II. ŚMIERĆ JEZUSA
Po tym krótkim spojrzeniu na śmierć w ST, przyjrzyjmy się obecnie śmierci Jezusa. Cały sens śmierci chrześcijanina znajduje swe odniesienie do śmierci Jezusa i do Jego zmartwychwstania. W śmierci Jezusa, w śmierć wkracza sam Bóg.
Śmierć Jezusa nie jest po ludzku chwalebną, ani nadzwyczajną. Śmierć Jezusa jest raczej śmiercią dramatyczną, bez aureoli i pokoju. Jezus niejako wpada w otchłań ludzkiej złości, która Go pochłania. Ciemności nienawiści, okrucieństwa, bluźnierstwa, fałszu, gwałtu zdają się triumfować wokół krzyża, zasłaniając światło i miłość Boga.
Do tych zewnętrznych trudności dołączają się teraz największe, jakie można sobie wyobrazić i przeżyć: ciemności samotności i opuszczenia przez Boga: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Te słowa wypowiedziane przez Jezusa świadczą o dotknięciu granic ludzkiej rozpaczy. Wielcy mistycy przeżywali je często jako największą próbę życiową. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus przeżywała na końcu swego krótkiego życia nie tylko agonię ciała i umysłu, ale także agonię serca. Czuła się całkowicie opuszczona, nie mając nawet świadomości, czy wierzy w Boga. Nic nie wiem – powiedziała wtedy – wiem tylko, że kocham. Wspomina również, że gdy przeżywała podobne stany cierpienia wpatrywała się w figurę Matki Bożej i prosiła Maryję o pomoc: Och jakże gorąco się do Niej modliłam, ale to czysta agonia bez pocieszenia.[…] Nigdy nie przypuszczałam, że można tyle cierpieć. Nigdy!
Jezus na krzyżu doświadcza oddzielenia od Boga, które Hans Urs von Balthasar nazywa doświadczeniem potępienia. W samotności i opuszczeniu przez Boga, Jezus jako Człowiek, przeżywa również swoją śmierć w ludzkim wymiarze – jako zniszczenie marzeń, nadziei, ludzkich relacji, przyjaźni i wszystkich możliwości, jakie daje ludzkie życie. W swoim człowieczeństwie, wyniszczonym do granic możliwości, przyjmuje jednak to wszystko, co przygotował Mu Ojciec.
Jest takie opowiadanie Ivo Andricia o franciszkanach pracujących w Bośni. Andric pisze m.in. o jednym franciszkaninie, który zostaje wezwany do rozbójnika-chrześcijanina, który zamordował wielu ludzi i w obliczu śmierci chce się pojednać z Bogiem. Gdy franciszkanin mówi o piekle, o śmierci, rozbójnik nie reaguje. W pewnym jednak momencie kieruje wzrok na zakonnika, co ten odbiera jako skruchę i udziela rozgrzeszenia. Wychodzi z jaskini niezmiernie zadowolony z siebie, myśląc, że uratował człowieka. Później jednak dowiaduje się, że zmarł, ukrzyżowany nad przepaścią. Wtedy zwraca się do Boga z wyrzutem: Panie, dlaczego tak umarł? Przecież dałem mu rozgrzeszenie, czy nie mógł umrzeć spokojniej?
Z kolei Fiodor Dostojewski w Braciach Karamazow opisuje śmierć wielkiego Starca. Wszyscy spodziewają się budującego przeżycia. Tymczasem po jego śmierci cały dom przepełniony był przykrym zapachem.
Wydaje się, że te historie dobrze obrazują nasze marzenia o śmierci. Chcemy śmierci spokojnej, pogodnej z poddaniem się woli Bożej. A tymczasem śmierć może być tajemnicza, nieprzewidywalna. Przychodzi z zewnątrz i niweczy wszystkie nasze życzenia i wyobrażenia. Śmierć Jezusa jest wyrazem takiej nieprzewidywalności. Po ludzku jest to śmierć, jakiej byśmy nie pragnęli. Jezus również miał świadomość, że Jego śmierć będzie trudna, bał się Jej. W Ogrodzie Oliwnym prosił Ojca, by Go ominęła.
Ostatecznie jednak Jezus przyjął śmierć jako posłuszeństwo Ojcu i z miłości do swego Ojca a także z miłości do człowieka. Poprzez swoją śmierć Jezus oddał cześć Bogu Ojcu. Śmierć Jezusa była w wymiarze duchowym śmiercią najpiękniejszą, ponieważ była śmiercią w całkowitym zaufaniu Bogu Ojcu i całkowitym pojednaniu z ludźmi. Wyrażają to dwa zdania Jezusa wypowiedziane na krzyżu: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego i Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.
Po tych refleksjach związanych ze śmiercią Jezusa, zastanówmy się teraz, w jaki sposób włączyć śmierć Jezusa w nasze umieranie.
Dawniej był taki zwyczaj, że przed umierającym znajdował się krzyż lub obraz z wizerunkiem Jezusa ukrzyżowanego. Ponadto w ręce umierającego wkładano gromnicę. Gromnica przypominała Chrystusa – Światłość Świata, w którą wchodził umierający. Zwyczaj wkładania gromnicy i różańca do rąk umierającego zachował się jeszcze w niektórych pobożnych rodzinach. Natomiast unika się zwykle stawiania krzyża. Sądzi się, że obraz Jezusa umierającego nie służy pomocą przy umieraniu.
Spróbujmy zastanowić się chwilę i odkryć głęboki sens obecności krzyża w chwili śmierci. Musimy sobie jeszcze raz jasno uświadomić prawdę o sobie. Jesteśmy niedoskonali, grzeszni, choćby nasze życie było najlepsze. Aż do naszych ostatnich godzin życia na ziemi, pozostajemy obarczeni winą, niewiernością grzechem. W naszych sercach kryje się złość, nienawiść i zawiść. Życie na ziemi traktujemy często jak najwyższe dobro i wyżej cenimy niż wieczność. A gdy przychodzi śmierć, pytamy: dlaczego ja? Czym sobie na to zasłużyłem?
Wpatrywanie się w krzyż, kontemplacja Chrystusa Ukrzyżowanego pozwoli nam umierać w większym pokoju. Jeżeli Jezus Chrystus – Bóg i Doskonały Człowiek, który nie popełnił żadnego grzechu, Ostatni spomiędzy ludzi, którzy kiedykolwiek żyli, który zasługiwałby na śmierć, umarł w taki sposób, to w jaki sposób my, biorąc po uwagę naszą grzeszność, chcemy uniknąć śmierci?
Kontemplując Jezusa na krzyżu zobaczymy, że umiera w cierpieniach. Jednak znosi cierpienie w milczeniu, cierpliwości. My cierpimy ze względu na siebie. Jezus cierpi dla nas i ze względu na nas. Bóg nie przygląda się nieporuszony, jak uginamy się pod swoim cierpieniem, lecz cierpi z nami i w nas. Kontemplacja Jezusa na krzyżu pomoże nam cierpieć w większej cierpliwości i zaufaniu Bogu. Jeden z mistyków Henryk Suzo pisze: Nic nie jest bardziej bolesne od cierpienia, nic bardziej radosnego od tego, że już cierpiałem. Cierpienie – to krótki ból i długa, wielka miłość.
Kontemplując Jezusa na krzyżu, zauważymy, że Jezus umierając, modli się. Nie jest Człowiekiem, który opuszczony przez Boga i ludzi umiera w rozpaczy. Ale właśnie w takich chwilach zwraca się do Ojca z modlitwą i wołaniem na ustach i w sercu. To wołanie i modlitwa wyraża bezgraniczne zaufanie.
W ten sposób możemy również my, umierając, walczyć i zmagać się na modlitwie przed Bogiem. Wpatrywanie się w Ukrzyżowanego da nam moc i odwagę, byśmy uwierzyli, że w Nim jest jedyny ratunek; że tylko On przeprowadzi nas bezpiecznie przez czas i obszar śmierci. W chwili śmierci dobrze jest modlić się tymi samymi słowami, jakimi modlił się Jezus na krzyżu, a więc psalmami 22 i 31.
Wpatrując się w krzyż, uświadamiamy sobie, że śmierć Jezusa ma wymiar zbawczy. Słowa Jezusa Wykonało się, świadczą o ostatecznym zwycięstwie. Zmartwychwstanie Jezusa jest przekroczeniem granicy śmierci, jest zwycięstwem nad śmiercią. Śmierć nie jest już klęską, ale zwycięstwem. Gdzież jest o śmierci, twoje zwycięstwo? Gdzież jest, o śmierci, twój oścień? – pyta św. Paweł i odpowiada: Zwycięstwo pochłonęło śmierć (1Kor, 15, 54n).
Odtąd każdy, kto umiera w Chrystusie, poprzez śmierć wchodzi w wieczne światło Boga. Wpatrując się w Ukrzyżowanego przypominamy sobie o zwycięstwie Jezusa i uwalniamy się od lęku przed nicością. Nabieramy pewności, że i my przez mękę i krzyż do chwały zmartwychwstania będziemy doprowadzeni – jak to wyznajemy w modlitwie Anioł Pański. Jeżeli umieramy w Chrystusie możemy być pewni, że i nas dotyczą słowa Jezusa, które wypowiedział do łotra na krzyżu: Dziś ze mną będziesz w raju. Krzyż Jezusa to znak naszej nadziei, ufności i wiary. To pewność naszego zbawienia. Dlatego nie bójmy się tego znaku w chwili śmierci. Nie bójmy się też stawiać go przed oczami umierających. I módlmy się, by towarzyszył nam zawsze w życiu i prowadził nas przez noc śmierci.