Moja religijność nigdy nie widziała żywego Pana Jezusa. Nie znałem Pana Jezusa, nie znałem Ewangelii, nie znałem nauki Kościoła.

 

Dzisiaj chciałbym podzielić się z Wami moim doświadczeniem spotkania żywego Boga. Chciałbym, abyście wiedzieli, że Jezus Chrystus żyje i dzisiaj uzdrawia tak samo jak 2000 lat temu. Uzdrawia z dolegliwości fizycznych, ale i psychicznych. Nie bardzo wiem jak zacząć, więc postaram się opowiedzieć wszystko od początku.

 

Urodziłem się w katolickiej rodzinie. Od małego chodziłem do Kościoła, uczono mnie jak się modlić. Zawsze było we mnie jakieś pragnienie usługiwania w Kościele, potem miałem marzenie, aby zostać kapłanem. Wtedy wydawało mi się, że byłem bardzo religijny.

 

Jednak moja religijność nigdy nie widziała żywego Pana Jezusa. Nie znałem Pana Jezusa, nie znałem Ewangelii, nie znałem nauki Kościoła. Nigdy tym specjalnie się nie interesowałem. Z czasem moje modlitwy wyglądały jak zaliczenie obowiązku, rachunek spowiedzi był robiony „na odwal”. Często wymyślałem grzechy tuż przed spowiedzią.

 

Problem zaczął się bodajże w szóstej klasie szkoły podstawowej. Zacząłem interesować się dziewczynami, ale byłem zbyt nieśmiały. Zdarzyło się, że natrafiłem na stronę internetową z filmami porno. W tamtym czasie myślałem, że to jest normalne.

 

Nie interesując się Ewangelią, naukami Kościoła, brnąłem w to dalej, nie wiedząc do czego mnie to zaprowadzi. Jeszcze zostałem nakarmiony kłamstwami typu: „To jest normalne.”, „Tak właśnie człowiek poznaje swoje ciało”. Wkrótce po tym pojawiły się czyny nieczyste związane z tymi filmami. I tak sobie beztrosko żyłem z tym dziadostwem.

 

W drugiej klasie szkoły gimnazjalnej dowiedziałem się, że jest to grzech ciężki i siedząc w tym sam siebie skazuję na rozłąkę z Panem Bogiem na wieki. Poczułem się jakby ktoś uderzył mnie łomem w głowę. Nie byłem jakoś bardzo zżyty z Panem Bogiem, ale chciałem zachować czyste „konto”. Powiedziałem sobie, że więcej do tego nie wrócę.

 

Minął tydzień czasu, a już z powrotem siedziałem w tym bagnie. Moja walka trwała jakieś pół roku. Maksymalnie w czystości wytrzymałem 4 tygodnie. Potem upadek i wielka załamka. Nie potrafiłem popatrzeć w lustro. Brzydziłem się tego kim jestem i co robię.

 

Patrzyłem na kobiety jak na obrazek, jak na obiekt pożądania. Nie mogłem się skupić na niczym innym. Nie mogłem się doczekać powrotu ze szkoły, kiedy odpalę stronę z tym świństwem. Zdałem sobie sprawę, że to jest uzależnienie.

 

Po tym wszystkim zacząłem się modlić, błagać Pana Boga, aby to zabrał ode mnie. Chodziłem do spowiedzi i co jakiś czas (zwykle tydzień lub dwa) upadałem. Moja modlitwa w dalszym ciągu wyglądała jak recytacja Pana Tadeusza, bez jakiejkolwiek refleksji. Ciągle upadałem, ciągle to wszystko wracało jak bumerang. W międzyczasie pojawiały się myśli samobójcze.

 

Wszystko zaczęło się zmieniać na przełomie pierwszej i drugiej klasy w szkole średniej. Wtedy odkryłem modlitwę różańcową. Taki paradoks, że przez lenistwo. Mieliśmy spotkanie ministrantów w październiku. Była Msza Święta, nabożeństwo różańcowe. Ta forma modlitwy bardzo mi się spodobała, ale powiedziałem sobie: „Kurczę, nie zechce mi się chodzić dzień w dzień do kościoła po szkole”. Postanowiłem jednak przez cały miesiąc odmawiać różaniec w domu.

 

Po jakimś czasie odmawiania różańca zauważyłem, że ochota na „te” rzeczy jest dużo, dużo mniejsza. Jednak ciągle zdarzało mi się powracać do „tych” rzeczy i upadałem. Jednak nie poddawałem się, chodziłem do spowiedzi i modliłem się na różańcu.

 

Po jakimś dłuższym czasie zauważyłem, że udaje mi się żyć w czystości. Nie przestawałem się jednak modlić, aby Pan Bóg powyrywał jakieś resztki tego dziadostwa. Sporo czasu minęło zanim zorientowałem się, co Pan Bóg dla mnie uczynił.

 

Zacząłem czytać Słowo Boże, poznawać naukę Kościoła, z czasem wzrastałem duchowo. Za miesiąc czwarta klasa szkoły średniej, a od drugiej żyję w czystości. Z tym uzależnieniem odeszły inne rzeczy, o których nie pisałem tutaj: gniew, ciągłe wulgaryzmy, przemoc.

 

Nikomu o tym wszystkim nie mówiłem. Przynajmniej nikomu z rodziny, bo się wstydziłem. Dzisiaj chciałem się podzielić tym z Wami i powiedzieć Wam, że porno i czyny nieczyste to syf nad syfy. Rujnuje człowieka, rujnuje psychikę.

 

Dzisiaj wiem, że to był plan Pana Boga. Dopuścił to wszystko, abym wszedł z Nim w żywą relację. Z największego bagna Pan Bóg potrafi wyciągnąć dobro. Rzućcie to dziadostwo, zanim będzie za późno.

 

„Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto stało się nowe” (2 Kor 5, 17)

 

Stary Kacper umarł, teraz mamy nowego człowieczka. Chwała Panu Jezusowi na wieki. Amen!

Kacper/deon