Czy księdzu z powodu jakiegoś doniesienia prasowego (medialnego) wypada procesować się o zniesławienie? Jak powinien reagować, gdy pojawią się wobec niego niesłuszne oskarżenia?

 

Warto wejść głębiej w zadane wyżej pytania. Są one nie tylko trudne ze swej natury, ale przede wszystkim wymagają rozważenia ich pod wieloma różnymi, choć ściśle łączącymi się aspektami.

 

1. “Nie przyjmujcie niczego za prawdę – mówi św. Teresa Benedykta od Krzyża – co byłoby pozbawione miłości, ani nie przyjmujcie niczego za miłość, co byłoby pozbawione prawdy; jedno pozbawione drugiego staje się niszczącym kłamstwem”.

Zasadą każdej obrony powinno być poszukiwanie prawdy, które zawsze musi iść w parze z miłością. A miłość, zwłaszcza w życiu i misji kapłana, winna obejmować nie tylko szukanie prawdy, ale i miłość do Kościoła. Z darem kapłaństwa wiąże się przede wszystkim zadanie pasterskiej służby wspólnocie, która oczekuje od księdza więcej niż od człowieka świeckiego. Kapłan powinien wskazywać właściwą drogę, pomagać w rozstrzyganiu trudnych sytuacji, a przede wszystkim winien “być” dla każdego człowieka i jego spraw. Również dla tego, który go poniża i oczernia. Z tej właśnie racji ksiądz nie może między innymi przynależeć do partii politycznej. Wiążąc się z ideologią jakiegoś stronnictwa, oddala się od misji, której podjął się jako pasterz w Kościele. Ta misja nie może nikogo wykluczać. Powołanie kapłańskie do służby, będące świadectwem miłości, bycia dla każdego, realizowane w konkretnych warunkach i wobec konkretnych osób, sprawia, że prezbiter staje się wierny Chrystusowi, uobecnia Go, “nie szukając swego, lecz tego, co należy do Jezusa Chrystusa” (DP, 9).

Prawda zawiera w sobie wielką siłę. Jeśli już człowiek sam nie może się podnieść, to ona go podnosi. Jak jednak postępować, gdy prawda zostaje pogwałcona, a ksiądz oczerniony? Czy tylko liczyć na to, że prawda sama się obroni? Zagadnienie to jest bardzo złożone, bo nawet jeśli prawda odsłoni uknuty fałsz, to w grę wchodzą jeszcze inne sprawy. Nie chodzi o obronę siebie z uwagi na urażone ambicje czy chęć zemsty. Ksiądz nie powinien im ulegać. Ale nie jest on osobą prywatną. Oskarżenie z samej natury nie tylko dotyka go jako jednostkę, ale także – i to jest tutaj bardzo ważne – często podważa w sposób istotny możliwość pełnienia jego kapłańskiej misji we wspólnocie. Dotyka nie tylko osobę kapłana, ale także Kościół. Pominięcie uzasadnionej obrony równałoby się podważeniu wiarygodności posługi pasterskiej we wspólnocie kościelnej. Czekanie zaś na to, że prawda obroni się sama, mogłoby spowodować wiele szkód w życiu tych, którzy korzystają z posługi danego księdza.

Oskarżony niesprawiedliwie ksiądz winien najpierw zwrócić się do swego wyższego przełożonego i szczerze z nim porozmawiać. Tu już nie może być klasycznych podziałów na forum internum i forum externum. Człowiek zawsze w swoich sprawach łatwo ulega iluzji, zwłaszcza gdy oskarżenie dotyka bardzo głęboko jego sfery uczuciowej. Ponieważ ksiądz nie jest osobą prywatną, każde jego posunięcie dotyka Kościół – wspólnotę, do której przynależy i której ma służyć. Ma on zatem poddać się opinii swoich przełożonych w tym, co dotyczy nie tylko potrzeby rozpoczęcia obrony, ale i jej sposobów. Celem obrony bowiem nie jest tylko jego osoba, ale także jego służba w Kościele. Konieczna jest zupełna przejrzystość wobec siebie i wobec Kościoła w kwestii zagadnienia, którego dotyczy oskarżenie. Przełożony może ocenić, zobiektywizować konkretną sprawę jedynie wówczas, gdy zna całą prawdę o księdzu i zaistniałej sytuacji.

 

2. Przykładem obrony przed zupełnie niesłusznym oskarżeniem jest kard. Joseph Bernardin, nieżyjący już metropolita Chicago. Całą sytuację i swój stosunek do niej opisał w książce-świadectwie Dar pokoju. W 1993 roku Kardynał został oskarżony o molestowanie seksualne przez byłego kleryka seminarium diecezji, w której był ordynariuszem. Pisał: “Czułem się głęboko upokorzony, dowiadując się z rozmów telefonicznych, że zarzuty przeciwko mnie okrążyły już świat (…). Moi doradcy nakłaniali mnie do wydania oświadczenia dla prasy i telewizji, gdy tymczasem furgonetki reporterów parkowały coraz gęściej na ulicy, co obserwowałem z okien swojego biura”[1]. Najsmutniejsze jest jednak to, że o bezspornej winie Kardynała najbardziej był przekonany ksiądz wrogo do niego nastawiony, który namówił byłego alumna i jego adwokata do wysunięcia oskarżenia. A hasłem-sztandarem, by wytoczyć proces J. Bernardinowi, było to, że oskarżyciel na pewno uzyska “zadośćuczynienie od Kościoła, kiedy przed sądem stanie tak wysoki rangą duchowny”. Chodziło rzeczywiście o zemstę, ponieważ oskarżający Kardynała ex kleryk został zlekceważenia przez władze seminaryjne, którym podczas swego pobytu w seminarium zgłosił  skargę, że został wykorzystany seksualnie.

Warto zauważyć, że Kardynał odważnie podnosi rękawicę rzuconą mu przez media. Zwołuje pierwszą z 15 konferencji prasowych. Odpowiada dziennikarzom klarownie i prosto. Pod koniec pierwszej konferencji pada pytanie, czy prowadzi aktywne życie seksualne. Kardynał odpowiada z całą jasnością: “Zawsze żyłem w czystości i celibacie”. Hierarcha wyczuwa, iż dziennikarze wierzą mu, że mówi prawdę. Jego intuicję potwierdza uwaga jednego z nich: “Wiemy, że Ksiądz Kardynał mówi prawdę, lecz musimy zadawać te wszystkie pytania. Na tym polega nasza praca”.

Oto siła, jaka płynie z prawdy, którą kard. Bernardin żył i której bronił w miłości. Zdając sobie sprawę z zaistniałego fałszu, patrzy dalej, ponad odczuwany ból i zniesławienie. Próbuje wyjść do człowieka, który fałszywie go oskarżył. Usiłuje nawiązać z nim kontakt. Wie, że został on wmanipulowany w złą, wstrętną grę. I faktycznie, korzystając z różnych możliwości, udaje mu się spotkać z byłym alumnem swego seminarium. Dzięki temu lepiej poznaje zaistniałą sytuację.

Czy bronić się, czy nie? Kardynałowi właściwie nie zależało na bronieniu się. Zdecydował się jednak na obronę, chociaż wiedział, że jest niewinny, i był przekonany, iż fałsz już wychodzi na światło. Uczynił to w trosce o prawdę i o dobro Kościoła. Bardzo szybko okazało się, że rzekomy materiał dowodowy nie ma żadnych podstaw w faktach, a oskarżenie jest bezzasadne.

Fałszywe zarzuty i oskarżenia zostały wycofane. Kardynał pisze w swoim dzienniku: “Byłem bardzo zirytowany, że ludzie, którzy mnie nie znają, występują z fałszywymi oskarżeniami. Wszystko wskazywało na celowe działania, a nie na zwykłe poplątanie faktów. Moją pierwszą i największą troską był skutek, jaki stawiane mi zarzuty mogą mieć dla Kościoła. Atak dosięgnął bowiem tego, co stanowiło o sile mego pasterskiego przewodzenia – mojej reputacji”.

Prawda, którą żył, dawała mu moc i spokój podczas trudnej walki z kłamstwem. Warto dla całości obrazu dodać, że czerpanie sił z prawdy nie wyklucza ogromnego bólu i krzywdy, jakiej doznał. Ani jedna stacja telewizyjna nie zdobyła się na to, aby go przeprosić. Kardynał umarł na raka trzustki w 1995 roku. Czy można wykluczyć, że owe dramatyczne wydarzenia nie przyczyniły się do jego choroby i śmierci?

 

3. Jak zachować się, gdy zostajemy niesłusznie oskarżeni? Najważniejszą “instrukcję” w tym względzie znajdujemy w Ewangelii, w postawie Jezusa aresztowanego, fałszywie oskarżonego, torturowanego, wyszydzonego, skazanego na hańbiącą śmierć na krzyżu. Jezus nie stawia czynnego oporu. Nie ucieka przed cierpieniem. Staje się bezbronny. Nie odpowiada siłą na przemoc, choć “mógłby poprosić Ojca, a zaraz wystawiłby Mu więcej niż dwanaście zastępów aniołów” (por. Mt 26,53). Jezus nie radzi chwytać za miecz, bo przecież “wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną” (Mt 26,52). Wybiera inną drogę – przebaczenia oraz przyjęcia cierpienia i śmierci, by w ten sposób pokonać siły grzechu i zła, wpisane w ludzką egzystencję.

Oskarżony Jezus nie zachowuje się biernie. Daje świadectwo prawdzie. Potwierdza swoją tożsamość. Jest Mesjaszem, Synem Bożym, co dla najwyższego kapłana jest bluźnierstwem i wystarczającym powodem, by skazać Go na śmierć. Potwierdza również swoją naukę. Spoliczkowany, odpowiada, przypominając o elementarnej sprawiedliwości: “Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?” (J 18,23). Kapłańska postawa Jezusa sięga szczytu w momencie, gdy z krzyża modli się za swoich prześladowców: “Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34).

Do przyjęcia ewangelicznej postawy w obliczu niesłusznego oskarżenia zachęca Memoriał Episkopatu Polski w sprawie współpracy niektórych duchownych z organami bezpieczeństwa w Polsce w latach 1944-1989. “Oskarżeni niewinnie mają prawo do obrony i mogą z tego prawa korzystać. Wcześniej powinni się zastanowić, czy takie postępowanie przyniesie dobre skutki. Czasem o wiele cenniejsze jest milczące przyjęcie niesprawiedliwych zarzutów na wzór naszego Mistrza. Jezus zarówno przed Sanhedrynem, Kajfaszem, Annaszem, Piłatem, jak i Herodem zrezygnował z obrony wiedząc, że jest niewinny. Bóg zna prawdę, i dlatego dla człowieka wierzącego najważniejszy jest osąd Boga, który jest sprawiedliwy i miłosierny” (4).

 

4. Św. Ignacy zawarł swoje Reguły o trzymaniu z Kościołem w Ćwiczeniach duchownych (352–370). Można w nich odnaleźć wskazówki i kryteria pomocne w przyjęciu właściwej postawy wobec oskarżeń i zła istniejącego w Kościele. Reguły pokazują też, jak powinien reagować i jakimi zasadami kierować się człowiek Kościoła. Zasadniczą oryginalnością myśli Ignacego jest to, że chce bardziej oświecić osobę w jej postawie wobec Kościoła niż bronić samego Kościoła. Jest bowiem głęboko przekonany, że gdy osoba czuje z Kościołem i wszystko widzi w jego świetle, będzie mogła zawsze i w każdym momencie reagować właściwie. Światło Kościoła zawsze będzie jej towarzyszyć. Perspektywą więc, jaka przyświeca Świętemu, jest miłość do Kościoła i do mojego w nim miejsca i możliwej służby. Ciekawe jest to, że dla kogoś, kto tak bardzo kochał Kościół, obrona samej instytucji była perspektywą mało ciekawą i praktycznie niebraną pod uwagę. Najpierw Ignacy pragnie, aby osoba “czuła się Kościołem”, bo nie wystarczy, by człowiek “czuł w Kościele” lub “czuł z Kościołem”. Przez Kościół św. Ignacy rozumie wszystkich wierzących, a nie tylko papieża i hierarchię. Jako Lud Boży stanowimy Kościół wraz z naszymi przełożonymi, teologami, świętymi, głosicielami Słowa. Nie wszyscy rządzą i nauczają w Kościele, ale Bóg działa przez cały Kościół. Każdy chrześcijanin ma w nim swoją funkcję. Bóg kieruje światem i Kościołem przez Ducha Świętego. Światłem jest słowo Boże, sam Kościół, Jego Magisterium. Światło to Bóg zachowuje w Kościele, a odkrywamy je poprzez rozum ludzki, dany nam przez Stwórcę.

Miłość do Kościoła jest konsekwencją widzenia go jako czegoś osobistego, mojego: jako Chrystusa żyjącego dla mnie. Miłość samego siebie jest wymogiem natury. Miłość do Chrystusa i do Kościoła przenikają się i niejako warunkują. Nie można kochać Chrystusa bez kochania Kościoła. Św. Ignacy mówi tylko jeden raz o posłuszeństwie Kościołowi, ale główny akcent kładzie na to, aby “trzymać umysł nasz gotowy i skory do posłuszeństwa we wszystkim prawdziwej Oblubienicy Chrystusa, Pana naszego, a jest nią nasza święta Matka – Kościół hierarchiczny” (ĆD, 353). Aby ktoś mógł Kościół reformować, krytykować, musi go najpierw prawdziwie kochać. Nie można nie widzieć ograniczeń i braków Kościoła, ale trzeba patrzeć na nie z miłością, tak jak matka patrzy na braki syna.

Można więc powiedzieć, że gdy ktoś kocha, wówczas doświadczane sprawy, problemy mogą go boleć i męczyć, ale ich percepcja jest jasna i prosta. Pytamy nie tyle, jak to możliwe, że coś się pojawia, ile raczej, skąd brać siły, aby autentycznie i czynnie kochać i właściwie reagować w zaistniałej sytuacji. Ignacy zaprasza do refleksji eklezjalnej w Regułach o trzymaniu z Kościołem, dając światło do ustawicznego rozeznawania.

 

Wielkość człowieka ujawnia się w napięciach, zaskoczeniach, w nieprzewidzianych sytuacjach. Jeżeli ksiądz zostaje niesłusznie oskarżony, oczerniony, to w takiej chwili może objawić się jego ludzkie i eklezjalne serce. Wtedy powinno objawić się jego czucie z Kościołem i czucie się Kościołem. Wówczas również pokaże się jego rozumienie Ducha Kościoła jako Tego, który przynosi światło i spojrzenie ważniejsze od własnego punktu widzenia. Ukaże się także jego miłość do Kościoła, w tym do człowieka czy środowisk, które go oczerniły. Niestety, objawić się może również słabość i małość jego serca. Wyjść może bowiem jego tendencja do bronienia się za wszelką cenę, w czym nie ma autentycznej miłości.

A co robić, gdy media wyciągną oskarżenia prawdziwe dotyczące konkretnego księdza? Droga “sądzenia” kogoś poprzez media łączy się z krzywdą. Sensacyjność jest zawsze pewną formą fałszowania rzeczywistości. Nie można jednak wchodzić na drogę uników, grania męczennika i negowania faktów. Tutaj tym bardziej potrzebna jest zupełna przejrzystość, poddanie się osądowi odpowiednich władz kościelnych i uczynienie wszystkiego, aby wyjaśnić prawdę oraz – jeśli można, naprawić krzywdy. Jak i gdzie przyznać się do winy, przeprosić, pozostaje sprawą trudniejszą i godną większej rozwagi. Uznać i przeprosić nie oznacza odbyć spowiedź publiczną. Ta bowiem wcale nie jest najwłaściwszym sposobem, by zadośćuczynić za wyrządzone przez siebie zło.

 

 

 


[1]             J. Bernardin, Dar pokoju. Refleksje osobiste, tłum. A. Nowak, WAM, Kraków 1999, s. 39 i dalsze.