Modlitwa jednosłowna
Druga metodą ruminatio jest tak zwana modlitwa jednosłowna. Rezygnujemy w niej z wyszukiwania osobnego słowa Pisma na każdą negatywną autosugestię, by rozproszyć ponury nastrój. Ograniczamy się do jednego słowa lub jednego zdania Biblii, które nieustannie powtarzamy. Kościół Wschodni nie czerpał bezpośrednio z Pisma, lecz posługiwał się modlitwą Jezusową: „Panie Jezu Chryste, Synu Boży. zmiłuj się nade mną!”. W słowach tych powtarzamy jednak wołanie niewidomego: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” (Łk 18, 38). Dla mnichów modlitwa Jezusowa oznaczała kwintesencję całej Ewangelii. Widziano w niej wyraz wiary we wcielenie Boga w Jezusie Chrystusie i w zbawienie. Na Zachodzie św. Jan Kasjan szczególnie polecał następujący werset psalmu: „Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu. Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu” (Ps 70,2). Kasjan opisuje dokładnie, w jaki sposób należy modlić się tym wersetem psalmu we wszystkich sytuacjach życiowych — przy pracy, w drodze, podczas posiłku, kładąc się spać. Słowo Boże winno ściśle złączyć się z rytmem oddychania, tak by całkowicie nas przenikało. Przepędzi ono negatywne myśli, stłumi gniew, przemieni nasz smutek. Uspokoi naszego niespokojnego ducha i zwiąże go z Bogiem. Doprowadzi nas też – zdaniem Kasjana – do najwyższej kontemplacji.

Gdy będziemy się nieustannie modlić modlitwą Jezusową lub innym słowem Pisma Świętego, wówczas doprowadzi nas to do wewnętrznego źródła nadziei, które zawsze w nas było. Ze źródła tego możemy czerpać, gdy stajemy przed trudnym zadaniem, gdy czujemy własną bezsilność, gdy z rezygnacją stwierdzamy, że ponieśliśmy porażkę. Gdy będziemy pić z tego źródła, nigdy nic będziemy zmęczeni, choćbyśmy nie wiem jak ciężko pracowali. Jest to bowiem źródło Boże, a tym samym niewyczerpane. Wielu ludzi starających się, aby świat był lepszy, angażujących się w ochronę przyrody, walczących o bardziej sprawiedliwe struktury w gospodarce, o bardziej ludzkie warunki pracy, o sprawiedliwy podział dóbr, przeżywa często gorycz rozczarowania. Czują się wypaleni, zrezygnowani porzucają swoją działalność. Tymczasem modlitwa nie jest ucieczką przed zadaniami, jakie stawia przed nami świat, lecz wiąże nas z owym wewnętrznym źródłem, byśmy czerpiąc z niego, angażowali się w sprawy świata. Wówczas nasze zaangażowanie będzie oparte na nadziei i ufności. Wówczas nawet rozczarowania i porażki nie odbiorą nam naszej nadziei.

Lectio divina
Drugą metodą posługiwania się słowem Pisma Świętego stosowaną przez mnichów jest tak zwana lectio divina. Tradycja benedyktyńska zaleca mnichom codzienną trzygodzinną lekturę Biblii. Celem tej lektury ma być jednak nie studiowanie, lecz medytacja, rozważanie słowa Bożego, a poprzez medytację odkrywanie w tym słowie Serca Bożego. Lectio divina dzieli się na cztery stopnie:  

1. Lectio – czytanie. Czytam Pismo Święte powoli i uważnie, nie po to, by pomnożyć swoją wiedzę, lecz by spotkać Boga w Jego słowie. Czytam tak długo, aż jakieś miejsce Pisma mnie wewnętrznie poruszy. Wówczas przerywam czytanie, by głębiej przeżyć to słowo.

2. Meditatio – medytacja, rozmyślanie. Powtarzam słowo Pisma, smakuję je, aby wnikało we mnie coraz głębiej. Nie zastanawiam się nad tym słowem, nie dociekam jego teologicznej treści. Pozwalam, by słowo to samo we mnie działało. Słowo ma z mojej głowy przeniknąć do serca i w moim sercu obudzić tęsknotę za Bogiem, którego dotykam w słowie.

3. Oratio – modlitwa. W krótkiej, żarliwej modlitwie proszę Boga, by ukoił moją tęsknotę, by pozwolił się doświadczyć i ujrzeć.

4. Contemplatio – kontemplacja. Kontemplacja polega na tym, że porzucam myśli, obrazy i wyobrażenia, wnikając w głąb własnej duszy. Tam myśli znajdują swój kres. Tam staję się jedno z Bogiem, który jest poza wszelkim obrazem i słowem. Słowo – powiada Izaak z Niniwy – otwiera drzwi ku bezsłownej tajemnicy Boga mieszkającej w nas.
Lectio divina – lektura Biblii – ukształtowana jest przez duchową egzegezę Pisma Świętego, ustanowioną przez Orygenesa. W egzegezie tej chodzi o to, że wszystkie słowa Biblii rozumiem jako drogę do Boga, jako opis drogi duchowej, jaką dusza kroczy ku Niemu. Nie chodzi przy tym o kwestię, co mam czynić. Pytanie o nowe działanie należy – według Orygenesa – do tak zwanej moralnej egzegezy Pisma Świętego. Tutaj chodzi raczej o pytanie: kim jestem, co jest tajemnicą mojego życia, kim i czym stałem się dzięki Jezusowi Chrystusowi? Na pierwszy rzut oka pytanie to zdaje się nie mieć żadnego związku z nadzieją chrzcścijańską. Kiedy jednak przyjrzymy się temu uważnie, okaże się, że właśnie ten sposób medytacji Pisma staje się źródłem nadziei chrześcijańskiej. Kiedy bowiem poprzez medytację poczuję, kim jestem, zmieni się także moje działanie w świecie.