Przełomowy moment w mojej podróży w głąb serca nastąpił w lutym 1988 roku podczas pobytu o. Laurence’a Freemana w Singapurze. Zatrzymał się u nas w drodze do Australii. Było to nasze pierwsze spotkanie. Pamiętam, jak na lotnisku machałem trzymaną w dłoni książką jego autorstwa, by mógł nas rozpoznać. Ustaliliśmy z naszym proboszczem, o. Alfredem Chanem, że o. Laurence wygłosi w kościele Świętej Rodziny konferencję. Przyszło prawie czterysta osób. Byliśmy zaskoczeni tak dużą frekwencją. Po medytacji, wieńczącej nauczanie o. Laurence’a, czuliśmy, że nasz kościół wzbogacił się o nową formę religijnej praktyki.
Przed swoim wylotem z Singapuru o. Laurence zasugerował, byśmy rozpoczęli cotygodniowe spotkania medytacyjne w grupie. Ponieważ konferencja została dobrze przyjęta, na fali entuzjazmu przyznałem, że byłby to sensowny krok naprzód. Jednak czułem, że to nieuczciwe z mojej strony nauczać o medytacji – o tym, że medytować powinno się codziennie dwa razy, przez co najmniej dwadzieścia minut – skoro sam nie byłem wierny tej dyscyplinie. Dylemat ten uświadomił mi jednak, że przyszedł czas, by zaangażować się na poważnie. Musiałem zmienić swoje priorytety. Przez trzy tygodnie udawało mi się znaleźć czas na poranną i wieczorną medytację oraz odwagę, by wytrwać mimo rozproszeń
i fi zycznego dyskomfortu. Odkryłem, że dyscyplina jest możliwa. Obecnie mamy w Singapurze około trzydziestu grup działających na terenie osiemnastu parafi i. Zauważyłem, że najwięcej otuchy i chęci do kontynuowania własnej praktyki dostarcza mi wysiłek, jaki wkładam w rozpoczęcie działalności grupy i jej prowadzenie. Zrozumiałem również, że najważniejszym warunkiem skutecznego przekazywania nauczania jest osobista wierność dyscyplinie.
Jak medytacja zmieniła moje życie? O. Laurence mówi, że nie jest łatwo poddać komuś myśl, że wypowiadanie mantry przemienia nasze życie z wielką mocą, a jej wpływ uwidacznia się w naszych relacjach, w podejmowanych przedsięwzięciach i wykonywanej pracy. Niemniej sugeruje, że „recytowanie mantry zobowiązuje nas do praktycznego urzeczywistniania jej owoców. Nie możemy codziennie medytować i jednocześnie postępować w myśl zasad, które każą nam oszukiwać, pragnąć zemsty i własnej korzyści. Musimy stawać stopniowo po stronie prawdomówności, miłości, Boga”.
Następnie o. Laurence wyjaśnił nam, w czym kryje się istota nauczania o. Johna Maina: musimy najpierw nauczyć się być, a później będziemy wiedzieć, co mamy robić. To, czym się zajmujemy, jest dogłębnie i trwale przemienione jedynie przez to, kim jesteśmy. To prawda, którą odkryłem dzięki praktyce medytacji. Droga do milczenia, prostoty i nieporuszenia prowadzi przez milczenie, prostotę i nieporuszenie. Droga do wiary i miłości prowadzi przez wiarę i miłość. Aby dojść do celu, musimy wyruszyć w drogę. Medytacja jest drogą.
Obecnie zaczynam rozumieć, co o. John Main miał na myśli, gdy mówił, że medytacja niebywale ubogaca.