Reklama

To prawda, że rok liturgiczny nadaje chrześcijańskiej wspólnocie jej chrześcijański charakter. Aby jednak twierdzić, że przeżyliśmy ten rok dobrze i możemy zostać nazwani chrześcijanami, nie wystarcza zachowywanie liturgicznych zasad i przepisów albo obchodzenie świąt i przestrzeganie po kolei postów.

 

Rok liturgiczny to proces corocznego powrotu, aby przyjrzeć się temu, co już wiemy na jednym poziomie, ale co zaskakuje nas wciąż na nowo. Czy On, Jezus, rzeczywiście umarł, abyśmy wszyscy mogli zrozumieć, że życie jest potężniejsze niż systemy i ważniejsze niż królowie, że jest więcej do przeżycia, niż możemy zobaczyć ? Czy wszystko, co jest, temu służy? Czy w tym wszystkim chodzi po prostu o to, że musimy żyć swoim życiem – przyciągani przez to, czego nie jesteśmy pewni, ale o czym na pewno wiemy – jak latarnia morska, wskazująca innym obecność Boga? O cóż innego mogłoby chodzić?

Przeżywać rok liturgiczny, to przykuć wzrok do jednego snopa światła, jak powiemy o śmierci i Zmartwychwstaniu Jezusa oraz o ich sensie dla naszej doczesności. Do jednego. Tylko jednego.

Jeżeli jednak cały rok liturgiczny, jeżeli życie każdego chrześcijanina jest skupione na jednym i tylko jednym ważnym momencie, na śmierci i Zmartwychwstaniu Jezusa, to po co tyle innych uroczystości i wspomnień, obchodów i okresów w ciągu roku? Dlaczego nie wystarczyłaby jedna uroczystość, jeden okres liturgiczny, jedno wielkie święto? Co mamy myśleć o innych dniach, które dzieci zapamiętują z powodu kadzidła i kwiatów, chórów i organów, kościelnego przepychu i ścisku tłumów podczas nabożeństw?

To ważne pytania. Któż z nas bowiem nie pamięta o znacznie częstszym chodzeniu do kościoła w życiu, niż można by to wyjaśnić jakimś pojedynczym świętem? Mamy na przykład w pamięci długie tygodnie z purpurowymi ornatami albo zasłonięte posągi przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą. Mamy rodzinne zdjęcia ministrantów i dziewczynek sypiących kwiaty, chórzystów i ubranych w komże chłopców z wijącymi się wokół głów smugami kadzidła podczas uroczystych procesji wzdłuż i wszerz kościelnych naw oraz wokół miejskich osiedli. Mamy przyćmione wspomnienia sypanych kwiatów i dzwoniących dzwonów, gdy biskupi i kapłani prowadzili zgromadzonych ludzi podczas obchodów święta Bożego Ciała albo Niedzieli Trójcy Świętej, albo koronacji Maryi Królowej w maju. Co z tymi wszystkimi innymi świętami? Skąd się wzięły? Jakie miejsce zajmują teraz? I co musi je łączyć z wielkimi świętami?

Nawet teraz, wiele lat po liturgicznej odnowie z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, istnieją liczne znaki i sygnały wiary, dostarczające bogactwa wglądów, a zakorzenione w tradycji. Adwentowe kalendarze pokrywają ściany kościołów i sal katechetycznych, wielkopostne skarbonki wzywają do ofiary na rzecz potrzebujących, Alleluja jest albo nie jest śpiewane w zależności od pory roku, rodzaju świątecznego dnia i charakteru okresu liturgicznego.

Nie, liturgiczny rok nie jest, oczywiście, jakąś pojedynczą chwilą w czasie. Jest wiele chwil w czasie, a wszystkie spotykają się, wszystkie prowadzą nas do ożywiającego wiecznotrwałego centrum rzeczywistości: do wspomnienia o krzyżu oraz do odkrycia sensu Zmartwychwstania Jezusowego i naszego. To początek nowego życia w nas.

Rok liturgiczny to cały wachlarz, to szereg zdarzeń mających kształtować nas w byciu tymi, którymi nazywamy siebie – naśladowcami Jezusa, uczniami Chrystusa, chrześcijańską wspólnotą. To całoroczne wniknięcie w życie Jezusa aż do najwyższego momentu samoofiarowania, do ostatniego wdechu nauczania, do całkowitego podporządkowania się Bożej woli, do wspaniałego nowego życia, które przychodzi, gdy oddajemy na jego usługi nasze obecne życie.

Rok kościelny nie jest chwilową świetlistą plamą w środku jedenastomiesięcznej nicości reszty roku. Miesiąc za miesiącem w każdym roku naszego życia zwraca się wciąż tak czy inaczej w stronę pustego krzyża i do pustego grobu, aby kształtować nasze życie w ich świetle. Właśnie takie chwile zwielokrotniają rdzeń wiary. Odbijają echem wołanie naszego życia. Wskazują nam z duchową jasnością te przypominające laser zdarzenia, w których wszystko, w co deklarujemy wiarę, podlega próbie, urealnia się, sumuje się, staje się światłem Chrystusa widocznym dla wszystkich – a teraz właśnie dla nas. Wszystko inne jest pustym rytuałem, religią na pokaz, bezcelową pompatycznością.

To, czego krzyż i grób wymagają od naszego własnego życia, a także to, co znaczyły one dla Jezusa, czyni rok liturgiczny czymś więcej niż teatr, czymś więcej niż wspomnienie, czymś więcej niż historia, czymś więcej niż kult. Świąteczne dni i okresy, dni i cykle wspomnień o świętych mówią nam, jak przeżywać życie i jak uczynić życie sensownym, dzięki czemu rok liturgiczny stanie się zarazem katechezą i uroczystością, jednocześnie duchową przygodą i sprawowaniem liturgii.