II. JEZUSIE, ULITUJ SIĘ NADE MNĄ!

            Św. Łukasz opisując tę scenę, zauważa, że żebrak dowiadywał się, co się dzieje (Łk 18, 35-43). Pomimo swojej ślepoty nie był całkowicie skoncentrowany i zamknięty w sobie. Możemy przypuszczać, że wiedział, kim jest Jezus z Nazaretu, skoro zaczął wołać do Niego. Żebrak interesował się tym, co działo się wokół niego. I to wyjście z siebie, zainteresowanie światem zewnętrznym było ważnym krokiem w kierunku uzdrowienia. Koncentracja wyłącznie na sobie, na swoim cierpieniu prowadzi do egoizmu, nie pozwala zobaczyć innej perspektywy, nie pozwala zobaczyć Jezusa, źródła uzdrowienia.        

            Ojciec John Powell SJ, amerykański psychoterapeuta pisze: Jest niemal uniwersalnym prawem, że poziom egocentryzmu u danej osoby pozostaje w proporcjonalnej zależności od poziomu wewnętrznego bólu. Jest to kwestia niepodzielności uwagi. Nie można jednocześnie poświęcać dużo uwagi sobie i innym. […] Destrukcyjne i umniejszające w bólu jest to, że koncentruje nas na samych sobie i bolącym miejscu. Ludzie, którzy cierpią, jakikolwiek byłby tego powód – poczynając od bólu zęba, a kończąc na samotności związanej z podeszłym wiekiem – mają skłonności do egocentryzmu (Dlaczego boję się kochać, 144).

            Pomyślmy, czy nie zamykamy się w swoim bólu i nie próbujemy sami rozwiązać wszystkich problemów? Czy pozwalam sobie pomóc?

            Gdy Bartymeusz widzi (oczyma serca), że przechodzi Jezus staje się bardzo czujny. Zaczyna usilnie wołać: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!  Słowa te brzmią wprawdzie, jak prośba żebraka. Ale ważne, że zwraca się z nimi do Jezusa. Bartymeusz wie, że Jezus przechodzi i trzeba wołać, bo za chwilę będzie za późno. Gdy tłum mu zabrania, woła jeszcze usilniej.

            Zatrzymajmy się w tej medytacji chwilę nad tym wołaniem żebraka. Czy zdarza mi się czegoś usilnie pragnąć, tak, że to pragnienie przesłania wszystkie inne sprawy, że nawet ludzie mnie od tego nie odwiodą?    Pragnienia wyrażają to, co jest w naszych sercach. Co jest dla mnie najważniejsze? O czym najczęściej myślę? Co nie daje mi spokoju? Zastanówmy się nad naszymi pragnieniami, nazwijmy je, przedstawmy Jezusowi.

            Zwróćmy też uwagę na tłum otaczający Jezusa. Tłum złości się. Chce, by Bartymeusz zamilkł. Tłum nie wyobraża sobie, że Jezus może czynić cuda wobec niewidomych żebraków. Taki obraz przekracza granice przyzwyczajenia tłumu.

            Czy ja nie zachowuję się podobnie? Czy potrafię zrozumieć człowieka, który zaczyna odstawać od mojego wzoru, zaczyna krzyczeć? Czy potrafię go pocieszyć, powiedzieć: Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię? Czy nie zaczynam go uciszać?

            Prośmy w tej modlitwie, byśmy nie zapominali wołać jak Bartymeusz: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! Prośmy, byśmy potrafili przed Bogiem wyznać, a nawet wykrzyczeć swoją niedolę, nawet wbrew protestom innych i własnemu niedowiarstwu.

            I uświadommy sobie, że Bóg nie zawsze przy pierwszym krzyku musi wyjść na spotkanie i podać nam rękę. Czasem trzeba mocno, długo i nieprzerwanie krzyczeć, aby zostać usłyszanym. Taki krzyk jest wyrazem wiary i ufności. Jest też wyrazem naszej pokory i zależności od Boga.