Dopełnienie dzięki kontemplacji
Jednak i kontemplacja wymaga wyjaśnienia. Wspomniane „przyglądanie się” jako potoczne znaczenie pojęcia – nie wystarcza. Łacińskie contemplor, od którego pochodzi nasze słowo, kojarzy się ze świątynią (templum), sakralną przestrzenią, w kulcie starożytnych Rzymian służącą m.in. do śledzenia znaków przez augurów, aby przewidzieć przyszłe zdarzenia. Chodziło więc o przyglądanie się z pełną uwagą, zdolną nie tylko widzieć, ale – przewidzieć, przeniknąć spojrzeniem poza teraźniejszość.
Kontemplacja tego rodzaju przyjęła w chrześcijaństwie dodatkowe znaczenie. W Ewangelii pojawia się wielokrotnie pytanie pod adresem Chrystusa o znaki z nieba, które by stanowiły Boże potwierdzenie Jego misji. W odpowiedzi Jezus oznajmia swym adwersarzom: Wygląd nieba umiecie rozpoznawać, a znaków czasu nie możecie? Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza (Mt 16, 3n). Znak jest… wieloznaczny: w samej Ewangelii jest określony ponadto jako „żaden znak” (por. Mk 8, 12), a dalej odniesienie do Jonasza dotyczy zarówno przepowiadania końca (por. Łk 11, 30), jak i doświadczenia śmierci (por. Mt 12, 40).
Rozmaite znaczenia łączą się w jednym: znakiem Jonasza staje się tajemnicze przejście Jezusa. Samo Jego ziemskie życie, przez które przeszedł […], dobrze czyniąc (Dz 10, 38), pozwalało widzieć w tym Człowieku Boga, przewidzieć to, co dokonało się w Jego Zmartwychwstaniu jako przejściu przez śmierć do pełni Boskiego życia. Dlatego kontemplacja Jezusa prowadzi do pełnego widzenia, zgodnie z Jego zapowiedzią: Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca (J 14, 9).
Staje się jasne, dlaczego także w Ćwiczeniach św. Ignacy podaje do kontemplacji rozmaite zdarzenia z Ewangelii – znaki wcielenia się Boga w Jezusie. To właśnie Chrystusa mamy „zobaczyć”, a więc uważnie wpatrzeć się w Niego, by wniknąć w tajemnicę Boga, którego jedność otwiera się na wielość osób, obejmując i mnie, najbardziej osobiście… Słynne są sugestie Świętego dotyczące kontemplacji Bożego Narodzenia: „Widzieć osoby, a mianowicie Panią naszą, i Józefa, i służącą, i Dzieciątko Jezus po Jego narodzeniu. Ja zaś sam stanę się służką ubożuchnym i niegodnym, patrząc na nich, kontemplując ich i służąc im w ich potrzebach tak, jakbym tam znalazł się obecny, z całym, jakie tylko jest możliwe, uszanowaniem i ze czcią” (Ćd 114).
Kontemplacja dokonuje się tu „na całego”, włącza patrzącego całkowicie w Boże Narodzenie jako Zdarzenie Boga, Jego ludzkie dzieje, w których obdarza nas On i dzieli z nami życie, wszystko… Pełne włączenie się w Boże Wydarzenie oznacza wejście w nie, przejście do ruchu związanego z Wcieleniem – uniżeniem się Boga w postaci Sługi. Zatem Ignacemu nie wystarcza patrzenie – zachęca do służenia, by stać się „służką ubożuchnym”. Oto wyłania się droga naśladowania wcielonego Boga, który będąc bogaty, dla nas stał się ubogim, aby nas ubóstwem swoim ubogacić (2 Kor 8, 9). I nie przyszedł On, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie (Mk 10, 45).
Dynamika tajemnicy Wcielenia, którą mamy kontemplować, kulminuje w godzinie Paschy – Przejścia przez „ciemną dolinę” śmierci. Po pierwszym doprowadzeniu do krzyża w pierwszym tygodniu Ćwiczenia prowadzą do niego ponownie w trzecim tygodniu – dla potwierdzenia wyboru, zasadniczo dokonanego wcześniej. Skoro jego fundamentem jest Jezus Chrystus, istotną próbą wierności staje się realne stanięcie w obliczu krzyża, znaku sprzeciwu wobec Boga wcielonego. Budzi zgorszenie fakt, że srożącemu się złu ukrzyżowany Jezus przeciwstawia „tylko” swoją wierność Ojcu, którego wolę rozpoznaje w konieczności przyjęcia krzyża. Jezus nie poddaje się złemu, tylko Ojcu, zdolnemu wybawić ostatecznie – nie z ominięciem śmierci, ale w przejściu przez nią do pełni życia.
Działa tu paradoksalna dynamika: siła, która przyjmuje postać słabości, maksimum uniżenia – staje się poddaniem jednemu Bogu. Moc przejawia się nie w określonym działaniu, ale w tajemniczej aktywności… niedziałania. Kontemplacja Jezusa na krzyżu jest widzeniem oczyma wiary: widzi Niewidzialnego (por. Hbr 11, 27), działającego w ukryciu – przewiduje to, co stanie się widoczne w Zmartwychwstaniu, gdy Boże dzieło dopełni się dzięki Duchowi Świętemu jako działanie jednoczące Syna z Ojcem.
Wzorem kontemplacji skupionej na Jezusie w tajemnicy Paschy pozostaje Maryja. W Ćwiczeniach św. Ignacy tylko krótko wspomina Jej obecność pod krzyżem; przypomina „siedem słów” Ukrzyżowanego, wśród nich i to, że Jezus „przebaczył łotrowi i polecił Matkę swą świętemu Janowi, a św. Jana Matce swojej” (Ćd 297). Ale Święty posuwa się dalej i wychodzi poza świadectwo Ewangelii. Na początku czwartego tygodnia modlitw około misterium Zmartwychwstania proponuje on „pierwszą kontemplację o tym, jak Chrystus, nasz Pan, ukazał się naszej Pani” (Ćd 218nn). Później mówi jeszcze wyraźniej o „Jego pierwszym objawieniu”, dodając: „Pismo Święte wprawdzie o tym nie mówi, trzeba to jednak uznać za pewne, ponieważ powiedziano, że się objawił tak wielu innym. Pismo Święte bowiem zakłada, że mamy rozum, jak jest napisane: «I wy jesteście bez rozumu?»” (Ćd 299).
Może nie przypadkiem Ignacy skraca jakby wydarzenie z udziałem Maryi pod krzyżem, ubogaca natomiast ewangeliczne relacje o Zmartwychwstaniu – jak gdyby wyróżnione miejsce Matki w przeżyciu Przejścia (Paschy) wyjaśniało się dopiero w pełnym świetle w obliczu zmartwychwstałego Syna. W Ćwiczeniach św. Ignacy podkreśla pierwszeństwo Maryi w Jej relacji do Zmartwychwstałego. Czy znaczy to, że właśnie Jej jako pierwszej On się ukazał? Owszem, ale – pozostaje kwestia, jak owo widzenie się dokonało.
Zjawienia Jezusa wobec Apostołów miały przezwyciężyć ich niewiarę, przekonać ich o prawdziwości Zmartwychwstania. W przypadku jednego z nich – umiłowanego ucznia Jezusa – było jednak inaczej. W swej Ewangelii zaświadczył on, że jego wiara w Zmartwychwstanie zrodziła się wcześniej, gdy zajrzał do pustego grobu. To mu wystarczyło, bowiem: Ujrzał i uwierzył (J 20, 8). Nie zobaczył w tym momencie zmartwychwstałego Jezusa, a jednak uwierzył w Jego Zmartwychwstanie. Tak oto zasłużył sobie na błogosławieństwo Jezusa dla tych, którzy nie widzieli, a uwierzyli (J 20, 29).
W swej Ewangelii poświadcza on w podobny sposób wiarę Maryi, choć nie dopiero na widok pustego grobu, lecz jeszcze wcześniej – u stóp krzyża. Tutaj aż do końca wytrwała Ona w swej wierze, w której widziała więcej niż Ukrzyżowanego. Widziała z umiłowanym uczniem, jak z przebitego Serca Syna wypłynęła krew i woda. Czy już tutaj nie widziała Ona Niewidzialnego – Tego, który mimo swej śmierci żył, jak to poświadczył swoim zmartwychwstaniem? Czy Maryja – póki żyła na ziemi – potrzebowała dodatkowego widzenia Zmartwychwstałego?
Widzenie Zmartwychwstałego przez Maryję przybliża ku dopełnieniu, które wyraża końcowa „Kontemplacja dla zyskania miłości”. Przypomnijmy: „Kontemplacja” przedstawia widzenie świata oczymi wiary – jako dzieło Bożej miłości, wszystko przenikającej. Wizja ta jest owocem oczyszczenia, jakie dokonało się w trakcie Ćwiczeń w przejściu przez doświadczenie krzyża. Jezus od początku tak widział świat, jak to wskazał umiłowany Jego uczeń.
A Maryja? Żyła wiarą, w której trwała i wytrwała dzięki modlitwie – przez rozważanie sensu trudnych, nieoczekiwanych wydarzeń. Oto dlaczego możemy przyjąć, że stojąc u stóp Ukrzyżowanego, widziała więcej niż inni: nie koniec, ale przejście, najtrudniejsze przejście Jego i Jej życia – do pełni, która jest u Boga. Widziała nowy początek, odsłaniający się z mocą w świetle Zmartwychwstania. Jej spojrzenie pełne wiary było przeniknięte miłością Boga, jak gdyby dana Jej była wizja, którą wyraża „Kontemplacja” – w Jej przypadku nie „dla zyskania miłości”, ale dla poświadczenia, że ją „zyskała” wcześniej, otwierając się bez reszty na tajemnicę wcielonego Boga. Wcielenie dopełnia się z udziałem Maryi. Nie tylko widziała Ona Zmartwychwstałego, kontemplując Ukrzyżowanego. Sama stała się Jego znakiem, ucząc i nas odnajdywania bliskości Boga – we wszystkim.