Między jezuitami krąży znany żart: „Pokora to bardzo rzad­ka i bardzo cenna cnota, ale ja na szczęście ją mam!”.

To po­wiedzenie trafnie obrazuje, czym jest pycha. Człowiek po­korny nigdy nie powie o sobie, że taki jest, natomiast pysz­ny publicznie manifestuje swoją „pokorę”. Nieżyjący już mój współbrat zakonny opowiadał o rozmowie ze starszą, bardzo „uduchowioną” zakonnicą. Przyszła do niego po poradę, gdyż jak twierdziła, osiągnęła już „dwunasty sto­pień”, czyli szczyt pokory. Nie wiedziała jednak, co czynić dalej. Po namyśle odpowiedział jej: „Teraz zejdź ze szczytu na dół i rozpocznij wszystko od początku!”.

Termin „pycha” (superbia w języku łacińskim) kryje w sobie pozytywny rdzeń. Pochodzi stąd, że ktoś dąży do spraw sięgających „sopra” – „ponad”, „wyżej” niż to, kim jest (św. To­masz z Akwinu). Dążenie „ponad”, „wyżej” samo w sobie jest pozytywne. Św. Ignacy z Loyoli podobne słowo magis („więcej”) uczynił jednym z filarów swojej duchowości. Ca­łe życie duchowe jest zmierzaniem ponad, wyżej, jest prze­kraczaniem ograniczeń, barier i przeciętności. Bez przekra­czania siebie i zewnętrznych granic nie byłoby wzrostu, lecz stagnacja i regres. Święta Teresa z Ávili napisała: O tak, niech Bóg da, że wzrastanie nigdy nie ustanie; wiecie bowiem: kto nie wzrasta, kurczy się. Wydaje mi się niemożliwym, że miłość mogła­by się zadowolić tym, aby pozostać w tym samym miejscu.

Zdążanie wyżej (zwłaszcza gdy nie szanuje godności i praw innych) może przybierać grzeszne, a czasami wręcz patologiczne formy. Pojawia się pycha. Nie bez powodu Kościół umieścił ją na pierwszym miejscu wśród grzechów głównych. Jest ona bowiem źródłem wszystkich pozosta­łych. Ewagriusz z Pontu opisuje ją w metaforyczny sposób: Pycha jest obrzękiem duszy wypełnionej ropą, jeśli dojrzeje, pęk­nie i sprawi wielki odór. Współczesny człowiek zagubił „hie­rarchię” grzechów. Zwykle za najcięższe uważamy grzechy związane ze sferą seksualną. Zapominamy, że pierwsze przykazanie dotyczy miłości Boga, bliźniego i siebie (por. Mt 22, 34-40), a pycha jest jego zaprzeczeniem. Ojcowie Koś­cioła podkreślają, że każdy grzech kryje w sobie pierwiastek pychy. Uważają ją za królową wad, korzeń drzewa, na którym wyrasta każdy rodzaj złego owocu (G. Cucci). Pisze św. Augu­styn: Staraj się dociec, na czym polega każdy grzech, i zobaczysz, czy potrafisz znaleźć jakiś, który nie mógłby być określony jako pycha. Rozumowanie jest tu takie: każdy grzech, jeśli się nie my­lę, jest wyrazem pogardy wobec Boga, a wszelką postacią pogardy wobec Boga jest pycha. Cóż bowiem jest większym wyrazem pychy niż pogarda Boga? Każdy zatem grzech jest pychą.

Święty Ignacy z Loyoli opisuje działanie szatana jako „zarzucanie łańcuchów, sieci” (Ćwiczenia duchowne, 142). Jest to działanie stopniowe, które systematycznie usidla człowieka, koncentrując na sobie i prowadząc do pychy. Etapami pośrednimi jest pragnienie bogactw, posiadania oraz prestiż, zaszczyty, pozycja społeczna, ludzka chwała.

Pycha jest „ostatnią siecią” szatana. Gdy podprowadzi do niej człowieka, jego „misja” w zasadzie jest zakończona. Może spokojnie zająć się innymi. Panuje dziś powszechne przekonanie, że sukcesem szatana jest przekonanie ludzi, że jest iluzją, wymysłem albo niegroźnym straszakiem. Sądzę, że groźniejsze jest utwierdzenie człowieka w jego perfekcji, superdoskonałości, niezależności, czyli w pysze. Dotyczy to zwłaszcza osób duchownych i dążących do doskonało­ści. Linia dzieląca doskonałość od pychy jest bardzo cienka. Tymczasem pokora jest w stanie pokonać wszystkie „sieci szatana”. Gdy św. Antoni Pustelnik je zobaczył, zapytał z przerażeniem Boga: Któż może ich uniknąć? I usłyszał od­powiedź: Pokora.

Pycha wyraża się przede wszystkim w relacjach. W stosun­ku do Boga prowadzi do Jego negacji i odrzucenia. Człowiek pyszny sam siebie uważa za boga i centrum świata. Sądzi, że jest niezależny i wszechmocny. Źródłem pychy jest narcyzm, zapa­trzenie w siebie, szczycenie się własną pięknością i dosko­nałością.

Pierwsi rodzice (por. Rdz 3, 1nn), chociaż cieszyli się Bożymi dara­mi, przyjaźnią i bliskością samego Stwórcy, zapragnęli być jak On: posiąść tajemnicę dobra i zła, decydować o moral­ności. Ulegli więc pokusie szatana: wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło (Rdz 3, 5). Pokusa węża nie oznaczała, że ludz­kość posiadłaby nieskończoną wiedzę podobną do boskiej ani że zakazany owoc był rodzajem afrodyzjaku, który skłonił ludzi do nieznanych im dotąd relacji seksualnych lub cielesnych. Zamiast tego wąż kusił doświadczeniem tego, czego ludzie zawsze pragną: niezależności i wolności (W.C. Kaiser i in.). Adam i Ewa uwie­rzyli szatanowi, że mogą posiąść Bożą prawdę i mądrość, Jego potęgę i nieśmiertelność, zostać bogami. Konsekwencje ich pychy, braku zgody na bycie stworzeniem, pragnienie nieograniczonej suwerenności i dorównywania Stwórcy od­czuwamy do dzisiaj.

Pycha nie jest domeną jedynie człowieka. Zaczyna się już w świecie duchów czystych, aniołów. Właściwie moż­na powiedzieć, że jest ich jedynym i najcięższym grzechem, który doprowadził do ich upadku. Aniołowie są najdosko­nalszymi duchowymi stworzeniami Boga: posiadają rozum i wolę: są stworzeniami osobowymi i nieśmiertelnymi. Przewyższają doskonałością wszystkie stworzenia widzialne. Świadczy o tym blask ich chwały (Katechizm Kościoła Katolickiego, 330). Taki sposób obdarowania aniołów przez Stwórcę winien za­owocować wdzięcznością, miłością i niewzruszonym zaufa­niem. Tymczasem pojawiła się myśl zniekształcająca relację z Nim. „Zbuntowany anioł” odrzucił zaproszenie do relacji miłości i przyjaźni z Trójcą Świętą. Uległ złudnemu poczu­ciu samowystarczalności, niezależności, a nawet więcej, sam równał się ze Stwórcą. Misją anioła jest służba Bogu, tymcza­sem w swojej pysze anioł zrywa relację miłości łączącą go z Bogiem, w sposób nieodwołalny mówi: Nie będę służyć! (Jr 2, 20). Wybiera niezależność, „wolność” i w efekcie śmierć. Z anioła przemienia się w szatana.

Pycha jest wyrazem buntu wobec Boga, który bywa jawny lub (częściej) skrywany. Słusznie zauważa Piet van Breemen: Nasz bunt przeciwko Bogu zawsze maskujemy. Jeste­śmy zbyt przeszkoleni i wytrenowani pod względem religijnym, aby buntować się otwarcie. Zamiast miłości i wdzięczności wobec Stwórcy, któremu wszystko zawdzięczamy, pojawia­ją się żale, pretensje, niezadowolenie, pesymizm, narzeka­nie na Niego, osądzanie Go bądź udzielanie Mu dobrych rad. Słowa, które powinny być linią przewodnią całego ży­cia: Któż jak Bóg?, zostają zastąpione przez inne: Któż jak ja?Narcystyczna kontemplacja siebie prowadzi w efekcie do demonicznej logiki; odrzuca relacje miłości i zaufania Bogu i tworzy świat oparty na egoizmie i antywartościach. Święty Doroteusz z Gazy wNaukach opisuje przykład stopniowej degradacji wynikającej z pychy: Znałem kiedyś człowieka, któ­ry doszedł do godnego pożałowania stanu. Zaczęło się od tego, że kiedy ktoś z braci mówił do niego, on każdym gardził i mawiał: „A któż to taki? Nie ma autorytetu oprócz Zosymasa i jego szko­ły!” Potem i tych zlekceważył i zaczął mówić: „Nikt tylko Ma­kary!” Wkrótce potem już twierdził: „Któż to jest Makary? Tyl­ko Bazyli i Grzegorz!” Wnet i tych zlekceważył, mówiąc: „Któż to Bazyli i któż to Grzegorz? Tylko Piotr i Paweł!” Powiadam mu: „Zaiste, bracie, i tymi jeszcze pogardzisz”. I wierzcie mi, że w krótkim czasie zaczął już mówić: „Któż to jest Piotr i któż to jest Paweł? Nikt, tylko sama Trójca Święta!” Wreszcie wyniósł się i nad Boga samego i tak skończył. Dlatego musimy walczyć, bra­cia, z pierwszym rodzajem pychy, żebyśmy stopniowo nie doszli do pychy ostatecznej.

Człowiek pyszny miesza cele ze środkami. W miejsce Boga i jego chwały stawia swoje własne motywacje, czysto egoistyczne. W sposób zawoalowany próbuje je usprawied­liwiać. Przypomina wówczas Judasza z jego iluzorycznym altruizmem (por. J 12, 4-6). Maskuje własne egoistyczne cele, motywując je wzniosłymi ideałami.

Przypowieść Jezusa o faryzeuszu i celniku (por. Łk 18, 9-14) trafnie punktuje różnice między pychą a pokorą, prawdą o sobie. Modlitwa faryzeusza za fasadą pobożno­ści okazuje się „bezbożna”. Bóg jest jedynie przykrywką dla zadufanego w sobie „ja”. Religia jest mu potrzebna, by się dowartościować, wywyższyć. Ten człowiek o nic Boga nie prosi, niczego od Niego nie oczekuje. Uwypukla osiąg­nięcia, a pomija słabości i błędy. Postępuje jak skrupulatny buchalter, sądząc, że w tym podoba się Bogu, albo że jest wręcz podobny do Boga. Ta postać pychy sprowadza Boga do narzędzia władzy, a religię do ideologii, kanału reklamującego na­szą domniemaną wartość (G. Cucci). Przeciwieństwem faryze­usza jest celnik. Stoi przed Bogiem jak żebrak, zawstydzony i pełen skruchy, gdyż zrozumiał swój grzech. Wie, że grzech czyni go dalekim od Boga. Nie usprawiedliwia się ani nie porównuje z innymi, jak czynił faryzeusz. Nie czuje się lep­szy przez kontrast z innymi. Ma świadomość, że potrzebu­je Boga, Jego miłosierdzia i łaski, by móc żyć inaczej. Jego modlitwa, słowa i postawa świadczą o pokornej miłości.

 

Stanisław Biel SJ/deon