Kościół bez obrzeży byłby sektą . Sekta ogranicza się do „twardego rdzenia” złożonego z absolutnie wyrazistych członków. Kościół prócz kręgosłupa ma też elastyczne ciało.

 

Bóg jest Tajemnicą – tak powinno brzmieć pierwsze i ostatnie zdanie wszelkiej teologii. Co możemy powiedzieć o Bogu? Wiara i ateizm to dwa punkty widzenia na tę samą rzeczywistość, na Boże ukrycie, transcendencję, na nieprzenikalność Jego tajemnicy; są to dwie możliwe interpretacje tej samej rzeczywistości, widziane jedynie z odwrotnej strony. Bóg z pewnością nie jest w taki sposób, jak jesteśmy my, jak są rzeczy, jak jest świat.

 

Właśnie ta Jego radykalna odmienność od sposobu bycia świata i nas w świecie pozostawia przestrzeń dla istnienia ateizmu i agnostycyzmu – ale także dla wiary. Gdyby Bóg był banalnie „pod ręką”, zbyteczny stałby się zapał wiary, cała odwaga ludzkiej nadziei, by powiedzieć „tak” Niepojętemu, wyrazić owo „tak” na przekór wszystkiemu, co sugeruje nam kapitulujące „nie” lub w najlepszym razie wątpiące „może”.

 

Właśnie dlatego na tym świecie nigdy niekończące się zmaganie wiary z niewiarą jest tak dramatyczne i tak ciekawe. Mimo to jednak Bóg i człowiek są „jakoś” podobni i to jest dla nas niezmiernie ważne. Tak, również dla naszych rozważań o Zacheuszu. Bożym obrazem bowiem nie jest jakiś abstrakcyjny, idealny człowiek, człowiek wymalowany w podręcznikach anatomii czy etyki, idea człowieka, „natura ludzka”, istniejąca wprawdzie w fantazjach teologów, ale nie w realnym świecie i historii. Każdy człowiek – ja i ty, Zacheusz dnia wczorajszego i dzisiejszego – jest obrazem Bożym.

 

Boża nieskończoność może się odzwierciedlić jedynie w nieskończonej różnorodności ludzkiego świata. Każdy z tych Bożych portretów jest całkiem inny – ale każdy jest sygnowany przez Autora, każdy jest autentyczny, każdy jest prawdziwy! Na ile zachowamy wdrukowaną i złożoną w nas przez Boga oryginalność – nie stając się kopią innych, falsyfikatem – na tyle każdy z nas poprzez swą niezamienialną wyjątkowość mówi coś nowego i prawdziwego o Bogu i Jego niewyczerpanej tajemnicy.

 

Od razu więc nasuwa się pytanie: czy Zacheusz  nie jest również w jakimś sensie zwierciadłem, podobieństwem, obrazem Boga – to znaczy Boga ukrytego, a jednak wpatrującego się w nas ? Bóg wypatruje tych, którzy Go wypatrują – i chyba możemy powiedzieć jeszcze coś więcej: również nasze wpatrywanie – nasze duchowe doświadczenie i duchowe doświadczenie tych innych – jest sposobem Jego wypatrywania, sposobem, w jaki On jest wśród nas. Jest w naszej otwartości. Bóg jest obecny w samym naszym szukaniu – a w świecie pozostaje obecny także poprzez nasze szukanie. Gdy ślemy nasze modlitwy ku „niebu”, wtedy mówimy, że Boża tajemnica nie mieści się w granicach, które są dla nas dostępne. Wcale jednak nie trzeba Go szukać „na niebiosach” – On jest już realnie obecny na ziemi w samych tych modlitwach.

 

Czuję odpowiedzialność zarówno za Zachuszów jak  i społczeństwo oraz Kościół, w którym Zacheusze żyją – i to w jednakowej mierze. Zależy mi na tym, aby „indywidualistycznych poszukiwaczy” w typie Zacheuszów nikt nie dostosowywał do swoich wyobrażeń o „standardowym wiernym” ani nie wyganiał ich z przestrzeni Kościoła – aby im po prostu pozostawił całkowitą swobodę, by sami określili swą bliskość lub oddalenie względem widzialnej postaci dzisiejszego chrześcijaństwakościelnego.

 

Tak, Zacheusze zazwyczaj – zwłaszcza jeśli nasze Kościoły również w przyszłości będą wyglądać tak, jak wyglądają dzisiaj, a w tej dziedzinie, o ile wiadomo, Pan Bóg nie obiecałnam jakiegoś cudu – zajmują miejsce na obrzeżach widzialnego Kościoła . Ale właśnie te obrzeża nie tylko dla Zacheuszów, ale i dla samego Kościoła są niezmiernie ważne! Kościół bez tych obrzeży nie byłby bowiem Kościołem, a sektą . Jedną z podstawowych różnic między Kościołem a sektą jest to, że sekta – a nie Kościół – ogranicza się do „twardego rdzenia” złożonego z absolutnie wyrazistych członków lub w takim typie swych członków widzi ideał. Kościoły są starsze, mądrzejsze, bardziej doświadczone i bardziej wielkoduszne: wiedzą, że oprócz „twardego rdzenia”, kręgosłupa, potrzebują też trochę bardziej elastycznego ciała (i że nie szkodzi, jeśli ciało to nie jest zbytnio przekarmione).

 

Czy istnieje ateizm zapału i ateizm obojętności, podobnie jak istnieje zapał i obojętność w świecie religii? Ateizm obojętności jest równie nudny jak obojętna, leniwa wiara , która wygodnie usadowiła się w swoich zwyczajach i pewnikach, w „dziedzictwie ojców”, w skarbie, który zakopała starannie i nie zamierza – jak zły i gnuśny sługa w Jezusowej przypowieści o talentach – niczym ryzykować, w nic nie zainwestować, bojąc się cokolwiek utracić. Dlatego taka wiara w żaden sposób swego skarbu nie rozmnoży i, jak ostrzega Jezus, przy ostatecznym rozliczeniu utraci wszystko – zostanie jej zabrane także to, co ma.

 

Ateizm zapału posiada jednak co najmniej dwie różne postaci: zapał protestu i zapał szukania. W niniejszej książce z małego dobrego Zacheusza w Ewangelii św. Łukasza uczyniliśmy – z powodu jego ciekawskiego wypatrywania spomiędzy liści sykomory – symbol ludzi poszukujących. Jeśli człowiek istotnie szuka Boga – a potem oznajmia, że jest ateistą, ponieważ nie znalazł Go w niczym, co oferują mu instytucje i doktryny religijne, które poznał (i z którymi nieraz rozstawał się zawiedziony), wtedy możemy podać w wątpliwość nie jego poszukiwanie, ale jego dotychczasowe samopoznanie, jego uznanie się za ateistę.

 

Są jednak wśród żarliwych poszukiwaczy również tacy, którzy swego szukania w ogóle nie traktują jako szukania Boga, szukania religii; woleliby chyba mówić o szukaniu prawdy, sensu,  sprawiedliwości, miłości – a najchętniej milczeliby, aby z powodu używania zbyt „wielkich” i patetycznych, ale przede wszystkim często sprowadzanych niemal do poziomu kiczu i banału słów nie sprofanować wobec innych i wobec samych siebie swojego szukania i jego

„obiektu”. Tak, za retoryką nienawiści stoi często ból, zranienie; żarliwe „oskarżenia Boga” (…) – bywają krzykiem bólu i protestu. Człowiek boleśnie odczuwa „niesprawiedliwość” i „niezasłużoność” zła, które spotkało jego samego lub innych, i protestuje przeciwko temu.

 

Dojrzała wiara jest zawsze wiarą zranioną bólem świata, poznajemy ją po ranach – podobnie jak zmartwychwstały Chrystus wobec swoich Apostołów legitymował się ranami (czynili tak również Apostoł Paweł i św. Franciszek z Asyżu). Tak, tylko w ten sposób i tylko za taką cenę zyskamy nowe imię, imię oznaczające naród wybrany: walczył i zwyciężył .

 

 

Tekst pochodzi z fragmentów książki „Cierpliwość wobec Boga”.

 

Tomas Halik – czeski ksiądz katolicki, wykładowca i autor wielu znanych książek teologicznych. Laureat nagrody Tempeltona w 2014 r.

 

Redakcja DEON.pl poleca
Cierpliwość wobec Boga
Cierpliwość wobec Boga
Spotkanie wiary z niewiarą
Tomáš Halik
Cierpliwość wobec Boga

Najlepsza książka teologiczna w Europie

Nagroda Europejskiego Stowarzyszenia Teologii Katolickiej 2011

Główną różnicę między wiarą a ateizmem dostrzegam w cierpliwości. Ateizm i religijny fundamentalizm oraz entuzjazm zbyt łatwej wiary są uderzająco podobne do siebie w tym, jak szybko potrafią uporać się z tajemnicą, którą nazywamy Bogiem – i właśnie dlatego wszystkie te trzy postawy są dla mnie jednakowo nie do przyjęcia.

Jestem przekonany, że dojrzewanie do wiary wiąże się z przyjęciem i przecierpieniem chwil – a niekiedy i długich okresów – gdy Bóg wydaje się daleki, gdy pozostaje w ukryciu. To, co jest oczywiste i możliwe do udowodnienia, nie wymaga przecież wiary; wiary nie potrzebujemy w obliczu niepodważalnych faktów, dostępnych siłom naszego rozumu, wyobraźni czy doświadczenia zmysłowego. Wiara potrzebna jest właśnie w chwilach światłocienia, wieloznaczności życia i świata, a także na czas nocy i zimy Bożego milczenia. Jej zadanie nie polega na tym, by ugasiła nasze pragnienie pewności i bezpieczeństwa, lecz by nauczyła nas żyć z tajemnicą.