Druga zasada – mówić powoli, roztropnie, uprzejmie

 Po drugie: Starałbym się mówić powoli, roztropnie i uprzejmie, przede wszystkim w trakcie ustalania spraw, które będą lub mogą być przedmiotem dyskusji na Soborze(KNB, 112).
 
Na powolność w mówieniu Ignacy zwraca uwagę niejednokrotnie. Wydaje się, że uwaga ta odnosiła się szczególnie do jego współbraci z Południa. Jednak „odkrycie powolności” wydaje się zyskiwać na znaczeniu też dla nas, ludzi z Północy. Po dziesięciu latach pobytu w Rzymie, tuż po moim powrocie odniosłem wrażenie, że także w Niemczech tempo mówienia zarówno w telewizji, jak również w codziennych rozmowach znacznie wzrosło. Jedną z najczęściej spotykanych wypowiedzi prowadzących programy w telewizji i radiu jest sformułowanie: „Czy mógłby Pan/i krótko to skomentować? Proszę jednym zdaniem”.
 
Czasem brzmi to niemal groteskowo, kiedy najtrudniejsze stany rzeczy mają zostać ujęte w jednym jedynym zdaniu, konkretnie i po prostu, oczywiście bez zbytniego „upraszczania”. Bieda Europejczyków, którzy „nie mają czasu” – w przeciwieństwie do wielu ludzi w krajach ubogich – często nie pozwala w ogóle na spokojną rozmowę. Przypominam sobie, jak przy okazji wizyt w dawnym NRD wciąż miałem wrażenie, że było tam więcej czasu i spokoju na dialog. Pod presją czasu bardzo ciężko jest przeprowadzić dobrą rozmowę. Z pewnością satysfakcjonujące jest odbijanie od czasu do czasu słów niczym w ping-pongu. Tak, błyskotliwa wymiana zdań może niekiedy sprawić radość, podobnie jak mocne i umiejętnie ścięte piłki. Ale tym, czego potrzebujemy przede wszystkim, jest przekazywanie sobie słów wciąż i wciąż jak kawałków chleba, których zapach można poczuć, które można w spokoju żuć, smakować i trawić. Tylko w ten sposób słowa mogą nasycić. I do tego odnosi się również napomnienie Jezusa z Pisma Świętego: Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych (Mt 4,4).
 
Siostrą powolności jest roztropność. Czasem ktoś mówi tak szybko, że odnosi się wrażenie, iż mówi szybciej niż myśli. Tacy ludzie wydają się kierować dewizą: „Skąd mam wiedzieć, co myślę, jeżeli nie słucham, co mówię”. Takie szybkie mówienie może tak mocno nakręcić, że już wcale nie dostrzega się człowieka, który przy pomocy słów się wyraża, alienuje. Dla takiej sytuacji trafniejsze będzie czasem wyrażenie „mówi się” niż określenie komunikacja.
 
Zaproszenie do tego, by mówić nie tylko roztropnie, ale co za tym idzie również z namysłem, oznacza także, aby zbyt szybko nie formułować definitywnych tez. Zawsze mamy możliwość postawienia sobie krytycznego pytania: Czy wystarczająco dużo się dowiedziałem? Czy dostatecznie znane mi są stanowiska pozostałych osób?
 
Właśnie w przypadku kontrowersyjnych tematów teologicznych czy pastoralnych decydujące jest, żeby mówić rozważnie, ostrożnie, a więc uprzejmie. Wskazówka ta nie odnosi się wyłącznie do Soboru Trydenckiego, lecz również do okresu po Soborze Watykańskim II. Jakże często pochopne reakcje, upór, pozbawione serca oceny oraz bezskuteczne zakazy tak z góry, jak i z dołu hamują dziś dyskusje i owocne duszpasterstwo!