W tych chwilach przeciwności wydają się „górą lodową” nie do pokonania, wymagają dużego zmagania. Potem widzę, jakie te moje wysiłki, „ofiarki” były minimalne, malutkie w porównaniu z hojnością Pana, który w Jemu wiadomym czasie i Jemu wiadomy sposób obdarowuje wynagradzając tysiąckrotnie!…

Dziś, 6 miesięcy po rekolekcjach, mam wrażenie ze były one początkiem nowego etapu. Pan dalej prowadzi swoje dzieło, które zapoczątkował na rekolekcjach. W konfrontacji z Jego Słowem w czasie Rachunku Sumienia dalej kontynuuje stopniowe odsłanianie moich fałszywych obrazów Boga, zachowań obronnych, zabezpieczeń. Zaprasza bym je porzucała i formuje do „myślenia” Biblijnego. Zaprasza do porzucania sieci, próbowania radzenia sobie samej, do przyjęcia postawy dziecięcej ufności, zawierzenia by On mógł działać… Zaprasza do coraz głębszej więzi z Nim…

Innym owocem rekolekcji jest „schemat” mojej modlitwy: Kana Galilejska. Przed każdą kontemplacją prośba do Maryi-Matki Słowa Bożego- o wstawiennictwo u Swego Syna, jak w Kanie… Następnie zrobić wszystko co w mojej mocy, by wejść w kontemplacje – „napełnili stągwie wodą aż po brzegi…” – reszta należy do Pana…

Dzięki regularnej kontemplacji, rachunkowi sumienia, spowiedzi doznaję spójności wewnętrznej, pokoju, wolności w stosunku do bliźnich, ale tez intensywniejszej „obecności” dla nich i miłości.

Także takim mocnym doświadczeniem w kontemplacjach rekolekcyjnych była konfrontacja z postaciami Symeona, Anny, Jana Chrzciciela… Żyli oni jak ja, w kulturze wschodniej cechującej się ciągłą spontanicznością, wrzawą. Wydawało mi się nieprawdopodobne, że w tym wszystkim, potrafili żyć w skupieniu, obecności Bożej. Potrafili, bez jakichkolwiek znaków zewnętrznych, usłyszeć natchnienie Ducha Św., który wskazał im Mesjasza. Dziś doświadczam, że jest to możliwe, w takim stopniu w jakim Pan Bóg będzie najważniejszy w moim życiu i modlitwa na pierwszym miejscu…

Z wdzięcznością Bogu, Ojcom prowadzącym i  towarzyszącemu mi w czasie rekolekcji,

 s. Brygida