Droga medytacji

 Zacznijmy od rozróżnienia natury filologicznej. W polskich wersjach Ćwiczeń nie znajdziemy słowa „medytacja”, choć występuje ono zarówno w tekście hiszpańskiego oryginału (meditación), jak i w tłumaczeniu łacińskim (meditatio). W języku polskim przyjęło się tłumaczenie ignacjańskiej medytacji słowem „rozmyślanie”, choć np. wymieniane przez Świętego, często obok medytacji, inne ćwiczenie – jest określane bliżej oryginału jako kontemplacja. Skoro takie „mniej spolszczone” tłumaczenie jest możliwe i przyjęło się w przypadku kontemplacji (nikt nie używa w tym przypadku spolszczenia „przyglądanie się”), to dlaczego nie pójść w tym samym kierunku również w wypadku medytacji? Tym bardziej że mówienie o „rozmyślaniu” z góry jakby zawęża medytację do „roztrząsania” typu myślowego, co bynajmniej nie leży w intencji Świętego.

 Wśród ćwiczeń duchownych Ignacy wymienia – zaraz po rachunku sumienia – „medytację, kontemplację”, dodając ponadto: „modlitwę ustną i myślną oraz wszystkie inne czynności duchowe” (Ćd 1). Zauważamy, że medytacja jest odróżniona wyraźnie od modlitwy myślnej, a łączy się raczej z kontemplacją, wymienioną tuż obok; także w innych miejscach Ćwiczeń obie formy modlitwy pojawiają się łącznie – jakby dla wskazania, że pełna modlitwa winna je zintegrować (por. Ćd 75, 77).

 Nasuwa się myśl o pierwotnym znaczeniu łacińskiego słowa meditari, związanego z praktyką, która w zależności od dziedziny życia, gdzie bywa sto­sowana, może oznaczać: powtarzane ćwiczenie, wprawianie się do pewnej sytuacji życiowej, uczenie się na pamięć. W przypadku praktyki modlitewnej pierwszych pustelników i zakonników medytacja oznaczała najpierw głośne lub półgłośne, powtarzane recytowanie tekstu, głównie Pisma Świętego. Powtarzanie miało na celu nie tylko nauczenie się na pamięć, ale także głębsze, egzystencjalne przyswojenie wypowiadanych słów. W tym sensie „medytacja” Pisma bywała porównywana z przeżuwaniem pokarmu przez zwierzęta, aby jego asymilacja była głębsza.

 To pierwotne znaczenie odbiega od późniejszego, które rozpowszechniło się od średniowiecza w chrześcijańskich traktatach o modlitwie: „medytacja” stała się synonimem modlitwy myślnej w sensie rozmyślania, refleksji nad różnymi sprawami. Także dzisiaj mówienie o kimś, że medytuje, prowokuje na ogół do pytania: nad czym? albo: o czym? I może dlatego pojęciowym odpowiednikiem ignacjańskiej medytacji stało się w naszym języku „rozmyślanie” – a więc modlitwa myślna…

 Tymczasem nie tylko teksty św. Ignacego, ale także jego osobista praktyka modlitewna wskazują dobitnie, że Świętemu chodziło o bardziej całościowe pojmowanie modlitwy i medytacji. Świadczą o tym uwagi w Ćwiczeniach o potrzebie włączenia do medytacji nie tylko myśli, ale także woli, poszczególnych zmysłów i zewnętrznej postawy ciała – jednym słowem: całego człowieka. Także wspomniany fakt, że Ignacy mówi często jednym tchem o „medytacji i kontemplacji” może sygnalizować szersze pojmowanie medytacji, która nie ogranicza się do „rozmyślania”, ale – zbliżając się do swego pierwotnego znaczenia – jest postacią modlitwy prostej i zmierza­jącej ku jeszcze większej prostocie przez integrację całego czło­wieka.

 Łączenie medytacji z kontemplacją wymaga jeszcze dokładniejszego rozróżnienia. Ignacy nie tylko je łączy jako dwie postacie modlitwy integrującej całego człowieka. W Ćwiczeniach uderza ponadto specyficzne, wyraźnie rozłączne stosowanie obu pojęć. I tak „medytacja” pojawia się jako charakterystyka tych ćwiczeń, których tematem są kwestie związane przede wszystkim z grzechem (Ćd 45, 55), piekłem (Ćd 65), złym duchem (Ćd 136) czy różnymi rodzajami ludzi ulegających tym mocom (Ćd 149). Św. Ignacy nie mówi tutaj o kontemplacji, jak gdyby rezerwował to pojęcie jedynie do ćwiczeń i modlitw skupionych wokół Osoby Jezusa. Znamienne jest, że wszystkie ćwiczenia drugiego, trzeciego i czwartego tygodnia, oparte na scenach z Pisma Świętego, są określane mianem kontemplacji, włącznie z ostatnią „Kontemplacją dla zyskania miłości”. Wskazuje to, że im bardziej człowiek odprawiający Ćwiczenia zbliża się do Jezusa, tym bardziej medytacja przechodzi w kontemplację.

 Przechodzenie medytacji w kontemplację jest odpowiednikiem przejścia, które dokonuje się w samym człowieku dzięki Ćwiczeniom. Odbywa się ono stopniowo, nieustannie – właściwie do końca życia. Wprawdzie także medytacja winna się skupiać przede wszystkim na działaniu Boga, czy to w świetle Jezusa z Ewangelii, czy przez Ducha Świętego w osobistym życiu rekolektanta, jednak Ignacy bierze realistycznie pod uwagę to, że w odprawiającym Ćwiczenia działają duchowe poruszenia innego rodzaju jako ślady nieuporządkowanych przywiązań, uzależnienia od złego – także złego ducha… Dlatego w praktyce nie wystarcza kontemplacja, zatrzymująca się jedynie przy Jezusie i duchowych poruszeniach pochodzących od Niego; trzeba ponadto rozważenia przeciwnych odruchów, sprzeciwiających się Chrystusowi.

 Przy tym rozważanie znaczy znowu więcej aniżeli rozmyślanie. Chodzi raczej o ważenie, sprawdzanie wagi pojawiających się poruszeń, a zatem ich rozeznanie – w odniesieniu do „Fundamentu”, znalezionego w Bogu przez osobistą relację z Jezusem w Duchu Świętym. Potrzeba rozeznania (discretio) wiąże się nie tylko z poruszeniami złego czy „starego” człowieka, lecz i z tym, że tak wiele jest dobra, które porusza nas do działania, a przecież możliwości ludzkie są ograniczone, więc musimy ciągle wybierać – zgodnie z poruszającym osobiście wyborem samego Boga.

 Mimo wszystko – także w medytacji jako modlitwie – pośrodku rozmaitych poruszeń winno przeważać proste, całościowe trwanie przy Jezusie z otwarciem się na Jego Ducha. Właśnie złączenie z kontemplacją ma wzmacniać tę postawę, pomagać w przejściu przez Ćwiczenia i w dalszym życiu. Medytacyjne „rozważanie” jako rozeznanie prowadzi do wzrastania „wagi” Ducha Świętego w moim życiu. Jego przyciągająca moc nie „ciąży”, lecz niesie ulgę, pocieszenie; jeśli jest „siłą ciążenia”, to zwłaszcza – łaski. Wtedy przejście do życia w Bogu dopełnia się, by w końcu – po przekroczeniu progu śmierci – wystarczyła sama kontemplacja.