Wyjdź ze strefy komfortu

 

Początek Ewangelii Jezusa Chrystusa, Syna Bożego.

Jak jest napisane u proroka Izajasza: «oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją. Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie dla Niego ścieżki», wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów. Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając swoje grzechy.

Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym. i tak głosił: «idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby schyliwszy się, rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, on zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym».

Mk 1, 1-8

 

****

 

„Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym” (Mk 1, 1).

„Pustynia to odejście od wszystkiego, co nas wyłącznie bawi, umila nam życie i rozprasza” (Tomas Halik).

Ewangelia, czyli Dobra Nowina, opowiada o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym. Łatwo powtórzyć  tę wzniosłą prawdę jako wyuczoną regułkę, bo tak ksiądz kazał mówić… Ale co innego wypowiadać słowa, a co innego wierzyć całym sobą w ich znaczenie. Każde słowo jest znakiem rzeczywistości niewidzialnej. Wbrew pozorom do egzystencjalnego, a nie tylko intelektualnego przekonania o bóstwie Jezusa dojrzewa się powoli. Świadczy o tym cała Ewangelia według św. Marka. Poznanie Pana też jest drogą. I to czasem zadziwiającą.

Czy bez wahania nazwalibyśmy Jezusa Synem Bożym, gdybyśmy osobiście zobaczyli Go w męczarniach na krzyżu? Przyzwyczailiśmy się do tego widoku. Na Golgocie wiarę w Chrystusa wyznaje nie kto inny tylko rzymski setnik, poganin. „Widząc, że w ten sposób Jezus oddał ducha, rzekł: „Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym” (Mk 15, 39). Co takiego zobaczył Rzymianin w „sposobie” umierania Jezusa, że dostrzegł w Nim Boga? Inni też patrzyli a wcale Boga nie zauważyli. Nie tyle liczyło się to, że Jezus umierał, ale jak umierał. To był dla setnika znak, dziwny, zastanawiający, wskazujący na inną rzeczywistość niż całe dotychczasowe doświadczenie Rzymianina. Nigdy z czymś takim się nie spotkał. Cały Jezus był znakiem. Jego postawa, słowa i milczenie, odsyłały do świata, którego nie widać gołymi oczami. Jeśli to ten sam setnik, który prosił o uzdrowienie swego sługi, to przeszedł on ciekawą drogę wiary. Był to człowiek, który potrafił dostrzec w tym, co powszednie, niezwykłość. Zachwycił się mocą słowa. Wcześniej uwierzył jednemu słowu Jezusa, bo zauważył, że także jego ludzkie słowa skłaniają żołnierzy do posłuszeństwa. Upamiętniamy to wydarzenie podczas każdej mszy świętej. A pod krzyżem przedarł się przez zasłonę umęczonego ciała, krwi, okrucieństwa i właśnie w reakcji Jezusa na zło zobaczył Boga. Przejście od warstwy powierzchniowej, od zmysłów, do głębi nie następuje w nas automatycznie. To długi proces.

W poprzednią niedzielę Pan opowiedział nam przypowieść o czuwaniu, bo nie wiadomo, kiedy stanie u drzwi i zapragnie wejść do środka. Każe czuwać odźwiernemu, aby w odpowiedniej chwili wpuścił go do domu. Dzisiaj Ewangelia mówi, że zanim Pan dojdzie do drzwi, musi przejść do nas pewną drogę, ale i my musimy wyjść do Niego. Spotkanie następuje na pustyni. Pan właśnie w doświadczeniu pustyni próbuje przedrzeć się do nas za pomocą znaków i symboli. Działa stopniowo. Przygotowuje człowieka z pomocą innego człowieka. Ten sposób działania Boga nie zmienia się także w czasie Kościoła, w życiu każdego wierzącego.

Ewangelia o Jezusie Chrystusie zaczyna się już w Starym Testamencie. Jezus nie spadł z nieba jak nieoczekiwany meteoryt, który wszystko niszczy. Św. Marek na samym początku cytuje proroka Malachiasza, a potem Izajasza, ponieważ widzi, że właśnie w działaniu Jana Chrzciciela spełnia się to, co Bóg już dawno temu zapowiedział. Słowo „dawno” nie jest tutaj bez znaczenia. Prorok Malachiasz przemówił prawie pięćset lat temu do Izraelitów w Babilonie: „Oto Ja wyślę anioła mego, aby przygotował drogę przede Mną, a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie” (Ml 3, 1). Potem na pięć wieków zapadła cisza. Wystarczający okres, by wszystko zamazało się w pamięci… A jednak był to czas potrzebny na „inkubację” słowa, obumieranie ziarna, przygotowanie gleby. Aż do Jana. I nagle, na pustyni, a nie w mieście lub w świątyni, po długim okresie milczenia, pojawia się (dosłownie „staje się”) dziwny człowiek w skórach, który intryguje, a jego słowa przypominają cięcia skalpela.

Cały Jan, jego postawa, ubranie, miejsce pobytu są jednym wielkim znakiem. A jego działania urastają do rangi symbolu. Orygenes twierdzi, że tylko do Jana, w przeciwieństwie do innych proroków, „Słowo przemówiło na pustyni”. Pustynia to aluzja do wędrówki Izraela z Egiptu. Sam Jan nigdzie się nie rusza, nie idzie do miasta, nie obchodzi Judei. To raczej jego głos i niekonwencjonalne zachowania „wyciągają” ludzi zewsząd. Św. Marek pisze, że cała judzka kraina i Jerozolima dosłownie „wychodziła” do niego, podobnie jak niegdyś Izraelici wyszli z Egiptu, od faraona, by na pustyni oddać cześć Panu. Ale to najpierw Pan do nich przyszedł w osobie Mojżesza. A zanim do wyjścia doszło, nie obeszło się bez walki, tyle że nie ludzką mocą, lecz Bożą.

Kard. Jean Danielou SJ uważa, że te biblijne wyjścia na pustynię są „wyrazem zerwania”, oddzielenia od tego, co nie pozwala żyć według Bożych wskazówek. Abraham opuścił pogańskie Ur. Izrael został wyrwany z bałwochwalczego Egiptu. Eliasz, zwątpiwszy we własny lud, zbiegł na pustynię przed czczącą bożków królową Izebel. Wszyscy oni tam spotykali prawdziwego Boga w słowach i znakach. I oto teraz mieszkańcy opuszczają święte miasto – Jeruzalem, które być może jest święte już tylko z nazwy. Chrześcijańscy mnisi wyszli na pustynię egipską po edykcie Konstantyna, ponieważ doszli do wniosku, że chrześcijaństwo straciło swój blask, skarlało, stało się religią…urzędową.

Co dzisiaj jest dla nas pustynią? W jakich sytuacjach jej doświadczamy? Na pustynię jesteśmy wywoływani, ponieważ sami pewnie byśmy się tam nie pokwapili. Czy rozpoznajemy w sobie głos wołającego, aby oddzielić się od tego, co nam przesłania Boga, od naszych miast pełnych zgiełku, od zniekształconych form religijności, od pogmatwanych dróg, w których się już gubimy, od rozdroży, na których stajemy bezradni, bo już nie wiemy, co mamy wybrać, od rozmaitych form bałwochwalstwa i niewoli, których już być może nie widzimy?

Pustynia biblijna jest paradoksalna. Wychodzi się na nią, by zanurzyć się w wodzie i zaczerpnąć życia. Obmyć się, ale i poczuć na sobie dotyk łaski, która jak woda podczas kąpieli w rzece muska nasze ciało. Janowe zanurzanie wszystkich w wodzie przywołuje proroka Ezechiela, który zapowiadał, że lud zostanie pokropiony wodą i otrzyma nowe serce, nowego ducha, aby w końcu mógł zachowywać przykazania. Wierzący Izraelici, jeśli znali te pisma, mogli je powiązać z tym, co działo się na ich oczach. Oczywiście, bez założenia, że Bóg jest Panem historii, trudno byłoby cokolwiek zobaczyć.

A słowa Jana? Prorok wskazuje na Mocniejszego od niego. Jest świadkiem w ścisłym sensie tego słowa. Syn Boga tym się różni od syna człowieka, że ten pierwszy zanurza w Duchu Świętym, a drugi tylko w wodzie. Drugie działanie jest tylko znakiem, czymś, co przygotowuje. Pierwsze uwalnia, sprawia radykalną odnowę. Rozumieli to pierwsi chrześcijanie. Zanim przyjęli sakramenty, czyli Ducha Świętego, najpierw byli podprowadzani przez Niego przez słuchanie Słowa, przez gesty i znaki, które poszerzały ich serca. Musieli wyjść z miejsca, gdzie żyli, zobaczyć, że tkwili w niewoli. Musieli zapragnąć wolności, a potem opuścić to, co im było drogie, choć ich męczyło. Musieli poddać się czemuś, co nie działa w obrębie tej przestrzeni, w której żyli na co dzień. Przygotować drogę Panu to wyjść z własnego ciepłego gniazda i dać się porwać rzece życia.

 

Dariusz Piórkowski SJ