„Dzieci potrzebują ojców. Dlatego ojcom nie wolno już dłużej pozostawać na marginesie. Nieobecność ojca musi się wreszcie skończyć. Nasze społeczeństwo wychowane bez ojców musi wreszcie uznać wartość ojcostwa. Społeczeństwo potrzebuje autentycznych ojców”.
(Hermann Bullinger)

 

Podstawową przyczyną kryzysu ojcostwa we współczesnej cywilizacji, o którym dziś mówi się powszechnie, jest niewątpliwie globalne zakwestionowanie doświadczenia Boga jako Ojca, które swoimi korzeniami sięga czasów Oświecenia. Leszek Kołakowski w eseju Nasza wesoła apokalipsa. Kazanie na koniec wieku pisze: „Oświecenie zniszczyło wiarę, a przez to usunęło podstawę naszego bezpieczeństwa moralnego, a rychło również bezpieczeństwa poznawczego; jedno i drugie podważone zostało przez racjonalizm sceptyczny. […] Oświecenie określa się zasadniczo przez wrogość do tradycji chrześcijańskiej. Był to […] bałwochwalczy, półgnostycki projekt wewnątrz-światowego samo-zbawienia człowieka. […] Oświecenie, wynosząc człowieka do godności potencjalnie wszechmocnego stwórcy, zdegradowało go w rzeczywistości do poziomu zwierzęcego; odróżnienie dobra i zła zastąpiły kryteria utylitarne. Fundamentalne więzi, co podtrzymywały ludzką wspólnotę – rodzinę i religię – zostały wyszydzone i gwałtem rozerwane”.
Odrzucenie wiary w Boga jako praźródła ludzkiego istnienia i miłości uderza w człowieka oraz w jego zasadnicze więzi, które były i są u podstaw jego życia: więzi małżeńskie, rodzinne, ojcowskie i macierzyńskie. Jeżeli umarł Bóg-Ojciec, przestało istnieć źródło miłości i życia. Śmierć Boga staje się z konieczności także śmiercią Jego najpiękniejszego dzieła, jakim jest człowiek.
Co stało się jednak z człowiekiem w tej jego sytuacji religijnej i moralnej, w którą się uwikłał? „Czy od tamtego czasu, po tym długim okresie ateizmu, narzuconego lub poszukiwanego w pełnej wolności, człowiek […] stał się szczęśliwszy i bardziej ludzki?”. Wręcz przeciwnie, odpowiada kard. Godfried Danneels. „Człowiek stracił swoją duszę, świat stał się przerażająco zimny. Gdy odchodzi ojciec, dzieci ogarnia chłód. Gdy Bóg znika, ludzie szukają innych źródeł ciepła. Lecz gdzie je znaleźć? Ojca już nie ma i wszyscy jesteśmy sierotami. […] Tak, gdy ojciec znika, dzieci trzęsą się z zimna. […] Cała nasza cywilizacja jakby oziębła, miłość także. […] Jesteśmy jak ptaki zimą. W oczekiwaniu gromadzimy się wokół rzadkich źródeł ciepła, w tych ostatnich miejscach naszej cywilizacji, gdzie pod żarem pozostaje nieco płomienia – to miłość i świętowanie, często doprowadzone do paroksyzmu erotycznej gorączki […]. Lecz wszystko to nie potrafi zwrócić nam ciepła. Ogień już nie płonie – zarówno w znaczeniu dosłownym, jak i przenośnym. Gdzie jest więc słońce? Gdzie jest więc Bóg? Bez Niego ogień jest tylko ogniem słomianym, trwa bardzo krótko, za krótko, by rzeczywiście ogrzać dzieci”.
Szczególną oznaką sieroctwa i zimna, w jakich żyje człowiek, jest destrukcja rodziny, a wraz z nią ojcostwa. Bez Boga-Ojca człowiek przestaje rozumieć siebie i swoje powołanie do miłości i przekazywania życia. Tę właśnie destrukcję rodziny zarzuca Papież współczesnej cywilizacji: „Kobieta bywa przedmiotem dla mężczyzny. Dzieci stają się przeszkodą dla rodziców. Rodzina staje się instytucją ograniczającą wolność swoich członków”.. Cywilizację, która w taki właśnie sposób traktuje ludzką miłość, Jan Paweł II nazywa „cywilizacją rzeczy, a nie osób”. „Co może wytworzyć kultura, w której nie ma ojca?” – pyta Joseph M. Verlinde. „Ta kultura produkuje dzieci, które nie wiedzą, kim są” odpowiada.
Odrzucenie Boga jako Ojca rzuca cień na miłość małżeńską i ojcowską. Nawet najbardziej oczywiste, naturalne zasady i prawa, którymi dotychczas kierowała się miłość małżeńska i rodzicielska, zostały zrelatywizowane, wyśmiane i odrzucone. Wszystko jednak, co ludzie robią wbrew Bogu i Jego prawom wpisanym w naturę człowieka, obraca się przeciwko nim samym także wówczas, kiedy – jak im się wydaje – szukają pełniejszej dojrzałości oraz większego szczęścia własnego i bliźnich. Człowiek nie jest bowiem własnym stwórcą i nie może stworzyć nowych praw i reguł dla miłości małżeńskiej oraz rodzicielstwa. Jest natomiast zobowiązany odkrywać, przyjmować i wprowadzać w życie te, które Bóg swoim aktem stwórczym w niego wszczepił. I tylko w ten sposób może osiągać dojrzałość oraz stawać się szczęśliwy i uszczęśliwiać innych.
Aby więc uzdrowić poranione ojcostwo, trzeba nam – mówi kard. Godfired Danneels – „na nowo odnaleźć dziecięctwo i związek synowski z Ojcem. A jest to możliwe. Z owej prometejskiej afirmacji siebie, u progu dojrzałości naszej cywilizacji, może wytrysnąć nowa naturalność, odnaleziona spontaniczność. To powtórne dziecięctwo nie będzie takie samo jak pierwsze, gdyż przeszło przez wiek krytyki. Będzie więc inne. Lecz odnajdzie radość i prostotę, wzbogacone owocami cierpienia. Jezus mówi: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 18, 3). Prawdziwe dziecięctwo jest więc w naszym zasięgu, trzeba o nie prosić, przyjąć je jako łaskę. Oto co może nas wyleczyć: odnalezione poczucie naszego Bożego synostwa, wejście w powtórne dziecięctwo, przejście od wiedzy do mądrości, od głowy do serca. Odnaleźć Boga jako Ojca, wejść z Chrystusem w doświadczenie synostwa – oto co proponuje wiara chrześcijańska. To ona niesie głęboką moc uzdrawiającą dla naszej cywilizacji”.
Kryzys miłości małżeńskiej i ojcowskiej, jeżeli zostanie podjęty jako wyzwanie – tak przez mężczyzn, jak i kobiety – może stać się niepowtarzalną okazją do odkrycia na nowo piękna i radości ojcostwa. Mężczyźni muszą jednak pokonać najpierw kryzys własnej męskiej tożsamości. Dojrzałe ojcostwo może być bowiem zbudowane na dojrzałej męskości. Synowie będą mogli uczyć się przy ojcach, jak stawać się mężczyznami, tylko wówczas, kiedy sami ojcowie posiadać będą wewnętrzne poczucie własnej męskiej tożsamości.