propozycji zbawienia, ale czeka u drzwi i kołacze (por. Ap 3, 20).

Wróćmy do Szawła, który tropił i więził uczniów Jezusa, ponieważ uważał ich za niedoskonałych, dopuszczających się grzechu ufności w miłość Bożą, pokładających nadzieję w Bożej łasce. W tym czasie Szaweł zdawał się nie pamiętać, że Bóg nie jest podobny do człowieka, nie może być „łupem” ludzkich dobrych czynów, „zdobyczą” człowieka. Przeciwnie, daje się On człowiekowi w miłości, oddaje mu się bez reszty, całkowicie i nieprzerwanie. W Liście do Filipian Paweł napisze później, że Jezus Chrystus „istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie (…), stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej”(Flp 2, 6-8).

Tajemnicę nawrócenia Szaweł przeżył na drodze do Damaszku. Rozpoznał Chrystusa, który bez zasługi objawił mu swoją miłość. Dlatego apostoł mógł wówczas powiedzieć:
Ale to wszystko, co było dla mnie zyskiem ze względu na Chrystusa uznałem za stratę. I owszem, nawet wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim – nie mając mojej sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną przez wiarę w Chrystusa, sprawiedliwość pochodzącą od Boga, opartą na wierze (Flp 3, 7-9).
Od tej chwili dokonał się w nim radykalny przewrót. Cud wewnętrznej przemiany. Odtąd wszystko zmieniło znaczenie i właściciela. Co dotychczas było zyskiem, stało się stratą, co było właściwe, stało niewłaściwe. Prawo stało się odtąd niczym wobec wiary, która jest wyłącznym darem Chrystusa. Sprawiedliwość Chrystusowa unicestwiła od tej chwili zupełnie „sprawiedliwość” starego Szawła.

Chrystus zastąpił mu wszystko i wszystkich. Paweł umarł dla siebie, aby żyć wyłącznie dla Chrystusa. „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie. Nie mogę odrzucić łaski danej przez Boga” (Ga 2, 20-21). Od chwili nawrócenia wszystko poczytane zostało za nieważne, daremne. Nawet życie przestało stanowić dla Pawła wartość, o którą warto zabiegać, gdyż jedyną wartością stał się teraz Jezus Chrystus. Pisze więc: „Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk. Jeśli bowiem żyć w ciele – to dla mnie owocna praca, co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć. Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść, a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawiać zaś w ciele – to bardziej dla was konieczne”(Flp 1, 21).

Paweł nie chciał już zajmować miejsca Chrystusa. Poddał się zupełnie pod Jego przemożne działanie. Zrozumiał, że prawdziwe i trwałe szczęście może otrzymać wyłącznie od Niego, że tylko należenie do Chrystusa jest autentyczną i trwałą radością. To dlatego pragnął Go poznać i znaleźć się w Nim „przez poznanie Jego: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach – w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych” (Flp 3, 10-11). Gorliwość Pawła była odpowiedzią na miłość Chrystusa: „Nie mówię, że już to osiągnąłem i już się stałem doskonałym, lecz pędzę, abym też to zdobył, bo i sam zostałem zdobyty przez Chrystusa Jezusa” (Flp 3, 12). Szczęście, które przeżywał Paweł już w tym życiu, stanowiące przedsmak szczęścia wiecznego, nie było zatem jego zasługą, ale darem od Chrystusa. Z przeżycia tego wypływa więc całe życie chrześcijanina. Nie jest już ono życiem dla siebie, ale życiem „w” Jezusie Chrystusie (Flp 1, 21).

W spotkaniu Szawła z Chrystusem u bram Damaszku, a nade wszystko w jego konsekwencjach, widzieć można najgłębszy sens chrześcijańskiego orędzia o sposobie „zdobywania” szczęścia wiecznego i naturze przebywania w niebiańskiej chwale. Idąc za św. Pawłem, trzymając się jego nauki, teologia chrześcijańska mówi, że niebo nie jest zasługą ludzkich uczynków, ale darem udzielanym od Boga. Dobre czyny człowieka nie pozostają, oczywiście, bez wartości, muszą jednak być zakorzenione w Bogu. On daje im moc dobroci i wytrwałości. Od tej chwili każde pytanie o niebo będzie oznaczać równocześnie pytanie o stopień naszej osobistej relacji z Chrystusem. Będzie pytaniem o to, „co dokonuje się w spotkaniu człowieka z Chrystusem”. Niebo posiada szczególny wymiar darmowości Bożego zbawienia. Jego rys jest radykalnie chrystologiczny. Słusznie więc można mówić, że „człowiek jest w niebie wtedy i w takiej mierze, kiedy i w jakiej mierze jest z Chrystusem”. Od Niego otrzymuje łaskę przebywania w niebie i w Nim raduje też się najpełniej.

Na propozycję zbawienia przez Boga człowiek odpowiada zatem swoim życiem. Drogą do osiągnięcia życia wiecznego jest zachowywanie przykazań (por. Mt 19, 16-17): „Każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy” (Mt 19, 29). Tak więc wszelkie wyrzeczenia w życiu ziemskim w celu osiągnięcia większego dobra prowadzą do życia wiecznego. Bóg obdarza bowiem stokrotnie tych, którzy żyją i trudzą się dla Niego. Praktykując wytrwale dobro w ziemskim życiu, człowiek zbliża się do życia wiecznego, z kolei ten, kto nie czyni dobra na ziemi, oddala się od Boga i od szczęścia wiecznego: „Tym, którzy przez wytrwałość w dobrych uczynkach szukają chwały, czci i nieśmiertelności – życie wieczne; tym zaś, którzy są przekorni, za prawdą pójść nie chcą, a oddają się nieprawości – gniew i oburzenie. Ucisk i utrapienie spadną na każdego człowieka, który dopuszcza się zła […]. Chwała zaś, cześć i pokój spotkają każdego, kto czyni dobrze” (Rz 2, 7-10). Tak więc przyjęty od Boga dar i życie według tego daru dają człowiekowi udział w życiu wiecznym.
 

 

Więcej w książce: Niebo, Czyściec, Piekło