II. PANIE, RATUJ MNIE (Mt 14, 28-33)

 

Na to odezwał się Piotr: Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie. A On rzekł: Przyjdź. Piotr wyszedł z łodzi, i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: Panie, ratuj mnie. Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: Czemu zwątpiłeś, małej wiary? Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył.

 

            Naszą modlitwę rozpocznijmy od kontemplacji Jezusa kroczącego po falach wzburzonego jeziora. Zauważmy, jak Chrystus stąpa po wodzie, a ona Go nie pochłania, ale unosi. Zwróćmy również uwagę na fale i silny wiatr, którym Jezus stawia czoło, idąc po wodach jeziora. Obraz Jezusa chodzącego po wodzie jest symbolem boskiej mocy Jezusa, której podlegają wszystkie żywioły.        

            Gdy Piotr widzi moc Jezusa chodzącego po wodzie, prosi: Panie, każ mi przyjść do siebie po wodzie. Możemy w tych słowach kontemplować odwagę Piotra. Piotr jest bardzo śmiały. Chce czynić to, co może czynić Bóg. Piotr pragnie uczestniczyć w mocy Boga. Wcześniej Piotr miał już udział w mocy Jezusa: uzdrawiał, głosił Ewangelię, wypędzał złe duchy. Teraz pragnie pogłębić to doświadczenie.

            Gdy Jezus mówi do Piotra: Przyjdź!, Piotr faktycznie zaczyna chodzić po jeziorze. Być może wyobraża sobie, że chodzenie po jeziorze jest czymś łatwym, przyjemnym. Nie ma natomiast świadomości, że mogą w niego uderzać fale i silny wiatr. Kiedy to się stało i zaczyna tonąć, pojawia się lęk i przerażenie.

            Lęk Piotra świadczy o braku znajomości siebie. Piotr był zbyt pewny siebie. Lęk Piotra świadczy również o braku znajomości Jezusa. Piotr przestał ufać Jezusowi. Zapomniał, że Jezus jest Jego Zbawicielem, że czuwa, by go uratować. Zauważmy, że Piotr chodzi po wodzie tak długo, jak długo ma wzrok utkwiony w Jezusa. Wtedy woda (symbol niebezpieczeństwa, mroku, zagrożeń) traci  swą moc i władzę. Z chwilą, gdy Piotr spogląda na wiatr i wodę, gdy przygląda się problemom, niepokojom swojego wnętrza, a także zewnętrznym niebezpieczeństwom, ogarnia go strach i tonie. Tylko kontakt z Jezusem daje mu pewność, bezpieczeństwo i napawa ufnością.

            Zauważmy w tej modlitwie nasze podobieństwo do Piotra. Często, podobnie jak Piotr, pragniemy wielkich rzeczy, ale nie zdajemy sobie sprawy, że są to jedynie nasze pragnienia. Zatrzymujemy się na tym, co zewnętrzne, co nam sprawia przyjemność, przynosi pochwałę czy uznanie ludzi.

            W naszych pragnieniach jesteśmy często jak Piotr uparci, ale, gdy uderzą w nas przeciwne wiatry czy silne fale, często się rozczarowujemy. Gdy inni nas krytykują, nie przychodzi oczekiwane uznanie, pojawia się zniechęcenie, urazy, uprzedzenia.

             Gdy Piotr zaczął tonąć, zwrócił się do Jezusa z wołaniem, prośbą: Panie, ratuj mnie! My często zachowujemy się przeciwnie, niż Piotr. Zamiast zwracać się do Boga i wołać o ratunek, zamykamy się w sobie, gorzkniejemy, albo pielęgnujemy w sobie urazy, by je wyciągać przy pierwszej nadarzającej się okazji. Stajemy się wówczas taką bombą zegarową. Wystarczy mały sygnał, by wybuchnąć.

            Gdy Piotr woła o ratunek, słyszy słowa Jezusa: Czemu zwątpiłeś, małej wiary? Wątpić – oznacza spoglądać jednocześnie na dwie strony; jakby się chciało równocześnie poruszać po dwóch drogach. Jak długo będziemy się miotać między morzem a Jezusem, jak długo będziemy wahać się między światem zewnętrznym, a wewnętrznym, tak długo będziemy tonąć w wodzie. Bez Chrystusa nasza łódź będzie nieustannie miotana we wszystkie strony. Tylko pewny, stały kontakt z Jezusem uchroni nas przed zatonięciem. W piękny sposób obrazują to ostatnie słowa tej perykopy: Gdy weszli do łodzi, wiatr się uciszył.

            Zauważmy jeszcze w tej kontemplacji, że tak naprawdę Piotr niewiele się nauczył. Z tego trudnego doświadczenia nie wyciągnął żadnych wniosków. Później będzie wielokrotnie popełniał ten sam błąd.

            W czasie obecnej modlitwy przypomnijmy sobie sytuacje, w których zobaczyliśmy nasze błędy, skłonności, poznaliśmy prawdę o sobie i może przyrzekaliśmy, że więcej nie powtórzymy tych samych błędów, a mimo to powielaliśmy je nadal.

            Przypomnienie sobie tych momentów ma podwójny cel. Z jednej strony zauważymy, że Bóg nigdy nas nie zawiódł. Pomimo tylu prób i błędów z naszej strony, Bóg nas ciągle prowadzi i ratuje, jak Piotra. Z drugiej strony zauważmy, jak w takich sytuacjach jesteśmy głupi. Zamiast ufać poddajemy się zniechęceniu, zwątpieniu.

            Prośmy w tej modlitwie, byśmy w sytuacjach trudnych, nie zapominali wołać jak Piotr: Panie ratuj! I uświadommy sobie, że Bóg nie zawsze przy pierwszym krzyku musi wyjść na spotkanie i podać nam rękę. Czasem trzeba mocno, długo i nieprzerwanie krzyczeć. Taki krzyk jest zdawaniem egzaminu ufności.

            Na zakończenie kontemplacji zaprośmy Jezusa do łodzi naszego życia. Prośmy, by Jego obecność dawała nam pokój, poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że łódź naszego życia płynie we właściwym kierunku i osiągnie cel – dobije do drugiego brzegu, brzegu wieczności.