Jaka rolę mogą odegrać wiara i praktyki religijne w przezwyciężaniu lęku? Czy chrześcijaństwo jest religią uwalniania się od lęku?

 

 

Według teologa Eugena Bisera „nasze społeczeństwo przenika głęboki lęk, który usiłuje ono jednak zepchnąć z pola swej świadomości. Najlepiej widać to po różnych zabezpieczeniach: żyjemy w świecie licznych zabezpieczeń, lecz mimo to lęku nie udaje się jednak wykorzenić. Wszystkie usiłowania i propozycje idące w tym kierunku to tylko rozwiązania pozorne”.
Również historyk Jean Delumeau stwierdza, że człowiek nie znalazł właściwie niczego, co mógłby przeciwstawić lękowi. „Społeczeństwa Europy Zachodniej, na przykład, są tak zdechrystianizowane, że potrafią  lękowi przeciwstawiać jedynie przeciwwagę materialną, a więc lepszą współpracę mediów i służb specjalnych, blokowanie kont bankowych terrorystów itp.”
Wydaje się, że Delumeau dostrzega związek pomiędzy słabnącym znaczeniem religii, a wzrostem poziomu lęku w społeczeństwie. Właśnie w kontekście wydarzeń z 11. września 2001 można było obserwować, że tam, gdzie religię jeszcze wyznawano, gdzie odgrywała jeszcze ona pewna rolę, wiele osób zbierało się w kościołach, by znaleźć pokrzepienie we wspólnej modlitwie.

Jean Delumeau wskazuje na pewną paralelę w historii ludzkości. Opisuje on, jak w Mediolanie podczas zarazy, która w epoce średniowiecza była dla ludzi niebezpieczeństwem najgroźniejszym z możliwych, „ulicami miasta niesiono śmiertelne szczątki świętego Karola Boromeusza.  Była to forma duchowej obrony ówczesnych, ich odpowiedzi na lęk”. Dla Carla Gustava Junga, psychologa głębi, lęk jest w pewnej mierze przejawem religijnego wykorzenienia ludzi.
Nasze mity nie są już w stanie odgrywać takiej roli, jaką spełniały w zdrowym społeczeństwie: nie przynoszą ulgi w sytuacjach wielkiego lęku. Najwyraźniej nie dają już człowiekowi poczucia sensu, czego skutkiem jest to, że porusza się on w życiu bez sensu i orientacji, nie mając „formy”, w której mógłby swe lęki umieścić i widzieć je w szerszym kontekście.
Musimy na nowo odkryć rolę mitów w przezwyciężaniu lęku, ponieważ łączność z mitem, jako wyrazem głębszej sfery ludzkiego bytu, pomaga uporać się z lękiem. Mogą to być zarówno mity pochodzenia religijnego, jak i te, których korzeniem jest uniwersalne doświadczenie ludzkości, albo takie, które wynikły z osobistej historii konkretnej osoby. Istnieją osoby, wydarzenia, przekonania, które są wspólnym dziedzictwem ludzkości i które łączą wszystkich ludzi. Historyk Oliver Robertson uważa, że „mit to coś, co nas trzyma razem”. Mit przejawia się we wspólnych symbolach i rytuałach podtrzymywanych przez ogół.

Jaka rolę mogą odegrać wiara i praktyki religijne w przezwyciężaniu lęku? Dla Eugena Bisera „chrześcijaństwo jest religią uwalniania się od lęku. Od tego zaczyna się terapia, która w mniejszym stopniu dotyczy ciała, w większym natomiast koncentruje się na słabościach psychiki. Człowiek, który czuje lęk, nie godzi się z faktem śmierci. Lęk i śmierć to rodzeństwo. Bratem śmierci jest nie tylko znany wszystkim sen, ale i mniej szanowany lęk”

 

Modlitwa z głębi serca

 

Są to słowa, które dla wielu chrześcijan stanowią wielkie wyzwanie. W dodatku to, co powiem, dla wielu zabrzmi pozornie bardzo prosto, a nawet prostodusznie: wiara i modlitwa mogą być bardzo skuteczne w konfrontacji z lękiem i w zwalczaniu go!
Mówiąc o modlitwie, nie mam na myśli modlitwy rutynowej, zwykłego recytowania utartych tekstów, modlenia się ustami. „Czasem używa się innych słów niż modlitwy: medytacji, kontemplacji, pracy wewnętrznej, aktywnej wyobraźni, kontaktu z «wewnętrznym królem» itp. Idea jest zawsze ta sama: trzeba prowadzić świadomy dialog z tym, kogo lub co uważamy za najwyższą, ostateczną instancję, w której żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”.
Duchowości, która będzie w stanie przeciwstawić się lękowi, nie wystarcza jednak, że zostaliśmy kiedyś ochrzczeni, że jesteśmy członkami Kościoła, a nawet, że w każdą niedzielę uczestniczymy we Mszy świętej. Do tego potrzebna jest taka postawa wewnętrzna, w której człowiek ma kontakt z głębokimi pokładami własnej duszy, z własnym wnętrzem.
Gdy mówię o modlitwie, która znosi lub zmniejsza lęk, myślę więc o modlitwie serca, o modlitwie płynącej z głębi duszy, jak w Psalmie 130:

„Z głębokości wołam do Ciebie, Panie,
o Panie, wysłuchaj głosu mego!” (Ps 130, 1-2).

 

Mam na myśli modlitwę, która pochodzi z tego, co w człowieku najgłębsze, co wzięło się z doświadczenia całego jego życia, a przede wszystkim z tego, co człowieka stanowi.
Nie wystarczy jednak wejść w głąb siebie, zakotwiczyć się w sobie. Jeśli jest się świadomym tego, co ukryte w głębokich warstwach własnego wnętrza, jeśli ma się kontakt z własną duszą, to człowiek dochodzi do tego, co Carl Gustav Jung nazwał duszą świata, Bogiem wierzącym w Boga. Własny, mały świat człowieka czującego związek z duszą świata zyskuje na znaczeniu w tym kontekście. W pewien sposób teraźniejszość zostaje złączona z wiecznością. Pociecha i zaufanie w sytuacjach lęku biorą swe źródło z poczucia łączności z duszą świata, z wiecznością, z Bogiem. Lęk staje się względny. Owo poczucie łączności sprawia, że człowiek staje się dojrzalszy, silniejszy, więcej dostrzega wokół siebie, więcej czuje, przestaje się koncentrować na lęku, a poczucie ścieśnienia, jakie wywoływał lęk, stopniowo odchodzi.
Modląc się, powierzać się istocie wyższej, Bogu

 

Często osoby, o których można powiedzieć, że ich praktyki religijne są wątłe lub zgoła żadne, zaczynają się modlić, gdy ogarnia je lęk, przekonują się bowiem, że ich możliwości są ograniczone. Wtedy modlitwa, na przykład w postaci aktów strzelistych, rodzi się spontanicznie, bezpośrednio pod wpływem trudnej sytuacji, tak jakby wyszła w sposób naturalny z głębi duszy. Carl Gustav Jung tak opisuje ten spontaniczny powrót do religii: „Jest się wtedy skłonnym przyjąć jakąś skuteczną radę albo dopuszczać do siebie myśli, których przedtem nie brało się pod uwagę. Będzie się, na przykład, zwracać uwagę na sny, które wtedy się śnią, lub zdarzenia, które nas poruszają. Jeśli ma się takie nastawienie, wtedy pomocna siła, która drzemie w głębi każdego człowieka, rośnie i zaczyna działać. Modlitwa rodzi podobne nastawienie, a więc wywołuje podobny skutek”.
Wypowiedź Junga sugeruje interesujące z punktu widzenia psychologii znaczenie modlitwy: jest ona ostatnią deską ratunku w sytuacjach bez wyj ścia, jest wypowiedzeniem i przyznaniem się wszem i wobec do własnej ograniczoności. „Jestem bezsilny, nie mogę poradzić sobie z tą sytuacją, lecz Ty to potrafisz”. Człowiek powierza się wtedy sile większej od siebie, sile która nie ma granic.
Dla osób wierzących owa bezgraniczna siła nie jest tylko podświadomością czy rozumem lub czymś bezosobowym. Jest ona Bogiem, który pomaga. Mówi o tym Psalm 18, 7: „W moim utrapieniu wzywam Pana i wołam do mojego Boga; usłyszał On mój głos ze swojej świątyni, a krzyk mój dotarł do Jego uszu”.

 

Gdy przejmuje mnie lęk, kiedy ogarnia mnie panika, gdy znajduję się w sytuacji, która mnie przerasta, wtedy mogę wołać, a nawet więcej – krzyczeć do Boga: „Boże mój, pomóż! Zagubiłem się. Pomóż mi, nie pozwól, bym zginął”. Jest to moment, kiedy pozwalam mojemu sercu reagować spontanicznie, kiedy to, co mnie dręczy, wyrzucam z siebie przed Bogiem, kiedy krzyczę do Boga w lęku. Zwracam się z głębi swej niepewnej duszy ku komuś większemu ode mnie, ku sile wyższej.
Gdy człowiek zwraca się do Boga osobowego, owa siła wyższa staje się kimś wyrazistym. Ma to miejsce również wtedy, gdy – jak w przypadku chrześcijan –modlitwa do Boga jest modlitwą do Jezusa Chrystusa. Decydujące jest to, żeby w sytuacji prawdziwego lęku umieć zwrócić się z głębi swej duszy do istoty wyższej, tak jak się ją pojmuje, z przeświadczeniem o własnej ograniczoności, powierzając się, w sytuacji zagrożenia życia, komuś większemu od siebie. Przez to człowiek doświadcza czegoś, co stracił w trakcie życia z pola widzenia, uciekając się do zabezpieczeń, w które dotychczas wierzył, a które miały go chronić. Nie jest już sam ze swoim lękiem. Wielu ludzi doświadczyło w takich sytuacjach istnienia Boga i to doświadczenie zmniejszało ich lęk.
Powierzenie się istocie wyższej w sytuacji lęku prowadzi do przemiany wewnętrznej, której efektem jest to, że na lęk odpowiada się mniejszym napięciem emocjonalnym i doświadcza się czegoś, co Hermann Hesse opisał następująco: „Łaska, której doznał, promieniowała i działała dalej. Przychodziły mu na myśl cytaty z Biblii i wszystko, co wiedział o błogosławionych, pobożnych i świętych. U nich wszystkich zaczynało się podobnie. Przechodzili te same, trudne, ciemne drogi, tchórzliwi i pełni lęku, aż do momentu nawrócenia i oświecenia. «Będąc w świecie, odczuwacie lęk – powiedział Jezus. Kto jednak pokona lęk, ten nie jest już w świecie, lecz w Bogu, w wieczności»”.
Pięćdziesięcioletni mężczyzna opowiedział, że jego ojciec na kilka tygodni przed śmiercią wyznał: „Nie jestem ani całkiem dobry, ani całkiem zły. On będzie mnie musiał przyjąć takiego, jaki jestem”. Kiedy mężczyzna ów, złożony kilka lat później ciężką chorobą, sam znalazł się w obliczu śmierci, mając świadomość, że może ona nadejść w każdej chwili, przypomniał sobie słowa wypowiedziane niegdyś przez własnego ojca. Od tego momentu nie czuł ani nadziei, ani smutku, ani lęku, ani radości, ani pragnienia, by żyć, ani pragnienia, by umrzeć. Opanowało go uczucie ulgi. Po prostu istniał. Wyznanie ojca dało mu absolutne poczucie bezpieczeństwa. Reagował więc jak ktoś, kto czuje łączność z wiecznością, z Bogiem. Soren Kierkegaard podobnie opisał pacjenta, który stojąc przed perspektywą trudnej operacji, podczas której może umrzeć, mówi lekarzowi: „Oto jestem gotów”. A wtedy „lęk wchodzi w jego duszę i bada wszystko; niepokoi w niej wszystko, co skończone i małe”. Lęk tego mężczyzny zmienił się w stan pokoju i pokory.

 

Przeżywanie lęku może się przyczynić do pogłębienia relacji z Bogiem. Lęk często trwa do chwili, aż relacja z Bogiem stanie się prawdziwa, kiedy powierzymy się Bogu, oprzemy się na Nim, pozwalając Mu się prowadzić. Przetrzymanie lęku i poczucia osaczenia, które z niego wynika, jest istotnym warunkiem zbliżenia się do Boga, zacieśnienia naszej relacji z Nim.
Jezus także znał lęk. Poruszająca jest relacja ewangelisty Marka, dotycząca przeżyć Jezusa w Ogrodzie Getsemani: „i począł drżeć oraz odczuwać trwogę” (Mk 14, 33). Jezus pokonał swój lęk, akceptując tę sytuację. Swoją postawą dodał nam w ten sposób odwagi, byśmy umieli zmierzyć się z naszym lękiem. Nie powinniśmy dać mu się zaszczuć, lecz za wszelką cenę musimy starać się go przetrwać, stając z nim twarzą w twarz. Jeśli uda nam się go pokonać, otworzą się przed nami nowe możliwości. Warto go więc przetrzymać.
„W Dobrej Nowinie Jezusa zawarty jest wyraźny motyw czekania, refleksji nad tym, by wytrzymać napięcie, nie uciekając się do innych, pochopnych rozwiązań. Zasadnicza myśl jest taka, że zmartwychwstanie może nastąpić dopiero wtedy, gdy zostanie poprzedzone męką w Ogrójcu”. W naszym życiu możemy kierować się wzorem, jaki dał Jezus, który sam doświadczył lęku i przezwyciężył go w ten sposób, iż go przetrwał, przetrzymał. Możemy zawierzyć Jego słowom: „Będąc w świecie, czujecie lęk. Lecz odwagi! Ja pokonałem lęk”. (Por. J 16, 33: „Na świecie doznacie ucisku, ale odwagi! Jam zwyciężył świat”.)
Lęk towarzyszył również śmierci Jezusa na krzyżu. Doszedł on do głosu w przerażającym doświadczeniu, doświadczeniu najgłębszego opuszczenia. Jezusowi wyrwał się wtedy krzyk: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt 27, 46). Dowodzi to, że zmagał się On ze swym lękiem i pokonał go najpóźniej w tym momencie, w którym przechodził do Boga, swego Ojca. Kiedyś podobny moment przejścia nadejdzie dla każdego z nas. Dla większości nie będzie tak okrutny, jak dla Jezusa. Ale i my będziemy wtedy odczuwać lęk przed śmiercią. Wtedy dopełni się ostatni akord, konieczny do pełni naszego samourzeczywistnienia. Dla ludzi wierzących jest to zapewne i przejście do innego sposobu istnienia, coś z doświadczenia Jezusa, wyrażonego słowami: „Jam zwyciężył świat”. Napięcie pomiędzy tym, co skończone, i tym, co nieskończone, mija w chwili śmierci. Zamienia się ono w odprężenie i wewnętrzny pokój. Lęk, który, wedle wyobrażeń Sorena Kierkegaarda, przypomina nam o naszej skończoności oraz „wyzwala od złudzeń, jakie niesie ze sobą skończoność wraz z jej pozornymi zabezpieczeniami”, lęk, który jest cząstką nas, dopóki żyjemy, wraz ze śmiercią.

 

Wiecej w książce: Jak uwolnić się od lęku – Wunibald Müller