Wyobrażam sobie, że znajduję się przed słońcem. Nie mogę zobaczyć, gdzie ono się kończy, ponieważ jest tak ogromne. Dziwię się, że ono mnie nie spala. Następnie jestem jeszcze bardziej zdziwiony, bo czuję, że wpadam w środek słońca. Najpierw szybuję pośród pomarańczowych fal ognia. One promienieją od wewnątrz i mnie okrywają. Jestem pochłaniany przez ogromny huk, tak głośny, że to odczuwam. Ciągle wpadam do środka. Teraz wchodzę w chmury złotego ognia. Przez nie stałem się jasny i czuję, że moja twarz świeci. Huk maleje. Dalej wpadam do środka, docierając teraz do srebrnobiałego powietrza atomowego. Nie słyszę już huku, lecz jakiś ciche buczenie. W promieniejącym powietrzu narasta cisza. Dochodzę do rdzenia słońca. Nie słyszę żadnego dźwięku. Nie czuję żadnego powiewu ani ruchu, lecz tylko całkowitą ciszę. Odpoczywam w tej ciszy.

 

            Teraz zmieniam kontemplowany obraz. Wyobrażam sobie, że nie wpadłem do wnętrza słońca, lecz do wnętrza życia Chrystusa. Wpadłem do wnętrza Syna Bożego, „Słońca Sprawiedliwości i Pokoju”. Wpadłem do wnętrza Boga. Pozostaję w tej tajemniczej Obecności. W  ciszy zdaję sobie sprawę, że jestem u źródła wszelkiego życia i istnienia. Rzeczywiście znajduję tam spoczynek, czy to jasno sobie uświadamiam, czy też nie. Zauważam, że spoczynek w Bogu oznacza uczucie ciszy i bezruchu, bez huku i buczenia. Jestem bardzo spokojny. Bóg jest tym, który działa we wszystkim.

 

            Wychwalam Boga i śpiewam Jego Majestatowi w moim sercu. Pokładam nadzieję w Bogu. Następnie spokojnie kończę tą fantazję, wycofując się z wnętrza słońca. Przechodzę przez srebrnobiałe buczenie. Wchodzę w głośne wirowanie złotych chmur. Przechodzę teraz przez potężny huk cienkich, czerwonych fal. Znowu jestem na zewnątrz słońca, wprost przed nim.  Wzbudzam akt ufności, że nigdy nie jestem poza Bogiem, poza jego oddziaływaniem. Pozostaję w bezruchu. Wówczas kończę tę kontemplację. Mówię Bogu, co znaczy dla mnie spoczywać w moim Stwórcy i Panu. v