Nie potrafimy uniknąć popełniania tych grzechów lub doznawania ich ze strony drugich, a za każdym razem wywołują one w nas cierpienie. Nic z tych rzeczy nie przynosi nam radości.
 
Oczywiście, dopóki ktoś je popełnia, czerpiąc z nich przyjemność, gdyż jest zaślepiony pychą lub jest pełen żądzy pieniędzy, może nawet doznawać jakiegoś zadowolenia, ale zasadniczo wyłania się z tego obraz tragicznej kultury, jaką spotykamy na co dzień.
 
Przyzwyczailiśmy się do tego – „Cóż możemy na to poradzić?” – świadomie nie bylibyśmy w stanie się przeciwstawić temu statusowi ludzkości.
 
Przyzwyczajamy się do wszystkiego. Jednak na tej drodze sprawy nie ulegają zmianie. Wydarzenie Jezusa Chrystusa wychodzi naprzeciw tej sytuacji i uświadamiamy sobie, że tylko Stwórca może podjąć to wyzwanie.

Wszyscy choć trochę rozważni ludzie, choć trochę refleksyjni – oczywiście nie tylko chrześcijanie – z każdej kultury i epoki zdawali sobie sprawę z tej sytuacji. Historia jest pełna mędrców i nauczycieli, ale brakowało w niej nowego Człowieka.
 
On wchodzi jako wydarzenie zbawcze w coś, co teologicznie nazywa się ekonomią grzechu. Z punktu widzenia socjologicznego, psychologicznego czy etycznego zwykle nie mówimy o grzechu, lecz o ludzkiej kondycji. Mówimy wiele rzeczy, również słusznych, ale pojęcie grzechu, to znaczy zerwanej więzi z Bogiem, pewnej usterki w kontakcie między nami a Bogiem, będącej przyczyną wielu kolejnych usterek, jest typowe dla objawienia chrześcijańskiego. Żadna wielka religia nie posiada pojęcia grzechu. Zerwaliście relację wierności i miłości ze mą. Teraz cierpicie. Bóg nie godzi się z tą sytuacją – Bóg nas kocha – a więc Jego pragnienie odzyskania pełnej więzi z nami jest niewyczerpane. Wydarzenie dokonuje się w ten sposób: Bóg wchodzi – można by rzec – w ludzką historię, przywraca czas przed pierwszym wyborem, tym złym, który zniszczył wszystko.
 
Przypomina to sytuację, gdy między dwiema osobami próbuje się przywrócić relację przyjaźni, miłości. Próbuje się cofnąć do czasu przed pierwszym zranieniem. Tylko że jak, pomimo dobrych chęci, można usunąć wszystko, co było? Bóg może to uczynić.
 
Bóg nie żywi urazy. Bóg, który nie jest mściwy, wraca do czasu przed pierwszym wyborem, opisanym w mitycznym opowiadaniu z Księgi Rodzaju: przed wyborem Adama i Ewy, wyborem zerwania więzi.
 
Bardzo piękne jest to sprowadzenie wszystkiego do początku. To tak, jakby Bóg mówił (a nawet On rzeczywiście tak mówi): „W takim razie zacznijmy wszystko od początku”. Zdanie to my również chętnie powtarzamy po drobnej sprzeczce lub dwudziestoletnim dramacie: „Zacznijmy od początku”. Często jest to tylko piękne i szczere zdanie, ale nieco iluzoryczne, ponieważ rany nie zabliźniają się przez samo ich dotknięcie. Niemniej pragnienie jest piękne. Zacząć wszystko od początku, zanim zaczęliśmy sobie zadawać cierpienie, zanim się rozczarowaliśmy… Bóg może to uczynić. Cofa się więc w ludzką historię, aby uzyskać inny wybór i wymyślić inną historię. Otwieramy Księgę Rodzaju: człowiek wybrał w określony sposób i rozpoczął historię, która potem nastąpiła. „Będziesz cierpiał – mówi Bóg -otwarłeś przed sobą drogę nieszczęścia i wszedłeś na nią. Teraz Ja proponuję ci inny wybór. Daję ci możliwość wybrania jeszcze raz”.
 
Aby wymyślić inną historię. To jest bardzo piękne, ponieważ tutaj ukazuje się właśnie osoba, którą Bóg wybrał, aby zacząć historię, proponując wszystko na nowo.
 
Bóg w stworzeniu wskazuje ludziom, że szczęście polega na ufności i przyjaźni z Nim. Tak się nie stało, ale On, cofając się, podejmuje tę kwestię na nowo poprzez postać pewnej kobiety: Maryi, nowej Ewy.
 
Wystarczy wspomnieć, że właśnie dlatego stworzenie jest umieszczone bezpośrednio w centrum. Ponad błędną historią ludzką, wracając do kogoś, kto mógłby dokonać innego wyboru, Bóg przygotowuje osobę zdolną do innego wyboru. Ewa popełniła błąd, Maryja nie popełni. Zatrzymajmy się przez chwilę, aby przypomnieć, dlaczego Maryja, która jest kobietą, została wybrana. Tutaj rola kobiecości zaczyna mieć centralne znaczenie. Sama Księga Rodzaju, choć w bardzo prostym, ale głębokim stylu – mitycznym, co jednak nie znaczy bajkowym – rzuca wiele światła na tę kwestię: w opisie stworzenia, w opisie tego, jak został stworzony mężczyzna, a następnie kobieta, mamy do czynienia z istotą ludzką.
 
Każda jednostka sama w sobie jest mężczyzną lub kobietą, ale istota ludzka nie jest ani mężczyzną, ani kobietą. Zachowuje swoją cechę syntetyczną, jest pewnym unicum dzięki swemu podobieństwu do Boga. Odwołajmy się do przykładu bardzo anatomicznego: nasz mózg jest tylko jeden, ale ma dwie półkule, które nie są dokładnie identyczne. Każda w jakiś sposób kontroluje określoną część naszej działalności, a jednak biada nam, gdyby obie nie pracowały razem. Nie mówimy o „lewym mózgu” lub „prawym mózgu”, ale wiemy, że jest to połączenie żywych elementów, które tworzą osobę, osobowość.
 

Tak samo nie powinno się redukować istoty ludzkiej do jednej płci. Można, ale za ogromną cenę, ponieważ wówczas mamy do czynienia z błędem nie tyle chrześcijańskim, co ludzkim. Biblia powiada, że spoglądając na człowieka jako na jednostkę ze wszystkimi jej zdolnościami – najpierw do dialogu z Bogiem, a potem ze wszystkimi innymi – najwyraźniej wyłania się to, że jest on istotą niedokończoną. Brak dopełnienia jest tak ważny, że przerasta wszystko, co człowiek ma już w sobie pozytywnego. Również my tego doświadczamy: czasami może być sto osób, ale jeśli zabraknie wśród nich jednej, wówczas.