dzień piąty
…rozmowa wieczorna była BARDZO ciężka! … ja się trzęsłam z emocji, o. P. siedział ze łzami w oczach… Wysłuchał – nie powiedział nic! Tak bardzo walczyłam z samą sobą, żeby SZCZERZE OTWORZYĆ się na to, co sie DZIEJE i … udało się! Ale było mi BARDZO ciężko! …pierwszy raz w życiu powiedziałam CAŁĄ PRAWDĘ! Po spotkaniu poszłam do kaplicy, by porozmawiać o tym z Panem Jezusem… Długo siedziałam w ciszy, ciemności, bezradności – szukałam pocieszenia, odpowiedzi, rady, czegokolwiek – bylebym nie została z tym SAMA! Wszyscy już poszli spać – a ja siedziałam pod tabernakulum… Czułam się trochę jak Nikodem, co nocą przyszedł do Jezusa – ale z Nim Jezus rozmawiał a ze mną nie chciał! I kiedy już miałam wychodzić – usłyszałam tylko jedno, jedyne zdanie – ale bardzo wymowne… spojrzałam na krzyż w niedowierzaniu! Kiedy wróciłam do pokoju – zapisałam w zeszycie..
dzień szósty
Wstałam po 6.00 – o 7.00 medytacja… ale cały czas poruszona byłam wieczorną rozmową no i to jedno zdanie Pana Jezusa w odpowiedzi na to wszystko! Śniadanie, wprowadzenie do medytacji, spacer i dużo myślenia nad tym wszystkim… Ogólnie ciężki dzień – byłam naprawdę wyczerpana! Z jednej strony cieszyłam się na spotkanie z kierownikiem duchowym, ale z drugiej jakoś BAŁAM się wracać do wczorajszej rozmowy! Czułam, że nie dam rady! Nie wiedziałam, czy to zdanie mam powiedzieć, czy nie? … to bardzo OSOBISTE spotkanie i w ogóle … ale … miałam DAĆ SIĘ PROWADZIC, więc jak mam teraz to ukryć?!
punkt 14.00 wchodzę na zaproszenie mojego kierownika – siadam i … pytanie: JAK SIĘ CZUJESZ? … cóż opowiedziałam, jak długo siedziałam w kaplicy i szukałam POCIESZENIA i jak usłyszałam tylko JEDNO zdanie… Wstydziłam się powiedzieć – wpatrywałam się w twarz o. P. i … już sama nie wiedziałam, czy ja to naprawdę usłyszałam, czy tylko może mi się zdawało? Niedługie minuty milczenia i ta wewnętrzna walka – POWIEDZIEC, czy NIE POWIEDZIEĆ? Cóż – powiedziałam.. cisza … i tylko pytanie – co przez to rozumiesz? Już NIC nie rozumiałam! Wstałam i wolałam wyjść! byłam juz u drzwi, kiedy tylko usłyszałam: BEATA – i gest zapraszający z powrotem na kanapę.. nie dałam rady 🙁 wyszłam..
Niedziela była tragiczna, poczułam się – może nie opuszczona, ale strasznie osamotniona w tym wszystkim. Chciałam wracać do domu! poszłam do parku – nic nie dało! podłamana totalnie – odpuściłam sobie medytację, poszłam popatrzeć na ludzi – chodziłam bez sensu, stęskniona za domem, za swoim kościołem, za swoim psem nawet! przyznam szczerze, że – już nie chciałam wracać do rekolekcji – było mi WSTYD przed kierownikiem. Obnażyłam się przed nim duchowo i … naprawdę było mi CIĘŻKO! Chciałam dać sobie spokój, już nie iść na wprowadzenie, na adorację i w ogóle. Siedziałam w parku i walczyłam z samą sobą! W końcu poszłam na te spotkania, ale zupełnie obojętna – byłam ciałem, ale duchem? Przestałam notować to, co było na wprowadzeniu…