III. ŚMIERĆ CHRZEŚCIJANINA
Na bazie rozumienia sensu śmierci w ST i śmierci Jezusa, możemy dopiero cokolwiek powiedzieć o sensie śmierci chrześcijanina.
Chrześcijańskie spojrzenie na śmierć zakłada akceptację jej wymiaru biologicznego. Śmierć zawsze jest kresem życia biologicznego, jest fizycznym procesem rozkładu, destrukcją, wobec której człowiek pozostanie zawsze bezsilny. Jest również nicością niespełnionych pragnień, marzeń, życia, egzystencji.
Nowy KKK mówi: Czas jest miarą naszego życia; w jego biegu zmieniamy się i starzejemy. Jak w przypadku wszystkich istot żyjących na ziemi, śmierć jawi się jako normalny koniec życia. Ten aspekt śmierci jest pewnym przynagleniem dla naszego życia; pamięć o naszej śmiertelności służy także jako przypomnienie, że mamy tylko ograniczony czas, by zrealizować nasze życie (nr 1007).
Stare reguły zakonne, np. benedyktyńska albo kamedulska zalecały codzienne wspominanie śmierci. [Zapewne przypominamy sobie Pana Wołodyjowskiego i jego słynne memento mori]. Nie wspominano jednak śmierci po to, by trwać w smutku, ale przeciwnie, po to, by rozkoszować się życiem, by przeżywać radość życia.
Anselm Gruen pisze: Pamiętać o tym, że umrzemy oznacza – żyć po ludzku […] A to oznacza – oddychać, czuć, że się żyje, że się jest jedynym na świecie, mieć świadomość, że istnieje taki aspekt Boga, który na tym świecie mogę wyrazić tylko ja sam. Myślenie o śmierci służy życiu. To przeczuwanie tajemnicy życia (Życie, ze śmierci, s.8).
Gdybyśmy wyobrazili sobie, że jutro mamy umrzeć, przeżylibyśmy dzień dzisiejszy w sposób bardziej świadomy i intensywny. Śmierć posiada bardzo ważne znaczenie, gdyż uczy nas życiowej mądrości, życiowego realizmu, porządkuje naszą hierarchię wartości, pomaga odnaleźć cel i sens życia.
Umieranie ma wiele wspólnego z narodzinami. Nowe może narodzić się dopiero, gdy umiera stare. Chrystus mówi: Jeżeli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity (J 12, 24).
Śmierć jest całkowitym wyzwoleniem człowieka. Dziecko, przychodząc na świat, uwalnia się od matki. Dojrzewa i staje się dorosłym, gdy gotowe jest porzucić swoje dzieciństwo. Przez całe życie wymaga się od nas, byśmy porzucali, pozostawiali za sobą to, co zdobyliśmy – rzeczy, zdrowie, odgrywane przez nas role, bezpieczeństwo, przyjaciół, dzieci itd. Musimy także porzucić starego człowieka, by mógł w nas narodzić się nowy.
Wiemy z doświadczenia, jak to wyzwalanie nie jest łatwe. Do starego już się przyzwyczailiśmy, umiemy z tym żyć, nawet gdy wiąże się z cierpieniem. Nowe budzi lęk, przeraża. I dlatego tak trudno nam je podjąć.
Dopiero śmierć w pełni wyzwala. W obliczu śmierci człowiek doświadcza wolności. Opadają wówczas wszystkie maski, które zakładamy i role, które gramy przed innymi, przed światem, by być kimś innym niż w rzeczywistości jesteśmy. Przestajemy się wówczas przejmować tym, co sądzą o nas inni. Odpada lęk przed kompromitacją bądź odrzuceniem. Przestaje się liczyć sukces, bogactwo, ambicje, plany. Śmierć niweczy miary stosowane w ciągu życia. W śmierci człowiek uwalnia się od myślenia czysto ludzkiego, światowego i wyzwolony wkracza w nowy świat przeniknięty całkowicie Bogiem.
Dlatego należy przez całe życie odkrywać cel i sens śmierci. Kto dostrzega w śmierci sens, o wiele łatwiej potrafi rozstać się z tym, co przemija.
Pytanie o sens śmierci znajduje jednak najpełniejszą odpowiedź dopiero w perspektywie śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Śmierć, której doświadcza człowiek wierzący, otwiera drogę do Boga Ojca i dlatego ma zawsze wymiar nadziei i miłości. Św. Paweł pisze: Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk (Flp 1, 21); i dalej: Nauka to zasługująca na wiarę: Jeżeliśmy bowiem z Nim współumarli, wespół i z Nim żyć będziemy (2Tm 2, 11).
Pierwsi chrześcijanie byli zafascynowani osobą Jezusa i oczekiwali Jego rychłego przyjścia. Każda Eucharystia wypełniona była zwiastowaniem Pana aż przyjdzie (1Kor 11, 26). Szczególnym czasem oczekiwania była Wielkanoc. Modlono się wówczas o przyjście Zmartwychwstałego w chwale. To oczekiwanie wyraża także ostatnie słowo NT: Zaiste, przyjdę niebawem. Amen. Przyjdź Panie Jezu! (Ap 22, 20).
To oczekiwanie pierwszych chrześcijan nie jest bez znaczenia. Wprawdzie z początku myśleli o szybkim końcu świata. Ale później pojawiła się świadomość, że Pan jest zawsze blisko nas; że przychodzi w każdej chwili. W chwili naszej śmierci dokonuje się to, w co wierzyli pierwsi chrześcijanie i o co codziennie się modlili: Marana tha! Przyjdź Panie Jezu!
Jednak pragnienie bliskości Pana, tak znamienne dla pierwszych chrześcijan, nie zawsze cechuje uczniów Jezusa. Pisze już o tym św. Cyprian: Jakże to sprzeczne i nierozumne, że chociaż sami prosimy o spełnienie się woli Boga, to jednak kiedy poleca i wzywa do odejścia z tego świata, nie chcemy poddać się natychmiast Jego rozkazom. Sprzeciwiamy się, wzbraniamy, i jak opornych niewolników wiodą nas w smutku i rozżaleniu przed Pana. Odchodzimy stąd przymuszeni koniecznością, nie zaś przekonani posłuszeństwem. A nadto oczekujemy nagrody wiecznej od Tego, do którego tak niechętnie idziemy. Czemuż więc prosimy i błagamy, aby przyszło królestwo niebieskie, jeśli rozkoszą dla nas jest ziemska niewola? Dlaczego w częstych modlitwach prosimy, aby rychło nadszedł dzień królestwa, jeśli naszym gorącym pragnieniem i wielkim życzeniem jest służyć tutaj raczej diabłu, niż królować z Chrystusem? (O śmierci, LG, IV, 478).
Śmierć jest końcem ziemskiej pielgrzymki człowieka. Jest końcem czasu łaski i miłosierdzia, jaki Bóg ofiaruje człowiekowi, by zrealizował swoje ziemskie życie. Gdy zakończy się ten jeden jedyny i niepowtarzalny bieg naszego życia, nie wrócimy więcej do kolejnego ziemskiego życia.
W dzisiejszych czasach wielu chrześcijan zaczyna interesować się teorią reinkarnacji. Wierzą, że w chwili śmierci nie odejdą ostatecznie do Boga, lecz, że będą rodzić się wciąż na nowo, dopóki ich duch nie oczyści się całkowicie i nie dojrzeje do osiągnięcia nieba – do nirwany. Nirwana, która jest celem reinkarnacji, jest uwolnieniem się z więzów cielesności i zatopieniem jaźni w jakiejś bliżej nieokreślonej jaźni wszechświata. Stoi więc w sprzeczności z osobowym i dialogicznym wymiarem odkupienia w chrześcijaństwie. Teoria reinkarnacji wywodzi się z buddyzmu i hinduizmu, a więc nurtu kulturowego, obcego naszemu zachodniemu, jednak czyni dziś wiele zamieszania. KKK jasno stwierdza: Po śmierci nie ma reinkarnacji (nr 1013). A autor listu do Hebrajczyków pisze: postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd (Hbr 9, 27).
W chwili śmierci każdy człowiek pozna prawdziwe oblicze Boga. Zostanie zdjęta zasłona, dzięki czemu człowiek będzie mógł wejść w tajemnicę Trójcy Świętej. W swojej śmierci człowiek rozpozna oblicze Chrystusa, które towarzyszyło mu w ziemskim życiu w osobach bliźnich.
W chwili naszej śmierci poznamy prawdziwego Boga, poznamy miłość absolutną, bezwarunkową i w obliczu tej miłości zobaczymy własny egoizm. Spotkanie z Bogiem jest najbardziej bolesnym poznaniem siebie.
Jednak Bóg, którego poznamy w chwili śmierci nie jest jakimś buchalterem albo surowym sędzią. Jest zawsze Bogiem kochającym, który objawia się nam jako miłość i światło. I nie musimy się lękać, że z chwilą śmierci nasze ręce będą puste. Zresztą, jakkolwiek byśmy się starali, przed Bogiem zawsze będziemy stać z pustymi rękami, jak słudzy nieużyteczni Musimy natomiast wierzyć, ufać i kochać. To bardzo mało i bardzo dużo.
Na koniec chciałbym jeszcze powiedzieć o tak zwanej hipotezie ostatecznej decyzji, przyjmowanej przez wielu współczesnych teologów, a rozwiniętej przez L. Borosa. Według tej hipotezy, śmierć jest pełnym osobowym aktem ludzkim, gdyż wtedy człowiek staje się wolny, świadomy, zdolny do podjęcia ostatecznej decyzji. W śmierci kończy się czas, a zaczyna się życie, które jest nieustanną teraźniejszością.
Spotkanie z Chrystusem w chwili śmierci – mówi Boros – daje każdemu człowiekowi jeszcze jedną szansę podjęcia ostatecznej decyzji: przyjąć Boga lub odrzucić; opowiedzieć się za Bogiem lub przeciw Niemu. Jednak ta ostateczna decyzja człowieka jest sumą decyzji podejmowanych w ciągu życia. Człowiek, który całe życie żyje z Bogiem, wybiera Chrystusa nie ma podstaw do lęku w chwili śmierci. Księga Apokalipsy mówi: Błogosławieni, którzy w Panu umierają – już teraz. Zaiste, mówi Duch, niech odpoczną od swoich mozołów, bo idą wraz z nimi ich czyny (Ap 14, 13).
Inaczej jest z człowiekiem, który trwa notorycznie w grzechu; jest poza miłością. Proces oczyszczenia takiego człowieka jest dłuższy. Człowiek może również w chwili śmierci powiedzieć Bogu nie. W ten sposób skazuje się na piekło, czyli życie w samotności, poza Bogiem i poza miłością. W podobnym duchu pisze s. Faustyna (zob. Dzienniczek, 1698).
Koncepcja Borosa jest jednak hipotezą. Jej przeciwnicy podkreślają, że całe życie człowieka jest czasem podejmowania decyzji, zbawienia i sądu. Dlatego nie należy nadmiernie przeceniać znaczenia tej ostatniej decyzji.