Daj się porwać rzece życia

 

Jan Chrzciciel tak głosił: «Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby schyliwszy się, rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym».
W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie.
W chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na Niego. A z nieba odezwał się głos: «Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie».

Mk 1, 7-11

*****

 

„Stało się, że w tych dniach przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i został zanurzony przez Jana w Jordanie” (Mk 1, 9).

„Dorosły będzie prawdziwie dorosły tylko wtedy, gdy jednocześnie jest dzieckiem” (św. Jan Chryzostom).

Marek Ewangelista jak zwykle urzeka zwięzłością. I może to być dla nas pod pewnym względem trudne. Mało ubarwiających szczegółów. Zero emocji. Zwykłe zapisanie faktu. W zasadzie nic się nie dzieje. I tutaj właśnie czyha na nas pułapka, w którą niepostrzeżenie możemy wpaść na drodze wiary: że też ciągle trzeba słuchać o tym samym. Słowo Boże nie zaspokaja naszej ciekawości, odwołuje się raczej do naszej głębi. Ciekawość często brata się z powierzchownością. Na ludzkiej ciekawości jadą wszystkie portale, serwisy informacyjne, plotki. Ciekawość to najlepszy sposób na marnotrawienie czasu na rzeczy niepotrzebne.

W sferze religii ciekawość co najwyżej powiększa naszą wiedzę, ale na tym najczęściej wszystko się kończy. Św. Jan od Krzyża ciekawość religijną nazywa „łakomstwem duchowym”. Dotyka ono ludzi, którzy „szukają nieustannie pociechy i wskazówek duchowych, wynajdują  książki i bezustannie je czytają, by znaleźć w nich to, czego pragną. Tym zajęciom poświęcają o wiele więcej czasu aniżeli umartwieniu i wyrobieniu w sobie doskonałego ubóstwa wewnętrznego, które jest tu nieodzowne” (Noc ciemna, 1, 3). Dla takich osób zdanie św. Marka będzie rozczarowaniem, czerstwym chlebem, postem. Bo często nie odnajdą tam tego, czego pragną, czyli potwierdzenia samych siebie. Z natury lubimy czytać i słuchać tego, co nas utwierdza w naszych poglądach. O tym wiedzą też twórcy mediów.

Aby wynieść pożytek ze Słowa Bożego skąpego w duchowe łakocie, z jego ciągłej powtarzalności w liturgii, z jego prostoty aż do bólu, potrzeba „ubóstwa wewnętrznego”. Ciekawość wcale nie zapala ognia, który oświeca i grzeje, lecz rozpyla wokół nas tumany dymu. W ubogim i pozbawionym blichtru słuchaniu Słowa nie chodzi bowiem o to, byśmy posiedli tajemnicę, ale o to, byśmy pozwolili się jej dotknąć. Ta tajemnica jest ogniem, który trawi, ale też daje ciepło. Zawsze będzie nas zawsze przekraczać, nawet w wieczności.

Co chce przekazać nam dzisiaj św. Marek? Pisze o bramie, przez którą Jezus wchodzi, aby wypełnić swą misję. Poddaje się symbolicznemu rytowi. W dosłownym tłumaczeniu należałoby oddać to wydarzenie w ten sposób: „I stało się w tych dniach, że przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i został zanurzony przez Jana w Jordanie”.

Rzadko widzimy w tym, co nas spotkało, wydarzenie. Jezus przebył spory kawał drogi z Galilei do Judei, kilkadziesiąt kilometrów, aby wejść do rzeki, aby się w niej zanurzyć. Szkoda, że współczesny chrzest nie budzi już skojarzenia z zanurzaniem. Raczej dziecko polewa się wodą, oby ostrożnie, żeby się nie zmoczyło. Jednak polanie to nie to samo co zanurzanie. W znaku polania rozmazuje się nieco zasadnicza zmiana, której dokonuje chrzest święty.

W potocznym języku słowo „zanurzać” nadal dość dobrze funkcjonuje. Można zanurzyć się w oparach luksusu, w pracy, w działalności społecznej, w polityce, w rzeczywistości wirtualnej, ale też w pustce, rozkoszy, rozpaczy, melancholii. W języku religijnym również zanurzamy się w miłości, w miłosierdziu, w tajemnicy, w modlitwie, w ciszy. Słowem, „zanurzyć się” to „dać się całkowicie pochłonąć, wejść w głąb czegoś, poddać się czemuś, pozwolić się prowadzić”.

Ewangelista podkreśla również, że Jezus „został zanurzony przez Jana”. Strona bierna wskazuje na to, że Jezus poddał się temu działaniu. Zanurzenie oznacza tutaj wolę całkowitego zaangażowania. Jezus wchodzi cały do wody. Przyjmuje w ten sposób wolę Ojca. Chce odtąd być również cały dla ludzi, staje się naszym bratem, wtapia się w ludzką rzeczywistość razem z jej biedą, chorobami, tęsknotami, grzechem i niespełnieniem, aby ją przemienić od wewnątrz.

Woda jest kolebką życia. Nasze ludzkie istnienie zaczyna się od zanurzenia w wodzie. Pływaliśmy w niej w łonie matki. To było nasze pierwsze środowisko życia. Nikt z nas tego nie pamięta. Tam nabieraliśmy kształtów. Wody płodowe chroniły nas przed urazami, umożliwiały przemianę materii, pomagały uczyć się oddychania – jeszcze nie powietrzem, lecz…wodą. Potem musieliśmy „wyjść z wody”, opuścić brzuch matki przez bramę jej łona i wyszliśmy na światło dzienne, na powietrze. Chyba nigdy nie jest to przyjemne dla dziecka – raczej oznacza dla niego katastrofę, co wyraża często jego przeraźliwy płacz i trwoga. Po narodzeniu zostaliśmy zanurzeni w zupełnie inny świat, trochę już przygotowani, a trochę jeszcze nie. Powoli uczymy się przyjmowania życia, które nie zawsze jest łatwe, często nas zaskakuje i nie przypomina tego, co działo się w brzuchu mamy. Musimy stanąć na własnych nogach, ale nie tak, abyśmy już nikogo nie potrzebowali. Dalej powołani jesteśmy do symbiozy i współpracy z innymi, tyle że teraz coraz więcej zależy od naszej wolności. W sferze ducha niczego nie da się wymusić.

Zanurzenie Jezusa w Jordanie przez Jana rozpoczyna kolejny etap jego drogi, a po trzech latach Jezus znowu przyjmie chrzest, tym razem wchodząc w „wody śmierci” (Por. Łk  12, 50). Ale wyjdzie z nich jako dawca Życia, wejdzie w nową, niespotykaną dotąd formę życia. Podobnie jak dziecko, które wychodząc z łona matki, umiera, by rozpocząć nowy etap. Jezus nazwany jest umiłowanym synem, bo wychodzi z wody, aby wypełnić zadanie powierzone Mu przez Ojca, nie dlatego, że musi i nie ma innego wyjścia, ale dlatego że chce się w pełni zaangażować.

Nasz chrzest również jest zanurzeniem w Chrystusie, to znaczy całkowitym włączeniem w Niego, wszczepieniem w krzew winny, rozpoczęciem nowej drogi, nowej jakości, nowej ery w życiu. Niestety, jeśli po chrzcie dziecka nie następuje egzystencjalne wyjaśnienie tego, co wtedy się stało – a było to iście wiekopomne wydarzenie – ten ryt pozostaje tylko zewnętrznym gestem, który jak na ironię „polanie” dobrze symbolizuje. Wtedy chrześcijaństwo przyjmuje się połowicznie, nie wchodzi się całkowicie do wody, nie zanurza w nowej rzeczywistości, i dlatego też nie wychodzi się z wody gotowym do podjęcia misji. Jeśli nie nastąpi drugie nawrócenie, trudno rzeczywiście zanurzyć się całkowicie w chrześcijaństwo. A następuje to wtedy, gdy na nowo odkrywamy w sobie dziecko, wracamy do prostoty, do ufności, do odkrycia całkowitej zależności od Boga. Bo „w Nim poruszamy się, żyjemy i jesteśmy”. Cali w Nim zanurzeni.

 

Dariusz Piórkowski SJ