Kto chce iść za Mną, niech je słodycze

Duch wyprowadził Jezusa na pustynię. A przebywał na pustyni czterdzieści dni, kuszony przez Szatana, i był ze zwierzętami, aniołowie zaś Mu służyli.
Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: «Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!».

Mk 1, 12-15

 

„Zaraz też Duch wyprowadził Go na pustynię. Czterdzieści dni przebywał na pustyni, kuszony przez szatana. Żył tam wśród zwierząt, aniołowie zaś mu usługiwali” (Mk 1, 12-13)

„Ten, kto nie jest kuszony, nie może siebie poznać” (św. Augustyn).

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że niewiele da się wycisnąć z tego skąpego fragmentu, by odnieść jakiś pożytek na progu Wielkiego Postu. Równocześnie trzeba uważać, by zbyt łatwo nie popaść w znane nam schematy, które pomagają szybko „rozprawić się” z intrygującym tekstem.

Już sam początek wiele mówi. Marek zaznacza, że wyjście Jezusa na pustynię odbyło się „zaraz”, czyli tuż po chrzcie. Dopiero co Jezus usłyszał, że jest umiłowanym Synem Ojca i natychmiast zostaje wyprowadzony (Jakub Wujek w Biblii z 1599 roku tłumaczy: „wygnany”) przez Ducha na pustynię, aby tam spędzić czterdzieści dni. Dwa doświadczenia zostały tutaj splecione w jedną całość: wybranie i odosobnienie. To bardzo ważne. W specjalnym zadaniu, które Chrystus ma wykonać, liczy się jeszcze sposób jego wykonania. Dlatego Jezus nie ruszył od razu w kierunku ludzi, lecz najpierw wszedł w ciszę i pustynię.

Spójrzmy najpierw na relacje pozostałych ewangelistów, którzy piszą o pobycie Jezusa na pustkowiu. Mateusz i Łukasz zgodnie podkreślają, że Jezus pojawił się tam z natchnienia Ducha, aby doświadczyć ludzkiego braku i zmierzyć się ze złym duchem. Dopiero gdy przepościł czterdzieści dni i poczuł głód, był kuszony przez diabła. Obaj ewangeliści skupiają się więc na starciu z szatanem pokazując, jak Jezus go zwyciężył. Reszta jest tłem. Tymczasem Marek, zachowując właściwą jemu ascetyczną surowość opisu, inaczej rozkłada akcenty. Wydaje się przy tym, jakby nie przywiązywał do tego wydarzenia zbyt dużej wagi. To mylące wrażenie.

Z kontekstu wynika, że dla tego ewangelisty istotne jest już samo bycie Jezusa na pustyni. Kuszenie przez szatana nie należy tutaj bezpośrednio do priorytetów zamieszkania na pustyni. Dlatego Marek nie podaje żadnych szczegółów kuszenia. Zaznacza tylko, że coś takiego miało tam miejsce.

Według Marka nie chodziło również o post. Wskazuje na to zadziwiająca wzmianka o aniołach, którzy przez cały czas usługiwali Chrystusowi. Czasownik „diakonein”, który tutaj się pojawia, oznacza najpierw „służenie do stołu”, „karmienie kogoś”. Jest to nawiązanie, np. do historii proroka Eliasza, któremu podczas suszy kruki dostarczały pożywienie (1 Krl 17, 4). W podobnym sensie czasownik ten występuje w różnych miejscach Nowego Testamentu. Podczas uczty w Betanii Marta „posługiwała” (J 12, 2), czyli służyła do stołu. W Ewangelii według św. Łukasza kobiety idące za Jezusem „usługiwały im ze swego mienia” (Łk 8, 3). Z kolei apostołowie wyznaczyli diakonów, aby ci „obsługiwali stoły” (Por. Dz 6, 2), przy których podawano jedzenie wdowom i ubogim.

Marek wspomina też o obecności dzikich zwierząt. I nie wiadomo, czy chodzi o ich wrogość, która zmuszała Jezusa do ich odpędzania, czy wprost przeciwnie jest to odblask idyllicznego obrazu proroka Izajasza o wkładaniu ręki przez dziecko do kryjówki kobry (Por. Iz 11, 8). Wiele przemawia za drugą interpretacją, choć tej pierwszej nie wyklucza. Chrystus zaczął przywracać harmonię między człowiekiem a stworzeniem zaburzoną niegdyś przez grzech. Jeśli więc w centrum nie pozostaje kuszenie i post, to po co Jezus się tam udał? Dlaczego Duch kazał Mu wytrwać z dala od ludzi przez tyle dni?

Sprawa wyjaśnia się w dalszym ciągu Ewangelii. Wyjście na pustynię stało się dla Jezusa pewnym modelowym zachowaniem, podejmowanym przez Niego w specyficznych okolicznościach w trakcie Jego działalności.

Już na początku po całym dniu nauczania i uzdrawiania w Kafarnaum z samego rana Jezus „udał się na miejsce pustynne”, aby się modlić (Por Mk 1, 35). Podczas tej modlitwy utwierdził się w tym, że musi iść do innych miast, chociaż mieszkańcy Kafarnaum chętnie zatrzymali by Go u siebie na dłużej. Przedłużył jednak swój pobyt na pustyni, ponieważ trędowaty rozpowiedział w całej okolicy, że został uzdrowiony przez Jezusa. (Mk 1, 45). Nieco później, kiedy zmęczeni, choć radośni uczniowie, powrócili z misji, Chrystus kazał im odejść „osobno na miejsce pustynne, aby odpocząć” (Mk 6, 33). Po rozmnożeniu chleba na pustyni znowu odprawił tłum, zostawił uczniów i „odszedł na górę, aby się modlić” (Mk 6, 46). Nawet po całym dniu pracy w Jerozolimie, wieczorem Jezus i uczniowie „wychodzili poza miasto” (Mk 11, 19).

Co łączy te wszystkie wyjścia Jezusa na pustynię lub szukanie samotności? Za każdym razem Chrystus opuszcza ludzi, którzy do Niego się garną, ponieważ nie chciał się z nimi spotkać na ich warunkach. Albo dlatego, żeby nie sprzeniewierzyć się swojej misji. Podczas gdy Chrystus czynił znaki wskazujące na rozpoczynającą się przemianę świata, ludzie żądali tej zmiany natychmiast, w dodatku zawężonej tylko do ziemskiego życia.

To właśnie szczególnie uderza w Markowym opisie. Na pustyni jest Bóg, ale też wszelkie żywe stworzenia: zwierzęta, dobre duchy, czyli aniołowie oraz szatan, ale nie ma tam ludzi. Pustynia polega tutaj na oddaleniu się od ludzi, aby spotkać Boga, doświadczyć Jego bliskości, rozpoznać Jego głos, aby potem być dla nich w sposób, którego oczekuje Bóg, a nie oni. Dlaczego? Z jednej strony dlatego, że właśnie w zachowaniu ludzi (a nie dopiero na pustyni) Chrystus wyczuł subtelną pokusę złego ducha. To, co wydaje się szlachetne i jak najbardziej pożądane, może stawać w poprzek Bożym planom. Ludzie chcieli z Chrystusa uczynić wyłącznie zbawcę porządkującego ten świat. „Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości (J 6, 36)   – powie Jezus u św. Jana. Z drugiej strony, odchodząc od ludzi na pustynię podczas modlitwy Jezus mógł się przyjrzeć tej pokusie na spokojnie, z dystansu i równocześnie rozpoznać, że nie taka jest wola Ojca, chociaż przecież nie czynił żadnego zła. Chrystus nauczył się tego podczas pierwszego długiego pobytu na pustyni. I wiedział, że nic nie zostało tutaj definitywnie zamknięte. Te pokusy będą powracać.  Nawet, gdy będzie wisiał na krzyżu.

Celem Wielkiego Postu nie jest więc wyłącznie rezygnacja z takiej czy innej przyjemności. To czas wyjścia na pustynię, na której każdy powinien się przypatrzeć, czy aby nie odszedł zbyt daleko od misji, którą Bóg powierzył każdemu do spełnienia. A wiąże się to nieodparcie z tym, kim chrześcijanin się stał, czyli dzieckiem Ojca, uczniem Chrystusa. Mamy więc w świetle Słowa i w ciszy przyjrzeć się temu, jak wyglądają nasze relacje z innymi, jak ich oczekiwania i postawy wpływają na nas, czy spełniamy to, czego Bóg od nas oczekuje, a może tylko to, czego oczekują ludzie.

Poza tym, możemy robić wiele wspaniałych rzeczy, wyrzekać się słodyczy, walczyć z nałogami, ale czy pytamy się, jaki jest cel tych wysiłków i co nas do nich motywuje. Jeśli czynimy tak tylko po to, aby w sercu poczuć, że udało nam się coś osiągnąć i pogratulować sobie, możemy mówić co najwyżej o samorealizacji.

Jezus nie mówi: „Kto chce iść za mną, niech przestanie jeść słodycze”. W niektórych przypadkach, gdy chrześcijanin stracił umiar lub tkwi w uzależnieniu, takie wyrzeczenie może być nawet konieczne. Ale to nie od jedzenia bądź niejedzenia zależy owocność misji chrześcijanina. Jezus mówi, aby „zaprzeć się samego siebie”, czyli nie stawiać siebie w centrum, nie szukać swojej chwały, nie chcieć być podziwianym, nie uzurpować sobie roli zbawiciela świata, nie poddawać się opinii ludzkiej, nie zabiegać o to, żeby się innym przypodobać. To o wiele trudniejsza i bardziej wymagająca pokuta. Te głębsze przywiązania dostrzega się dopiero w ciszy, w odosobnieniu. Z natury jednak nikt tam się nie pcha. Dlatego chyba nie powinno nas dziwić, że nawet samego Jezusa Duch „wygnał” na pustynię. Chrystus poddał się temu działaniu zamiast nas, przecierając nam szlak. Teraz możemy iść Jego śladami, bo i w nas mieszka Jego Duch.

 

Dariusz Piórkowski SJ