3. Bóg w Jezusie Chrystusie staje się bliski człowiekowi
Gdy tak rozmawiali i rozprawiali ze sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak, że Go nie poznali. W tę sytuację zawodu i rozczarowania, w ten brak nadziei wkracza Chrystus. Jezus nigdy nie zostawia człowieka w jego zagubieniu, smutku i poczuciu bezsensu, ale dyskretnie włącza się w tę jego trudną drogę: idzie jako nierozpoznany pielgrzym.
Bóg w Jezusie Chrystusie staje się bliski człowiekowi, wchodzi w jego historię. Bóg nigdy nie zostawia człowieka w sytuacji zawodu i braku nadziei. Im trudniejsza sytuacja człowieka, im bardziej tragiczna, tym bliżej stoi Bóg. Ale często Go nie rozpoznajemy. Oczy człowieka są jakby na uwięzi. Jest tak zajęty sobą, swoim własnym smutkiem, własnym uczuciem zawodu, własną krzywdą, własnym bólem, iż nie może dostrzec czegokolwiek innego. Bardzo często w sytuacji krzywdy, porażki, zawodu życiowego jesteśmy jakby związani, skrępowani. Oczy nasze są na uwięzi. Patrzymy i nie możemy zobaczyć. Słuchamy i nie rozumiemy. Dotykamy i nic nie czujemy. Jesteśmy wówczas jakby zahipnotyzowani własnym bólem, krzywdą, niepowodzeniem. Jako jedyna przyjemność pozostaje nam wówczas rozważanie doznanej krzywdy i cierpienia.
W takiej sytuacji Jezus przychodzi do nas, podobnie jak przyszedł do uczniów idących do Emaus, aby nas obudzić z tego stanu odrętwienia i paraliżu duchowego. On zaś ich zapytał: Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze? Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało. Zapytał ich: Cóż takiego?
Wobec tych dwóch zawiedzionych i smutnych uczniów Jezus postępuje jak prawdziwy pedagog. Tak właśnie niektórzy Ojcowie Kościoła nazywali Chrystusa: Pedagog. Jezus nawiązuje z uczniami dialog, w którym najpierw oddaje im głos. Zaprasza ich, aby jako pierwsi opowiedzieli o przyczynach swojego smutku, rozczarowania i utraty nadziei. Jezus pozwala im w ten sposób wyrzucić z siebie cierpienie spowodowane rzekomą klęską. Zaprasza ich do zwerbalizowania negatywnych doświadczeń.
Zaproszeni przez Jezusa uczniowie opowiadają swoją historię życia, historię — ich zdaniem — nieudanego powołania; opowiadają o nadziejach rozbudzonych przez Jezusa, który był prorokiem potężnym w słowie i czynie; opowiadają także o Jego gwałtownej śmierci, która przekreśliła wszystkie oczekiwania. Wspominają jakby mimochodem, iż krążą pogłoski, że On jednak żyje. Ale nawet nie przyszło im przez myśl, aby dać wiarę plotkom powtarzanym przez kobiety. Opowiadanie uczniów przepełnia uczuciowe zaangażowanie. Cała historia z ukrzyżowanym prorokiem wywołuje ich wielkie emocje. Na pytanie Nieznajomego, co się stało w Jerozolimie, Kleofas odpowiada ze zdziwieniem: Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało.
Jest rzeczą bardzo interesującą zauważyć, że Łukasz poświęca w tym opowiadaniu znacznie więcej miejsca uczniom, niż Jezusowi. Widzimy tutaj doniosłość wypowiadania się uczniów przed Jezusem. Uczniowie, zamknięci dotąd w swoim smutku i cierpieniu, poczuli się wysłuchani przez Nieznajomego. Wypowiedzenie się uczniów to ich pierwszy krok do wyjścia z zamknięcia i wyzwolenia się z krępującego poczucia rozczarowania i braku nadziei.
Człowiek potrzebuje wypowiedzieć siebie, potrzebuje wyrazić to, czym żyje: swoją rozpacz i nadzieję, swoje cierpienie i radość, swój niepokój i swoje uspokojenie. Każdy doświadczony rodzic, duszpasterz czy wychowawca stwierdzi, iż ważniejszą jest rzeczą słuchać cierpliwie i z wyrozumiałością, niż mówić wiele, choćby pięknie i mądrze.
W naszym kontaktach z bliźnimi, w naszym stylu wychowania dzieci i młodzieży, w naszym stylu duszpasterzowania mówimy często zbyt dużo. Nasza pomoc zarówno w wymiarze czysto ludzkim jak i w wymiarze duchowym winna rozpoczynać się od uważnego słuchania tych, którym chcemy pomagać. Trzeba umiejętnie, z delikatnością i dyskrecją zaprosić bliźniego do wypowiedzenia tego, czym żyje. Nie możemy powiedzieć drugiemu dobrego i trafnego słowa, jeżeli nie wysłuchamy go do końca. Wysłuchanie do końca jest wyrazem miłości do końca. Ponieważ Jezus umiłował swoich uczniów do końca, pozwolił im wypowiedzieć się do końca. Rady, pociechy, uwagi dawane bliźniemu nie będą odpowiedzią na jego sytuację, jeżeli zabraknie pełnego wysłuchania.
Człowiek zawsze czuje się upokorzony, jeżeli nie pozwolimy mu wypowiedzieć się, jeżeli nie wysłuchamy go do końca, jeżeli swoją postawą sądzenia i potępiania zamykamy mu usta, jeżeli nie bierzemy na poważnie tego, co chce nam powiedzieć. Pomóc człowiekowi w sytuacji zawodu, cierpienia i upokorzenia, oznacza najpierw cierpliwie go wysłuchać.
Sięgając do naszej historii życia przypomnijmy sobie ludzi, którzy byli dla nas jak Nieznajomy dla uczniów idących do Emaus; ludzi, którzy nas słuchali cierpliwie, z wyrozumieniem, ludzi, przez których czuliśmy się naprawdę słuchani. Przywołajmy dobre samopoczucie związane z wypowiadaniem siebie. Czy mieliśmy szczęście spotkać wielu takich ludzi? Podziękujmy Jezusowi za nich. Ale z drugiej strony przywołajmy także te sytuacje, w których ktoś swoją postawą zamykał nam usta, nie pozwalał się nam wypowiedzieć, blokował nas. Przywołajmy uczucie bólu, gniewu, irytacji i upokorzenia, które rodziły się w nas w takiej sytuacji.
Następnie sięgnijmy naszą uwagą i pamięcią do sytuacji, w których my sami pełnimy rolę pomagających innym jako rodzice, wychowawcy, duszpasterze, kierownicy duchowi, lekarze, doradcy itp. Prośmy gorąco Jezusa, abyśmy mogli dobrze rozeznać, jak wygląda nasza postawa wobec osób, którym mamy pomagać. Czy nie przygniatamy ich naszymi pouczeniami, upominaniem, czy też narzekaniem? Czy umiemy słuchać? Czy pozwalamy się im wypowiadać do końca? Czy nasze słowa są odpowiedzią na ich uprzednie wypowiedzenie tego, czym żyją?
Prośmy Jezusa, aby ukazał nam sytuacje, w których zraniliśmy kogoś zamykając mu usta i nie pozwalając mu wypowiedzieć się do końca. Za co chcielibyśmy podziękować Chrystusowi; za co przeprosić; o co chcielibyśmy prosić? Rozmawiajmy także z Matką Najświętszą, która najpełniej i najwierniej słuchała swojego Syna i nosiła w sercu Jego słowa. Słuchanie bliźnich zawsze rozpoczyna się bowiem od słuchania Boga. Słuchanie ludzi jest przedłużeniem słuchania Boga. Nasza nieumiejętność słuchania bliźnich jest prostą konsekwencją zamykania się na Boga i Jego Słowo.