Modlitwy pramatek
Nietrudno zauważyć, że każda z matriarchiń była bezpłodna, dopóki nie „wejrzał” na nie lub nie „wspomniał” ich Pan. Dla wszystkich, może z wyjątkiem Rebeki, stało się to źródłem cierpienia. Choć wydaje się, że wedle Tory płodzenie potomstwa było raczej obowiązkiem mężczyzny niż kobiety, to jednak – w społeczności wartościującej kobietę wedle posiadanego potomstwa – brak dziecka łączył się z bólem, upokorzeniem i bezsilnością. Przejmujące jest wołanie Racheli do Jakuba: „Spraw, abym miała dzieci, bo jeśli nie, wypadnie mi umrzeć” (por. Rdz 30, 1). Zastanawia więc, jaka była przyczyna czasowej bezpłodności, uważanej skądinąd za karę Bożą, wszystkich tych kobiet, przeznaczonych przecież do roli pramatek. Rzecz jasna, tradycja rabiniczna podsuwa rozmaite odpowiedzi. Wedle najbardziej rozpowszechnionej, Bóg po prostu rozmiłował się w błaganiach i modlitwach matriarchiń, zgodnie ze słowami z Pieśni nad pieśniami: „Daj mi usłyszeć swój głos, gdyż słodki jest twój głos i pełna wdzięku twoja postać (por. Pnp 2, 14)”.
Do owych zaczerpniętych z Tory i midraszy obrazów matriarchiń nawiązywały w późniejszych stuleciach autorki techinot (w jidysz – tchines), odmawianych przez kobiety suplik, modlitw błagalnych. Na ogół miały one zapewnić pomyślność rodzinie, spokój duszy zmarłych, płodność, lekki poród, choć nie brakowało i takich, które miały na względzie zbawienie całego ludu Izraela. Zwłaszcza te ostatnie zasługują na uwagę, ukazują bowiem kobiety jako zdolne do wykroczenia poza tradycyjnie przypisywane im role. Tak jak w liturgii „męskiej” odwoływano się do „zasług praojców” (zechut awot), kobiety odwoływały się w modlitwach do „zasług pramatek” (zechut imahot).
Jeden z najbardziej znanych zbiorków takich suplik, zatytułowany Tchine imoches – Modlitwy pramatek, napisała wyjątkowo jak na swoje czasy wykształcona kobieta Lea Horowitz, córka żyjącego na przełomie XVII i XVIII wieku rabina. Już we wstępnej modlitwie Lea, opisawszy najpierw cierpienia ludu Izraela z powodu wygnania, błaga Boga o zbawienie narodu z uwagi na zasługi czterech matriarchiń, wymieniając dokonania każdej z nich osobno.
Sara bas Towim, autorka zbiorku tchines zatytułowanego Szlojsze szeorim – Trzy bramy, również chętnie odwołuje się i do praojców, i do pramatek, gdy mowa o zobowiązaniach żywych wobec zmarłych: „Oby było twoją wolą Boże, mój Boże, Boże moich praojców Abrahama, Izaaka i Jakuba oraz Sary, Rebeki, Racheli i Lei, Boże sprawiedliwych mężczyzn i kobiet, męczenników i męczennic, [że] za dusze, które już zostały zapomniane, i za dusze, które umarły przed swoim czasem, w młodości, i za dusze, które nie mają nikogo do zapalania za nie świec w synagodze, niechaj będzie Twoją wolą Boże, mój Boże, aby miały one udział w zapalanych przeze mnie światłach, aby ich światła nie zostały zgaszone przed [właściwym] czasem”.
Dziś, gdy w całym judaizmie słychać wyraźniej głos kobiet, zwłaszcza w nurtach nieortodoksyjnych, pojawiły się innowacje w liturgii. Nawiązuje się w niej bezpośrednio do midraszowych i talmudycznych wątków, w których – wbrew rozpowszechnionemu mniemaniu – rola kobiet wcale nie została przemilczana. Trzeba ją jedynie przypomnieć, ukazać na nowo i przedstawić tak, jak widzi je współczesna kobieta.
W odmawianej trzykrotnie w ciągu dnia modlitwie Amida – zwanej też Osiemnaście błogosławieństw – powtarza się zwrot: „Bądź błogosławiony Panie, Boże nasz i Boże naszych przodków, Boże Abrahama, Boże Izaaka, Boże Jakuba”. Dlaczego nie mówimy: „Boże Abrahama, Izaaka i Jakuba”? Ponieważ – powiadają rabini – Bóg każdemu z praojców objawia się w sposób swoisty, pokazuje to samo, a jednak inne oblicze.
Czyżby pramatkom Bóg nie ukazywał swego oblicza? – pytają współczesne kobiety żydowskie. W niemal wszystkich synagogach konserwatywnych i reformowanych w modlitwie Amida wymienia się również Sarę, Rebekę, Rachelę i Leę. W niektórych kongregacjach uwzględnia się także nałożnice Jakuba – Bilhę i Zilpę, jako że i one dały początek plemionom Izraela. Nie jest to bynajmniej wyraz nowoczesnych tendencji równościowych, ale uwzględnienie tradycji rabinicznej, odnotowanej w midraszu Pesikta de Raw Kahana. Czytamy w nim, że naród Izraela miał sześć matriarchiń: „Liczba sześć odpowiada sześciu pramatkom: Sarze, Rebece, Racheli, Lei, Bilsze i Zilpie”.
Niemal w każdej gminie, w której działają modlitewne grupy kobiet, odmawia się stare tchines i układa nowe. I, jak od stuleci, w każdy piątek błogosławimy nasze córki słowami: „Oby Bóg sprawił, żebyś była jak Sara, Rebeka, Rachela i Lea”. Podobnie czynię i ja – nie dlatego, że pragnę, aby życie mojej córki ograniczało się do „namiotu kobiety”, ale dlatego, że chcę jej przekazać tę miłość, jaką od tylu stuleci i mężczyźni, i kobiety żydowskie obdarzali swoje matriarchinie.