W swojej praktyce terapeutycznej wykorzystuje Pani metodę bibliodramy.

Bibliodramą zajmuję się już blisko dwadzieścia lat. To forma psychodramy odnosząca się do odczytywania tekstu biblijnego. Tekst słowa Bożego w bibliodramie czyta się w taki sposób, by można było w tej lekturze wykorzystać własne doświadczenia.

Zacznijmy może od przybliżenia pojęcia psychodramy.

Psychodrama jest metodą pracy terapeutycznej z pacjentami mającymi trudności emocjonalne, którą w latach dwudziestych XX wieku zapoczątkował wiedeński lekarz i psychoterapeuta Jakub L. Moreno. Dla celów terapeutycznych wykorzystuje się w niej grę sceniczną.

Jak wygląda to w praktyce?

Jest to zwykle forma pracy grupowej. Punktem wyjścia dla niej jest założenie, że w każdej grupie mamy tak zwanego protagonistę, czyli kogoś gotowego do odegrania swojego problemu. By zniwelować wewnętrzne opory i pokonać nieśmiałość członków grupy, na początku odbywa się zwykle swego rodzaju rozgrzewka, dzięki której poszczególni uczestnicy zaczynają myśleć o swoim problemie, a nie o tym, jak wypadną czy jak zostaną odebrani. Po fazie wstępnej, kiedy wszyscy w jakimś stopniu oswajają się z sytuacją, osoba gotowa do wystąpienia – ów protagonista – pokazuje swój problem. Prosimy ją, by to, z czym ma w życiu kłopot, zagrała, zamiast o tym opowiadać. Protagonista może wybrać sobie z grupy osoby, które pomogą mu w odegraniu scenki.

Na przykład kobieta mająca problemy w komunikacji z dorosłym synem. Mieszkają razem, nie ma z nimi ojca, męża kobiety. Kobieta ma wrażenie, że syn robi jej wszystko na złość. Jednak zamiast o tym mówić, ona to po prostu w psychodramie pokazuje. Jak wygląda ich rozmowa: gdzie stoi ona, gdzie on, jak się zachowują, co mówią. Kobieta powinna przypomnieć sobie dokładnie konkretną sytuację i próbować ją odegrać: z pozycji własnej i swojego syna. Kobieta ma też wybrać osoby z grupy do zagrania swojej roli i roli syna. Musi wtedy pokazać „aktorom”, jak mają te role zagrać. Jak każde z nich stoi, gdzie patrzy, co i jakim tonem mówi, jakie gesty przy tym wykonuje.

Taka analiza konkretnej sytuacji i zamienianie się rolami pomagają spojrzeć na konflikt oczami drugiego, ale również zobaczyć sytuację z pewnego dystansu, stanąć jakby z boku. Ważne są tu też odczucia pozostałych uczestników – zarówno „widzów”, jak i „aktorów” – o których mówią oni w następującej po zakończeniu gry fazie dzielenia (sharing). Przeżyte doświadczenie bywa bardzo poruszające i… uczące. Nieraz pozwala ono protagoniście dokonać tego, co się nazywa „wglądem”, czyli uświadomić mu istotę jego problemu. Jednak także innym uczestnikom psychodramy mówi o wiele więcej niż same słowa.

Takie odgrywanie nie jest chyba łatwe. W jakimś stopniu to sztuka.

Dlatego też często nie tylko się odgrywa daną sytuację, lecz także wyraża się ją za pomocą innych środków. Ja często proszę, by pacjenci rysowali swoje problemy albo przedstawiali je za pomocą kolorów
i z barwnych plam budowali obraz swoich przeżyć. Emocje można przecież także wyrażać za pomocą symboli. Jeśli ktoś ma zainteresowania muzyczne, może przy użyciu konkretnego utworu wejść w uczucia, które zwykle żywi.

Istnieje więc wiele możliwości wyrażania tego, co się czuje, nie tylko poprzez słowa. Psychodrama klasyczna oparta jest na grze scenicznej i choć często obywa się bez słów, wykorzystuje „mowę ciała”, gest, pantomimę. W bibliodramie poszerza się jeszcze bardziej zakres możliwych do wykorzystania form artystycznej ekspresji. Jest to zawsze wielowymiarowe korespondowanie z emocjami człowieka, dzięki czemu dane przeżycie staje się z jednej strony doświadczeniem oczyszczającym, a z drugiej pozwala też na większe zrozumienie konkretnej sytuacji, na głębsze wejście w nią.

Czy zdarzają się sytuacje, że z wyzwolonymi emocjami uczestnik psychodramy przestaje sobie radzić?

Bywa tak. Wtedy potrzebne jest dodatkowe wsparcie. Przyznam, że kiedy wykorzystywałam w swojej pracy jedynie metodę psychodramy, miałam poczucie, że tego wsparcia nie ma skąd czerpać. Kiedy sięga się do sfery duchowej, jest o wiele łatwiej. Stąd moje zainteresowanie bibliodramą.

Bibliodrama wywodzi się wprawdzie z psychodramy, ale obecnie jest już wiele jej kierunków. Istnieją szkoły ściśle psychodramatyczne, a więc oparte na klasycznej psychodramie Jakuba L. Moreno. Są też szkoły bibliodramy estetyzującej, która korzysta obficie z innych dziedzin sztuki niż dramat. Osoby uczestniczące w bibliodramie mogą więc sięgać po różne formy ekspresji: słowo, obraz, gest, ruch, taniec, pantomimę, rysunek, aranżacje przestrzenne.

Wspomniała Pani na początku, że bibliodrama to metoda odczytywania słowa Bożego. Jak możemy czytać Pismo Święte, używając gestu czy ruchu?

Dzięki wspomnianym formom ekspresji osobom czytającym słowo Boże łatwiej przenieść biblijne treści w swoje doświadczenie życiowe. Na przykład taki prosty gest jak wzniesienie rąk na modlitwie. Modlitwa z uniesionymi rękoma jest inaczej przeżywana niż samo słowo. Dla mnie to gest dziecka, które w swojej bezradności wznosi ręce do matki czy ojca. Modlitwa z użyciem gestu jest inna, bardziej emocjonalna. Gest może poprowadzić człowieka głębiej w jego modlitwie. Podobnie ruch, krok czy układ ciała, za pomocą których możemy wyrazić, jak czujemy się w danym momencie, trwając przed Bogiem.

W typowej bibliodramatycznej rozgrzewce proponuje się grupie swobodny taniec czy ruch przy muzyce, a następnie odgrywanie różnych form chodzenia: przez błoto, bagno, wysoką trawę, pustynię skalistą czy piaszczystą, w skwarze południa, w bezksiężycową noc. Są też ćwiczenia, w których za pomocą gestu czy postawy ciała osoby mają wyrazić, jak się czują w grupie: obco, blisko, nieswojo, niepewnie, bezpiecznie.

Po takiej rozgrzewce uczestnicy bibliodramy są gotowi, by wejść na poziom bardziej indywidualny i pokazać, jaki mają problem. Prosimy, by ujęli go symbolicznie. W dwu-, trzyosobowych podgrupach mogą wtedy spróbować przedstawić etiudę pantomimiczną lub „rzeźbę” na wybrany temat, na przykład co czują w swojej relacji do Boga teraz, jaka była ich relacja wcześniej, kiedy czują się bliżej Boga, kiedy dalej.

Jakie są inne tego typu ćwiczenia?

Może być ich naprawdę mnóstwo. W swojej praktyce często proszę uczestników bibliodramy, by odnaleźli ruch, w którym wyraża się ich rzeczywista bezradność, poprzez który stają się wołającymi do Boga „z dna ciemnej doliny”. To ćwiczenie można zrobić w parach. Jedna osoba zastyga w konkretnym geście bezradności. Oświetlona rzuca cień na papierowy ekran, a druga osoba ten cień obrysowuje. Zobaczyć ów kontur to doświadczenie bardzo silne emocjonalnie. Co innego jest czuć coś w ciele, a co innego jeszcze dodatkowo zobaczyć, jak to wygląda. I kiedy widzi się swoją skurczoną postać, można się zastanowić, co się ze mną stało. Czy zawsze taki byłem? Czy może kiedyś bardziej otwierałem się na Boga? Co się stało, że teraz tego nie potrafię?

To ćwiczenie daje okazję do refleksji nad relacją, którą mam z Bogiem na modlitwie, i pomaga przede wszystkim osobom mającym trudności z wypowiedzeniem swoich emocji. Dzięki takiej pantomimie coś się w nich przełamuje, otwierają się w nich nowe możliwości, potrafią już wyrazić to, co czują.

Słowo nie zawsze wystarcza.

Poza tym przy werbalnym wyrażaniu swoich problemów istnieje jeszcze inne niebezpieczeństwo. Jeśli ktoś o danej sprawie czy o swoim życiu opowiadał już kilka razy kilku różnym osobom, terapeutom czy kierownikom duchowym, to stworzył sobie pewne słowne schematy i nie jest w stanie wyjść poza nie. Ma już własne narracyjne ścieżki i za każdym razem idzie tym samym szlakiem. Można powiedzieć, że kręci się w kółko.

I w ten sposób się oszukuje.

Tak, bo stworzył sobie wygodny schemat autonarracji o sobie, zżył się z nim i jeśli ktoś pyta o jego sprawy, zawsze opowiada to samo. Głęboko wierzy, że jest to prawdziwe, tymczasem bywa zupełnie przeciwnie. Jeśli natomiast ten sam problem wyrazimy za pomocą innych środków, innym językiem, powstaje zupełnie nowa historia. Zmiana formy „mówienia” o sobie pozwala zobaczyć siebie w innym świetle.

Jak konkretnie przekłada się to już na lekturę Biblii?

Dzięki bibliodramie ta lektura może stać się głębsza. Wchodzimy tu bowiem w role postaci biblijnych. W grupie osób słuchających tego samego wersetu z Pisma Świętego rozumienie czy wyobrażenie na temat usłyszanych treści może być różne. Jeśli osoby spróbują pokazać własne wyobrażenia związane z danym fragmentem, daną biblijną sytuacją czy postacią, swoje rozumienie tekstu poddają niejako ocenie. W konfrontacji z innymi mogą też zobaczyć inny punkt widzenia, przez nich dotąd nie dostrzegany. W grupie jest zatem szansa na wzajemne ubogacenie się wyobraźnią innych.

Po raz pierwszy z tą metodą zetknęłam się w Niemczech, w domu rekolekcyjnym w Fuldzie. Było to w czasie Wielkiego Tygodnia i uczestnicy rekolekcji z pomocą bibliodramy wchodzili w przeżycia Wielkiego Tygodnia, w tym Ostatniej Wieczerzy. Osoby wybierały sobie konkretnych Apostołów i odgrywały ich role z Wieczernika. Kolejni Piotrowie czy Janowie prezentowali własne rozumienie udziału tych postaci w Ostatniej Wieczerzy.

Czy byli chętni do roli Judasza?

Byli, a ich prezentacja była bardzo mocno przeżyta. Inny przykład bibliodramy pamiętam już z naszego rodzimego podwórka, z seminarium dla psychoterapeutów zainteresowanych bibliodramą, które prowadził w Krakowie Peter Varga z uniwersytetu w Budapeszcie. To ćwiczenie odnoszące się do przypowieści Jezusa o uczcie (por. Łk 14, 15-24). Gospodarz chce wydać ucztę, wysyła sługi z zaproszeniem, a kolejne osoby mu odmawiają, tłumacząc się na różne sposoby. W końcu na ucztę zostają zaproszeni ludzie przypadkowi „z opłotków i dróg”: ubodzy, ułomni, niewidomi, chromi. Członkowie grupy mają za zadanie odegrać sceny z tej przypowieści.

Zanim to uczynią, trzeba przemyśleć i niejako „przećwiczyć na sobie” pewne kwestie: Co to znaczy być zaproszonym? Co to znaczy odmówić komuś? Jak to zrobić? Jaka będzie moja wymówka, moje wytłumaczenie? Jak czuje się ktoś, kto zaprasza, jak ktoś, kto odmawia? Następnie każdy szuka swojego miejsca w tej historii i wciela się w rolę gospodarza, sług, osób, które odmawiają, i tych, którzy „zgarniani” są na ucztę z ulicy.

Takie ćwiczenie może pomóc w uświadomieniu sobie, jak czują się poszczególni bohaterowie tej przypowieści i przenieść rodzące się emocje na swoje życie. Można zobaczyć, co taka sytuacja powoduje w moim sercu. Rodzi się mnóstwo uczuć i przeżyć. Kiedy w drugiej części bibliodramy grupowej uczestnicy wcielają się w role osób niepełnosprawnych, rodzą się pytania dotyczące naszego osobistego życia, a odpowiedź na nie to światło, które oświeca wiele spraw. Ktoś wciela się w rolę niewidomego i przez pół godziny chodzi po sali z zasłoniętymi oczyma. Zastanawia się, kto go prowadzi, dlaczego chce pomóc, dokąd idą. To trudne doświadczenie egzystencjalne.

I teraz: z jednej strony to, co się czuje w takiej sytuacji, trzeba odegrać, a z drugiej widzimy w podobnej sytuacji także inne osoby. Widzimy, jak reagują i co czują. To ćwiczenie powtarzałam w swojej praktyce naprawdę wiele razy i doskonale w nim wychodzą typowe ludzkie reakcje i zachowania. To sprawia, że tekst biblijny, w tym przypadku tę konkretną przypowieść, rozumiemy głębiej. Bibliodrama ma więc podwójny cel: głębsze zrozumienie tekstu biblijnego, a przez to większe zrozumienie i poznanie samego siebie. I jedno, i drugie w bibliodramie się udaje.

Taka forma pracy z tekstem biblijnym doskonale nadaje się do pracy z dziećmi na katechezie.

Oczywiście bibliodrama jest wykorzystywana na lekcjach religii. Jednak w szerszym rozumieniu jest ona czymś więcej niż tylko aktywizującą formą katechezy, dydaktyczną inscenizacją religijną. Istnieje mnóstwo możliwości wykorzystania bibliodramy zwłaszcza przez osoby przyzwyczajone do operowania słowem i niejako „wypalone” w słowie. Nieraz zdarza się, że osoby mówiące o Piśmie Świętym swoich słów w ogóle nie wyprowadzają z własnego doświadczenia. Mówią to, czego się wyuczyły.

Jakby powtarzały katechizm…

Bibliodrama pozwala na przekroczenie bariery słowa, zimnej i deklaratywnej wiedzy. Kiedyś na przykład, uczestnicząc w rekolekcjach u ojców werbistów w ich domu pod Wiedniem, brałam udział w bibliodramie, w czasie której przez tydzień pracowaliśmy nad Prologiem do Ewangelii św. Jana.

Jak zagrać Janowy Prolog?

No właśnie, jak ? To bardzo mnie zainteresowało. Pamiętam, że oprócz typowych etiud pantomimicznych, „ukonkretniających” abstrakcyjne pojęcia, prowadzący zaproponowali nam benedyktyńską metodę przepisywania Janowego tekstu. Uczestnicy sięgali po bardzo twórcze formy przepisywania i robili to w każdej wolnej chwili. Powstały ogromne niczym stół epistoły z różnymi dodatkowymi rysunkami i indywidualnym rozwinięciem poszczególnych akapitów, także w formie trójwymiarowych kolaży. To były indywidualne formy wchodzenia w poszczególne wersety, chociażby w ten dotyczący światłości, co w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła (por. J 1, 5). Ciekawe było także czytanie i usłyszenie słów Prologu z różnych części kościoła: z ambony, z konfesjonału, spod ołtarza, w kruchcie. Kolejne osoby czytały następujące po sobie wersety z różnych miejsc wielkiej, pustej świątyni.

Bibliodrama to szczególne doświadczenie, które zwielokrotnia działanie słowa Bożego poprzez użycie różnych estetyzujących form, nie tylko przez odgrywanie scen. Dzięki temu w szukaniu sensu biblijnych tekstów wykorzystujemy to, co czujemy i wiemy z własnego doświadczenia.

Udział w bibliodramie i używanie środków wyrazu innych niż słowa wymaga od jej uczestników dużej wyobraźni.

Wyobraźnia jest tu kluczowa także z tego powodu, że stanowi swoisty filtr w poznawaniu i pojmowaniu świata przez człowieka. Czego nie potrafimy sobie wyobrazić, tego też nie umiemy ani zrozumieć, ani przyjąć. Ktoś powiedział, że to nie rozum stanowi przeszkodę, by wierzyć, ale braki i ograniczenia naszej wyobraźni. Wyobrażamy sobie tak, jak umiemy, jak pozwalają nam na to obecne w naszej wyobraźni „schematy poznawcze” oparte na wcześniejszym doświadczeniu. Bibliodrama poprzez użyte środki artystycznego wyrazu, o których tu mówiłam, uaktywnia naszą wyobraźnię i poszerza ją zarówno u osoby tworzącej, jak i u odbiorców tego przekazu.

Św. Ignacy Loyola w „Ćwiczeniach duchownych” także mówi o wykorzystywaniu wyobraźni w modlitwie.

Rzeczywiście, niektórzy mówią nawet, że rekolekcje ignacjańskie to forma wewnętrznej bibliodramy. Osoby odprawiające Ćwiczenia, zwłaszcza drugi ich tydzień, kiedy kontempluje się życie Jezusa, muszą nieustannie wyobrażać sobie sceny ewangeliczne i wchodzić w pewne role. Rekolektant wyobraża sobie na przykład scenę Zwiastowania: Maryję przebywającą w jakimś pomieszczeniu i przychodzącego do Niej Archanioła Gabriela. Zadaniem odprawiających rekolekcje jest wczuć się w tę sytuację, zobaczyć, jak zachowuje się Maryja, jak Archanioł, wcielić się w którąś z tych postaci.

Jak jednak pogodzić indywidualność odprawiania „Ćwiczeń” i milczenie w czasie rekolekcji z bibliodramatyczną pracą w grupie?

Po medytacji indywidualnej następuje około dwuipółgodzinna sesja bibliodramy, kiedy rzeczywiście łamie się zasadę milczenia, prezentując za pomocą wcześniej wspomnianych gestów, ruchów czy innych środków wyrazu refleksję związaną z medytowanym wcześniej fragmentem z Pisma Świętego i jego związkiem z naszym życiem. Muszę przyznać, że kilkakrotnie odprawiałam ignacjańskie Ćwiczenia metodą bibliodramy i za każdym razem było to dla mnie bardzo ubogacające doświadczenie. Św. Ignacy dopuszcza przecież adaptację swoich Ćwiczeń do różnych ludzkich sytuacji. Tak też możemy potraktować wykorzystanie bibliodramy w rekolekcjach ignacjańskich.

Piszą o tym Eckhard Frick SJ i siostra Margret Fuhles SC w książce pt. Być twórczym przed Panem1. Pozycja ta jest pomyślana jako podsumowanie własnych doświadczeń obojga autorów w wielokrotnie powtarzanym programie łączenia Ćwiczeń i bibliodramy. Myślę, że lektura tej pracy może pomóc lepiej zrozumieć ideę i wartość praktycznego korzystania z bibliodramy w rekolekcjach.

1 Por. E. Frick SJ, M. Fuhles SC, Być twórczym przed Panem. Bibliodrama i „Ćwiczenia duchowne”, Wydawnictwo WAM, Kraków 2013.

Z Krystyną Sztuką, psychologiem klinicznym i terapeutą, rozmawia Józef Augustyn SJ
Życie Duchowe • ZIMA 77/2014