Wielka narada w Rzymie – od marca do czerwca 1539 r. – tzw. Deliberatio primorum Patrum (zob. Nasze Wiadomości n. 2, 1980, ss. 2-12), była wspólnym rozeznawaniem w modlitwie z pomocą Ducha Świętego. To ona przygotowała ostateczną decyzję o założeniu zakonu i o ślubie posłuszeństwa własnemu przełożonemu. Teraz dla Ignacego zaczął się ostatni, trwający 16 lat (1541-1556), etap życia pełen modlitwy, pracy i chorób; etap życia Założyciela i pierwszego Generała Towarzystwa Jezusowego. Na ten okres przypada dziesięcioletni trud redagowania Konstytucji zakonu, a był to trud w ustawicznym rozeznawaniu tego co lepsze, z ustawiczną prośbą o światło Boże (zob. OP nn. 100-101). O tym trudzie i o tym ciągłym rozeznawaniu, wśród wizji mistycznych, zwłaszcza podczas Ofiary Mszy św., z ustawiczną pamięcią na obecność Boskich Osób, świadczy wymownie Dziennik Duchowny św. Ignacego (PW I, ss. 322-388).
Ludwik Gonzales da Camara pisze w zakończeniu Autobiografii św. Ignacego o jego częstych wizjach mistycznych podczas układania Konstytucji i o zapiskach codziennych, czynionych przez niego o tym, co się działo w jego duszy (zob. PW I, s. 231; OP n. 100). Opisuje także o. Gonzales sposób, w jaki św. Ignacy układał Konstytucję. Sposób ten świadczył o jego pobożności trynitarnej, chrystocentrycznej, pneumatologicznej i maryjnej, a zarazem był wyrazem ustawicznego rozeznawania spraw dotyczących Konstytucji: „Jego sposób postępowania podczas układania Konstytucji był taki: codziennie odprawiał Mszę św. i przedstawiał Bogu dany punkt, nad którym wtedy pracował, i modlił się w tej sprawie. A zawsze modlił się i odprawiał Mszę św. ze łzami” (zob. OP nn. 100-101; Dziennik duchowy., PW I, ss. 275. 389).
Był to okres wytężonej pracy prawodawcy, a równocześnie okres niezwykle bogatego życia wewnętrznego. Treścią zachowanego fragmentu Dziennika od 2 II do 12 III 1544 r. jest głównie rozeznawanie problemu ubóstwa naszych rezydencji, domów profesów i ich kościołów: czy mogą mieć stałe dochody (podobnie jak kolegia), czy też mają się utrzymywać wyłącznie z jałmużn. Św. Ignacy stosując II i III porę wyboru (zob. PW I, ss. 322-349, 368-372) doszedł do wyboru przez dany mu znak ze strony Boga, upatrzony przez niego samego (PW I, s. 348). Bóg jednak odmawiał mu tego znaku i długo trzymał go w niepewności, aż wreszcie dał mu całkiem inny znak. Znak ten nie tylko potwierdził jego wybór, ale ukazał mu drogę do Boga na całe jego dalsze życie. Tym znakiem potwierdzenia wyboru i lekcją drogi życia wydanego Bogu była pokora pełna miłości, pełna czci i uszanowania względem Boga obecnego we wszystkim i względem wszystkiego, co jest Boże i w Bogu (PW I, n. 346, 349, 350, 353). Św. Ignacy uznał ten znak Boży za największą łaskę, w swoim życiu (PW I, ss. 350, 351). Łaska ta była dla niego źródłem szczególnej radości i siły.
Zauważmy, że ten znak i ta łaska były mu dane w okresie ustawicznego rozeznawania woli Bożej i szukania potwierdzenia dokonanego wyboru. Ten znak i ta łaska zadecydowały nie tylko o przepisie ubóstwa w Konstytucjach Towarzystwa (zob. n. 555), które przeniknęły życie św. Ignacego, uczyniły go człowiekiem pełnym pokory miłosnej i dlatego uszczęśliwiającej, bo właśnie tak wydanego Bogu, który jest Dobrem i Miłością, przed którą trzeba się korzyć i którą trzeba miłować, a to właśnie jest szczęściem. Ale tym samym ten znak i ta łaska nauczyły go czci, pokory i miłości względem wszystkich stworzeń Bożych, przybliżając mu w nich Boga. Wyraźny ślad tego widzimy w Konstytucjach w n. 288, gdzie św. Ignacy zaleca nam szukać, znajdować i miłować Boga we wszystkich stworzeniach, a wszystkie stworzenia miłować w Bogu. Jest to wielkie „oddanie sprawiedliwości widzialnemu światu”. Tak właśnie pełen radości i siły mógł św. Ignacy powtórzyć za Psalmistą: „Wszystkie moje źródła są w Tobie” (Ps 87, 7).
Jak św. Ignacy przeżył swoją śmierć, czyli ostateczne wydanie się w ręce Boga? Jak dojrzał do tego wydania się Stwórcy i Zbawcy?
O. Polanco opisał nam dokładnie ostatnie chwile życia św. Ignacego. W wigilię śmierci (czwartek 30 lipca 1556) Ignacy poprosił swego sekretarza, by udał się do papieża Pawła IV i przyniósł błogosławieństwo na godzinę śmierci dla niego i dla o. Laineza, też będącego w niebezpieczeństwie śmierci. „Ja jednak – pisze o. Polunco – okazywałem nadzieję, że on będzie żył dłużej… Powiedziałem, że spełnię jego polecenie, ale zapytałem, czy wystarczy, jeśli pójdę dnia następnego, w piątek, bo tego popołudnia miałem napisać listy do Hiszpanii, przez Genuę, a kurier wyruszał już w czwartek. On mi tuk powiedział: „Wolałbym dziś niż jutro, bo im wcześniej, tym lepiej dla mnie; ale rób, jak uważasz za dobro. Zdaję się chętnie na ciebie” (PW I, ss. 596-97).
Dlaczego św. Ignacy tak postąpił? Dlaczego nie upierał się przy swoim pragnieniu? Dlaczego zdał się, i to chętnie, na ojca Polanco w tak ważnej i najbardziej osobistej sprawie? Czy tylko powodowany świętą obojętnością i pokorą pełną miłości? Sądzę, że Ignacy dokonał wtedy ostatecznego rozeznania i uznał, że lepiej będzie zdać się na Boga i na obiektywne okoliczności, a były nimi te ważne i pilne listy do Hiszpanii w sprawach zakonu. I dlatego chętnie zdał się na wolę ojca sekretarza, rezygnując ze swego ostatniego pragnienia w obliczu swej śmierci.
Ojciec Ignacy umierał bez błogosławieństwa papieskiego, którego Paweł IV udzielił mu za późno; umierał bez rozgrzeszenia i bez namaszczenia olejkiem chorych. Uznał, że tak będzie lepiej, pokorniej i z większą ufną miłością do Boga, któremu wydał się bez reszty, niczego sobie nie rezerwując. Nie chciał przepierać swojej nawet pobożnej i w pełni uzasadnionej w takiej chwili woli. A stało się tak dzięki dokonanemu w miłości roztropnej i pokornej rozeznaniu duchowemu. Było to największe, najboleśniejsze, najpokorniejsze ostateczne rozeznanie w chwili, kiedy całkowicie „wychodził z siebie, żeby przyjść do Boga”, jak sam napisał kiedyś do Franciszka Borgiasza.
Była to dla nas wszystkich największa lekcja rozeznania duchowego i najwyższy stopień dojrzałości duchowej św. Ignacego – w pokorze pełnej miłości do Boga i do Towarzystwa, którego dobro, te listy do Hiszpanii, postawił nad własną, osobistą, tak bardzo duchową potrzebę w obliczu śmierci. Nie chciał naginać rzeczywistości do swej woli, ale nagiął swoją wolę – roztropnie i pokornie – do rzeczywistości, upatrując w niej znak woli Bożej i okazję do takiego właśnie wydania się Bogu, do takiego rodzaju umierania, w samotności i ogołoceniu. Jego miłość była ukrzyżowana razem z ukrzyżowanym Jezusem, który był miłością. „Jezus amor meus, crucifixus est” (zob. PW I, s. 679 nota 103; PW II, s. 321).
Tu chyba najbardziej święty nasz Ojciec ukazał się człowiekiem miłości roztropnej i pokory miłosnej. Aż tak wydał się na zawsze w ręce Boga, nam zostawiając przykład na wzór. Aż objawił nam sekret swojego szczęścia – w takim wydaniu się Bogu, w takim rozeznaniu.
O. Mieczysław Bednarz SJ
Referat został wygłoszony na Kursie Duchowości Ignacjańskiej w Czechowicach-Dziedzicach (od 1991 roku kursy te corocznie odbywają się w Centrum Duchowości w Częstochowie) i opublikowany [w:] „Duchowość ignacjańska”, Rozeznawanie duchów, Czechowice-Dziedzice 1991, 102-108.