Archiwum AM

       Zobaczmy jeszcze, jakie świadectwo dali o ojcu Beyzymie inni i co on sam pisał o sobie.
Z okresu studiowania filozofii wspomina go w swoich pamiętnikach o. Alojzy Warol SJ: Nie była to głowa metafizyczna, ale widać już wtedy było, że miał wielkie serce dla chorych, przy których lubił siedzieć. Uczyliśmy się od niego wyrobu różańców i koronek. Umiał wycinać piłeczką różne bawidełka, sporządzać eleganckie klatki na ptaki z ganeczkami i wieżyczkami, jakby jakie wille szwajcarskie, osadzać obrazy w ramach pięknie upstrzonych w formie falban, haftów, koronek – wyrabiał sztuczne kwiaty.
       W Chyrowie o. Beyzym przyozdabiał wyhodowanymi przez siebie kwiatami pokoje rekonwalescentów oraz ołtarz w infirmerii, przed którym odprawiał dla chłopców Mszę świętą. Urządził im też akwarium, miał wiewiórkę i kanarka i zrobił dla nich klatki. Ojciec Czesław Drążek SJ we wspomnianej książce pisze: Podczas całego pobytu na Madagaskarze Ojciec nie wypuszczał z ręki dłuta i pióra. Jedno narzędzie służyło mu do budowania ołtarza i przyozdabiania kaplicy trędowatych, drugie pomagało w zdobywaniu jałmużny.
       Na misji w Maranie o. Beyzym miał swój warsztat stolarski, w którym pracował z oddaniem. Często brał do rąk łopatę i taczki i pomagał robotnikom budującym szpital. Sam sporządził projekt specjalnych krzeseł służących do transportu chorych, aby można było przynieść ich do kaplicy na Mszę świętą. O. Leon Derville SJ, świadek jego pracy, napisał: Najpierw cały czas pochłania mu urządzanie schroniska, po czym poświęca się całkowicie upiększaniu kaplicy. Jest stolarzem, rzeźbiarzem, malarzem. Ołtarz i jego rzeźby, ramy obrazów, są dziełem jego rąk. Patrząc na nie, nikt nigdy nie domyśliłby się nawet, że do takich arcydzieł O. Beyzym posługiwał się lichym drewnem z pak.
       W jednym ze swych listów o. Jan pisał: Obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, który kupiliśmy razem z Ojcem w Krakowie, jest oprawiony w palisandrową ramę. Wyrzeźbiłem ją, jak umiałem, ale nieźle wygląda. W górze jest tarcza z imieniem ŤJezusť, a na dole z imieniem ŤMaryjať; naokoło winogron. Powiedziałem moim biedakom, że to z Polski przysłane. […] Teraz muszę Ojcu donieść o jednej rzeczy, której by Ojciec nie przypuszczał. Ja, samouk, nie umiejący wcale rysować, bom się nigdy nie uczył, ja, mogący zaledwie być za chłopaka u jakiego rzeźbiarza, i to jeszcze, kto wie, czy by mnie przyjął, ja uchodzę tu za rzeźbiarza! Przyczyna tego bardzo prosta: na całym Madagaskarze nie ma ani jednego rzeźbiarza, zatem ja, mogący wyskrobać jakikolwiek listek, uchodzę tu za ukończonego rzeźbiarza (List z 14 X 1899).
[…] Mój kościół bodaj czy w nie gorszym stanie obecnie, jak betlejemska stajenka. Ściany zbrukane od deszczu i popękane rozchodzą się na wszystkie strony – chorzy muszą wybierać miejsca, gdzie by mogli rozesłać rogóżki, na których siedzą, bo w kościele błoto (teraz właśnie pora deszczowa). Ołtarz z gliny zrobiony, tak jak i ściany, tylko parę kawałków deski położono zamiast mensy i stopnia: ozdobiłem go, jak mogłem zielenią (kwiatów jeszcze nie mogę dostać); ot i cała prawda. Wie Ojciec drogi, że Matka Boska Częstochowska w rzeźbionej ramie i ten obraz niby cośkolwiek ozdobiony wygląda w tym kościele zupełnie jak piękny bukiet przy dobrze zasmolonym kożuchu (List z 28 XII 1899).
       Drogiemu Ojcu posyłam kilka fotografii z mojego schroniska. Może będziecie mogli tam w kraju mieć słabe wyobrażenie o trądzie i biedzie, w jakiej się moi chorzy znajdują. Mam kilku gorzej chorych, ale ich trudno męczyć fotografowaniem, więc ich nie wziąłem (List z 13 I 1900).
Te zdjęcia są wspaniałym świadectwem pracy o. Beyzyma i świadkiem jego heroicznej miłości bliźniego.
 

Archiwum AM

       Przy rzeźbieniu tabernakulum pękło mi na dwoje wąziutkie półokrągłe dłutko; część z ostrzem spadła na stół, a część pozostała w rączce wpakowała mi się w lewą dłoń, z brzegu tuż obok wskazującego palca. Coś chrustnęło przy tym, ale ja sobie z tego nic nie robiłem. […] Wyjąłem dłutko z ręki […] zatamowałem krew i dalej robiłem. Ale pod wieczór […] łapa mi spuchła; zacząłem dobrze czuć, że ją mam, i przy tym dostałem dreszczy jak w febrze; zrobiłem okład z wody i koniec na tym. […] Ukląkłszy zatem przed obrazem Matki Najświętszej, prosiłem, żeby – jeżeli Jej wola i łaska – pozwoliła inaczej jakoś pocierpieć, a rękę żeby wykurowała, bo przecie tabernakulum skończyć muszę (List z 28 II 1900).
       Wszystkie roboty rzeźbiarskie i ogrodnicze to moja rzecz, w tym nikt mi już pomóc nie może. Obmyślam obecnie plan ogrodu i zbieram potrzebne rośliny. Niech drogi Ojciec stara się dla mnie koniecznie dostać skąd trochę nasienia brzozy i grabu, bo koniecznie potrzebuję (List z 13 I 1902).
       Tymczasem w ogrodach robi się, co można, i z rzeźbą śpieszę, jak mogę, żeby móc zakładową kaplicę jak najlepiej ozdobić (List z 11 IX 1906).
Patrząc na o. Beyzyma pracującego wśród trędowatych na Madagaskarze, można dostrzec Jezusa, który dotyka człowieka omijanego przez wszystkich (Łk 5, 12-13). Ojciec Jan żył dla trędowatych, kochał ich, służył im i wśród nich umarł i spoczął.
Bazylika  Najświętszego Serca Pana JezusaDziś – tak jak za życia o. Beyzyma – punktem centralnym Marany jest kaplica, którą on sam zbudował i w której króluje Matka Boska Częstochowska. Wspomina się tam o. Beyzyma i darczyńców z jego dalekiej Ojczyzny. Nic więc dziwnego, że kiedy 1 maja 1989 roku na Madagaskar przybył Papież Polak i na stadionie w Fianarantsoa odprawiał Mszę świętą, było tam ponad 100 tysięcy wiernych. Ojciec Święty sprawował Najświętszą Ofiarę używając kielicha o. Beyzyma. Celebrował ją przed przywiezionym z Marany obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej, oprawionym w piękną ramę, wyrzeźbioną kiedyś przez o. Beyzyma. Przemawiając do Papieża, arcybiskup Fianarantsoa powiedział: Ufamy, że Kościół sprawi nam pewnego dnia […] radość z powodu wyniesienia na ołtarze o. Jana Beyzyma.
  18 sierpnia 2002 r. podczas mszy św. na krakowskich Błoniach Ojciec Święty Jan Paweł II dokonał beatyfikacji Jana Bezyma, kapłana jezuity. Kości prawej ręki – część relikwii błogosławionego – złożone są w Bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa, przy ulicy Kopernika w Krakowie.

O. Stanisław Groń SI