Część Pierwsza
CZARNI PAPIEŻE I WŁADZA JEZUITÓW
W ludowej rzymskiej tradycji są trzy kolory i trzej papieże. Pierwszy z nich, ubrany na biało, to biskup Wiecznego Miasta i zwierzchnik całego Kościoła. Drugi, ubrany na czerwono, to jego kardynał, stojący na czele dykasterii (ministerstwa), o nazwie Kongregacja Ewangelizacji Narodów, znana uprzednio jako Święta Kongregacja Szerzenia Wiary. Władza tej Kongregacji rozciąga się na wszystkie tereny misyjne Kościoła katolickiego. To prawdziwy Kościół w Kościele, prawdziwe państwo w państwie, którego siedziba, rzecz znamienna, usytuowana jest naprzeciw Watykanu i placu Hiszpańskiego, na drugim brzegu Tybru. Za trzeciego papieża uważany jest przełożony generalny jezuitów. Ubrany w czarną sutannę rezyduje o dwa kroki od pierwszego, bo żeby promieniować w świecie, trzeba być możliwie najbliżej centrum. Jako czarny papież wybierany jest przez swoich parów… i ma swoją własną kurię. Przyszły generał, podobnie jak zwierzchnik Kościoła katolickiego, nie może zgłaszać swojej kandydatury, żeby zostać wybrany. Zakazana jest wszelka forma kampanii wyborczej. W odróżnieniu jednak od wybranego na papieża kardynała, przełożony generalny jezuitów nie może ani akceptować, ani odrzucić swojego wyboru. Ma tylko po prostu pełnić obowiązek generała – oficjalnie aż do końca swych dni. Czarny kolor jego sutanny i popularny przydomek „czarnego papieża” mógłby pozwolić myśleć, że jest antypapieżem. Ale nic podobnego. Łączy go tylko specjalna więź z biskupem Rzymu, a członkowie Towarzystwa, którym kieruje, składają wobec papieża specjalny ślub posłuszeństwa. Dożywotnia kadencja „czarnego papieża” pomyślana została dla umocnienia jego autorytetu i dla spokojnego prowadzenia spraw ze Stolicą Apostolską. Kiedy jednak w 1581 roku czwarta Kongregacja Generalna dokonała wyboru na generała trzydziestoośmioletniego Kaludiusza Aquavivy, papież Grzegorz XIII był zdziwiony, że wybrano osobę, „która nie miała jeszcze ani doświadczenia cnoty, ani wieku”. Aquaviva, najmłodszy ze wszystkich jezuickich generałów, odpowiedział mu, że może się tylko modlić, by postępował w cnocie, a co dotyczy wieku, to za postęp w nim może ręczyć. Rządził Towarzystwem trzydzieści cztery lata i był to najdłuższy mandat w historii jezuitów.
Długowieczność może jednak stwarzać pewne problemy w epoce, w której medycyna tak dzielnie się spisuje. W przeciwieństwie do papieża, osobistości z sakrą, przełożony jezuitów nie jest ani biskupem, ani kardynałem, nie dotyczy go zatem, tak jak tamtych, oficjalna granica wieku[1] i może ustąpić bez stwarzania zbytniego hałasu. Dożywotni charakter jego urzędu może więc ewoluować. Od 1974 roku generał ma u boku admonitora, którego oryginalną w Kościele katolickim funkcją jest żądać, wraz z asystentami, ewentualnej dymisji przełożonego generalnego, jeśli ten zostanie uznany za niezdolnego do dalszego pełnienia swojego urzędu, szczególnie w przypadku „choroby umysłowej”. Czarny papież pozostaje wszakże niekwestionowanym i bezspornym przywódcą, ponieważ taka decyzja to przede wszystkim jego własna inicjatywa. Ojciec Kolvenbach, zanim poprosił papieża, żeby mógł odejść, wyjawił swoim doradcom i wszystkim prowincjałom Towarzystwa „poważne motywy”, usprawiedliwiające jego wolę zrzeczenia się urzędu. Zostały one przyjęte w tajnym głosowaniu. W ten sposób głosujący uznali, że dwadzieścia pięć lat rządów i wiek ich generała nie stanowią wprawdzie „racji naglących, ale że powinny być one wzięte pod uwagę”. Uznał to również w pełni Benedykt XVI, wybrany głową Kościoła w wieku siedemdziesięciu ośmiu lat, nie chcąc przez to jednak bynajmniej kwestionować dożywotności urzędu generała jezuitów, skupiającego w sobie całą fascynację i tajemniczość, która od wieków spowija Towarzystwo Jezusowe.
FUNDACJA, PODBÓJ I ODRODZENIE
Pierwszym z jezuitów był Ignacy. Jego historia jest dobrze udokumentowana. Założyciel Towarzystwa Jezusowego to jedna z najlepiej znanych osobowości w historii. Pozostawił po sobie niezwykle obfitą korespondencję i niezliczoną ogromną ilość pism. Jego Dziennik, opublikowany po raz pierwszy w 1934 roku, pozwala go sobie wyobrazić jako człowieka umiejącego dobrze kalkulować, jako wymagającego przełożonego, surowego ascetę i kontemplatyka wspominającego, że w czasie swoich mistycznych doświadczeń płakał siedemdziesiąt pięć razy.
Towarzystwo Jezusowe narodziło się ze spotkania mocnej osobowości z epoką XVI wieku, wieku protestanckiej reformacji i katolickiej kontrreformacji, wieku zachwiań i odnowy wstrząsanego w swoich fundamentach Kościoła rzymskiego, w którym władza jego głowy była szeroko inkryminowana. Fundacja nowego ruchu religijnego i nowego zakonu jest zawsze ściśle powiązana z charyzmatem założyciela i z całym kontekstem, towarzyszącym tworzeniu takiego dzieła. Wiek narodzin Towarzystwa Jezusowego był epoką wielkich konfliktów, wielkich przemian kulturowych i politycznych, był czasem wojen między władcami, między chrześcijanami, przeciwko muzułmanom i luteranom. Tak więc Ignacemu Loyoli udało się założyć nowe zgromadzenie zakonne w świecie pełnym przemian, kiedy papież był osaczony przez reformację, a zatem mało skłonny do ustępowania placu nowo przybyłym, nawet w jego własnych szeregach, szczególnie gdy dowodził nimi jakiś Boży szaleniec, jakiś nawiedzony, trochę zbyt egzaltowany.
NAWRÓCENIE IGNACEGO LOYOLI
Ignacy urodził się w Loyoli, w baskijskiej prowincji Guipúscoa, w Królestwie Kastylii, bez wątpienia około roku 1491, rok przed odkryciem Nowego Świata przez Krzysztofa Kolumba. Ten siódmy i ostatni syn, spośród jedenastu młodych szlachciców, został ochrzczony jako Inigo. Dopiero później, w Paryżu, stanie się Ignacym, z pewnością przez nabożeństwo do św. Ignacego Antiocheńskiego. Jego ojciec, Beltrán Ináñez de Oñaz de Loyola, pozostający w służbie armii hiszpańskiej, przeznaczył swojego najmłodszego potomka do stanu kapłańskiego, jak to było wówczas w zwyczaju u arystokracji. Choć Inigo przyjął tonsurę, to jego temperament nie wydawał się odpowiedni do tego, by został dobrym księdzem. Dlatego przed swoją śmiercią ojciec wybrał dla niego inną drogę, oferowaną młodym: karierę wojskową. W 1506 roku Ignacy jako sierota opuścił rodzimą dolinę i rodzinny zamek dla dworu Ferdynanda Aragońskiego, który panował wtedy sam w całej Hiszpanii, od śmierci zmarłej dwa lata wcześniej żony, Izabeli I Katolickiej, władczyni Kastylii. Tym, który zapewnił Inigowi edukację wojskową i dworską, był skarbnik królewski Juan Velásquez de Cuéllar. Dziesięć lat później protektor Iniga popadł w niełaskę i zmarł. Ignacy przeszedł wówczas do służby księcia Najery, Antonia Manrique Lary, wicekróla Nawarry, którego był dalekim krewnym. Stał się członkiem jego gwardii przybocznej, by niedługo potem wstąpić do armii Karola V. To właśnie wojna między tym władcą a królem Francji, Franciszkiem I, złamała życie Iniga jako żołnierza. W 1521 roku armia francuska przekroczyła granicę Nawarry i zaczęła zagrażać Pampelunie. Podczas szturmu na miasto pocisk armatni strzaskał Inigowi jedną nogę, a drugą zranił. Po kapitulacji twierdzy i po odebraniu wojskowych honorów Ignacy, na wpół żywy, został sprowadzony do swoich posiadłości. Kiedy przeszedł już przez ręce chirurgów-rzeźników, którzy pozostawili go kulawego, rozpoczął długą rekonwalescencję, otwierającą mu, jak się okazało, drogę do nawrócenia.
Ignacy, pasjonat czytania, nie znalazł w bibliotece rodzinnego domu żadnej książki godnej człowieka dworu, ale tylko pobożne dziełka, takie jakVita ChristiLudolfa le Chartreux, przełożone na język hiszpański przez franciszkanina Ambrosia Montesino i Złota legenda Jakuba de Voragine, w tłumaczeniu cystersa, imieniem Gauberto Maria Vagad. Lektura tych książek była dla Ignacego odkryciem, które otworzyło przed nim nowe horyzonty duchowe. Zawsze jednak tkwiła w nim mentalność żołnierza. Żywoty św. Dominika czy św. Franciszka jawiły mu się jako akty heroiczne, jako sławne czyny rycerskie w służbie Boga. Zewnętrzne oznaki wewnętrznego nawrócenia stały się bardzo czytelne. Ignacy wstawał wcześnie, by studiować, robić notatki i przepisywać Ewangelie. Odprawiał długie rozmyślania i zaczął głosić kazania dla mieszkańców domu. Natchnieniem dla niego stał się żywot egipskiego pustelnika, św. Onufrego, opowiedziany przez Jakuba de Voragine. Najpierw zapragnął zostać kartuzem, odizolować się w milczeniu w Las Cuevas, w pobliżu Sewilli, ale potem postanowił udać się w pielgrzymce do Ziemi Świętej jako najuboższy z ubogich. Loyolę opuścił w 1522 roku. W pustelni Notre-Dame d’Aranzazu ten dawny biegacz za spódniczkami złożył ślub czystości. Następnie udał się do klasztoru w Montserrat, żeby tam odbyć rekolekcje. Pozbył się swojej szlacheckiej szpady, przywdział konopną burkę i udał się do Manresy, gdzie pozostawał prawie przez rok. Swoją duchową drogę rozpoczął u dominikanów, trapiony wątpliwościami. Pomagał chorym, praktykował bardzo surową ascezę, zapuścił włosy, nie obcinał paznokci, nie jadał mięsa, a wszystko w celu uśmierzenia ziemskich namiętności, trwając w ustawicznym przekonaniu, że życie, jakie wybrał, dalekie jest od doskonałości. Ciągle chodziło za nim dręczące pytanie, jak lepiej służyć Bogu. Swoje pierwsze mistyczne kryzysy przeżywał w Manresie, gdzie też zaczął redagować to, co później będzie jego metodą „aktywnej mistyki”: Ćwiczenia duchowne. Książeczka Ćwiczeń stała się fundamentem jezuickiej duchowości. Proponuje ona pewien system modlitw i działań, oparty na rachunku sumienia, ażeby wejść w kontakt z Bogiem.
Ignacy nie zapomniał jednak o ślubowanej pielgrzymce. W 1523 roku wsiadł na okręt w Barcelonie i udał się do Rzymu, aby tam otrzymać papieskie błogosławieństwo, jak chciała tego tradycja. 14 lipca był gotowy wsiąść na statek płynący do Ziemi Świętej, choć miał bardzo wysoką gorączkę. Ale Ignacy był upartym Baskiem. Po okropnej podróży stanął przed murami Jerozolimy, eskortowany przez Turków. Chciał tam pozostać, ale franciszkanie, kustosze Świętych Miejsc, nie przyjęli go z otwartymi ramionami i nakłonili do powrotu do Europy. To doświadczenie upewniło Ignacego, że winien poświęcić się służbie duszom w aktywnym apostolacie. Tak zaczął powstawać fundament przyszłego Towarzystwa.
GRUPA STUDENTÓW
Po powrocie do Hiszpanii Ignacy postanowił się uczyć, by móc lepiej prowadzić misję, jaką sobie wyznaczył. W tym celu zapisał się na uniwersytet w Alkali. Wraz z grupą trzech młodych entuzjastów jego projektu zaczął głosić kazania według swoich Ćwiczeń duchownych. Nie musiał długo czekać, żeby ściągnąć na siebie gromy inkwizycji. Został wtrącony do więzienia, z podejrzeniem o przynależność do znaczącego wówczas w Hiszpanii ruchu odnowy duchowej i charyzmatycznej.
W oczach hiszpańskich trybunałów ów mistyk, jak i inni jemu podobni, był nieprawowierny, a więc niebezpieczny dla zdrowej moralności. Nacisk kładziony na modlitwę myślną, pocieszenia wewnętrzne, częstą Komunię Św., a więc sprawy bardzo kontrowersyjne, bo oparte na subiektywnym doświadczeniu religijnym, mogły budzić jedynie podejrzenia jako obce dla ówczesnej wiedzy teologicznej. Proces w Alkali był pierwszym z długiej serii sądowych rozpraw, którym Ignacy musiał się poddać. Po tych kłopotach zamieszkał w Salamance. Tu znowu niepokojony przez inkwizycję, znów nowy proces, podczas którego sędziowie zapytali go o różnicę między grzechem powszednim i grzechem śmiertelnym, co mu ukazało luki w jego intelektualnej formacji. Nieznajomość łaciny, wówczas języka Kościoła i kultury, zamykała bramy wiedzy przed Ignacym, który nie został oskarżony o herezję, ale zachęcony do studiowania: jeszcze i zawsze. Wobec takiego stanu rzeczy i z powodu wrogości władz, tępiących jego kazania, postanowił zjednać sobie paryską alma mater, najbardziej wówczas prestiżowy uniwersytet w Europie. W wieku trzydziestu siedmiu lat, a więc już zaawansowanym jak na tamtą epokę, opuszczony przez swoich pierwszych towarzyszy zapisał się do kolegium Św. Barbary i rozpoczął naukę. W 1533 roku uzyskał licencjat, a dwa lata później tytuł magistra sztuk wyzwolonych. To był w wówczas pierwszy cykl studiów uniwersyteckich, po którym mógł rozpocząć teologię u dominikanów, przy ulicy św. Jakuba. Tam studiował św. Tomasza z Akwinu i scholastyków. Podziw dla modelu uniwersytetu paryskiego będzie później dla Ignacego natchnieniem przy układaniu norm jezuickiego nauczania.
W Paryżu Ignacy poznał grupę studentów, która stanie się zalążkiem przyszłego Towarzystwa. Spośród nich dwóch było pierwszymi, którzy odprawili Ćwiczenia duchowne pod kierunkiem Ignacego, jednym był Sabaudczyk Pierre Favre, wyświęcony już na kapłana, a drugim szlachcic z Nawarry, Franciszek Ksawery. Szukając własnej drogi duchowej będą się przez jakiś czas wahać, zanim przystaną do Ignacego. Pozostałymi towarzyszami tego ostatniego byli: Portugalczyk Simao Rodrigues i Hiszpanie: Diego Lainez, Alfonso Salmeron oraz Nicolas Bodadilla. 15 sierpnia 1534 roku, po Mszy Św., celebrowanej przez Pierre’a Favre’a w małej kaplicy męczenników na wzgórzu Montmartre, siedmiu towarzyszy, którzy nie myśleli jeszcze o założeniu nowego zgromadzenia zakonnego, złożyło trzy tradycyjne śluby zakonne: ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, dołączając do nich przyrzeczenie, że udadzą się do Ziemi Świętej, a w razie niemożności spełnienia tego przyrzeczenia oddadzą się do dyspozycji papieża, by ten ich posłał w którekolwiek miejsce na świecie ewangelizować pogan, wiernych, barbarzyńców bądź niewiernych. Podwaliny przyszłego Towarzystwa Jezusowego zostały położone.
Ignacy jednak nie czuł się dobrze zdrowotnie, a powietrze Dzielnicy Łacińskiej mu nie służyło. Dlatego lekarze poradzili mu, żeby wrócił do Hiszpanii. Udał się więc do swojej doliny w kraju Basków i na ziemiach, gdzie dawniej więcej dawał zgorszenia niż zbudowania, zaczął głosić kazania, ewangelizować, strofować kler, pomagać chorym, a zamieszkał nie w swoim domu rodzinnym, lecz w szpitalu.
W roku 1536 siedmiu towarzyszy Ignacego, do których dołączyli Pascase Broét, Claude Jay i Jean Codure, znalazło się w Wenecji, zachodniej bramie Ziemi Świętej. O ile dwa lata, które spędzili w tym mieście, były świadkami klęski ich projektowanej pielgrzymki, o tyle stały się one czymś istotnym dla uformowania przyszłego zakonu. W 1537 roku wszyscy towarzysze zostali wyświęceni na kapłanów. Nuncjusz papieski w Wenecji, Girolamo Veralli, udzielił im niezbędnych uprawnień do prowadzenia apostolatu na ziemiach Republiki Weneckiej. Ich działalność na rzecz chorych i więźniów nie była przez wszystkich należycie rozumiana i stała się przedmiotem krytyk. Tymczasem Ignacy spotkał biskupa Chieti, Gianę Pietra Carafę, który w 1555 roku zostanie papieżem jako Paweł IV. Carafa, wraz z Gaetano Thiene, założył w 1524 roku pierwszy zakon klerycki, który nie był poddany pod regułę mniszą. Był to zakon teatynów, zatwierdzony przez Klemensa VII w 1533 roku. Chociaż forma prawna tego nowego zgromadzenia posłuży za model jezuitom, jak i innym formacjom XVI i XVII wieku, to Ignacy w swojej szczerości, ryzykując nawet wrogość tego wysokiej rangi duchownego, ozdobionego przy tym aureolą założyciela zakonu, nie krępował się wyrazić wobec Carafy swoich wątpliwości odnośnie do jego dzieła. Teatyni nie udzielali się bowiem jako kaznodzieje. Przyszły papież zapamięta sobie tę jego zuchwałość.