Pejzaż polski
Artur Olędzki: Ksiądz — z tego, co wiem — wywodzi się z tych samych ziem, co ksiądz Jerzy Popiełuszko, prawda?
Ksiądz Jan Sochoń: Tak, to właściwie podobny obszar terytorialnie i czasowo. Urodziłem się, co prawda, nieco później niż Jerzy, bo w 1953 roku, w momencie, kiedy umarł Stalin i w Polsce trochę „pojaśniało”, niemniej jednak przeżywaliśmy ten sam etap historii. Polska w zależności od władz sowieckich, ta sama atmosfera, takie samo życie. Z dzisiejszej perspektywy mogę powiedzieć, że ksiądz Jerzy stał mi się osobą bliską. Nie z tej racji, że jakoś specjalnie się z nim przyjaźniłem, tylko z tej, że po powrocie ze studiów mieszkałem w kościele na Żoliborzu i zajmowałem pokój, w którym wcześniej mieszkał i pracował.
Kiedy zapoznałem się z dotyczącymi go dokumentami, kiedy zacząłem wydawać pozostałe po nim pisma, kiedy wreszcie zostałem zaproszony do współpracy przy redagowaniu tzw. Positio, to ksiądz Popiełuszko stał się dla mnie — w duchowym sensie — bardzo, bardzo bliską osobą. Odważam się na stwierdzenie, że jestem jego przyjacielem, w tym znaczeniu, że patrzę na współczesny świat trochę oczyma jego serca i wyobraźni, a także uświadomiłem sobie głębiej sens i logikę dramatycznej powojennej historii Polski, kiedy sowieci, wsparci przez polskich komunistów, starali się zerwać wszelki związek PRL-u z 1000-letnimi tradycjami mojej Ojczyzny.
Jakie znaczenie ma to, że ksiądz Jerzy pochodził z terenów wschodnich? Bo przecież po wojnie, w wyniku zmian terytorialnych, Suchowola (gdzie przyszły ksiądz Jerzy chodził do szkoły) znalazła się tylko 20 km od sowieckiej granicy.
Tereny wschodnie (Podlasie) w znacznym stopniu ukształtowały osobowość księdza Jerzego. To ziemia surowa, uboga, także w sensie jakości gruntów — bardzo słaba, IV czy V klasy, z której z trudem zdobywa się plony. Poza tym w ludziach tej ziemi mocno tkwią, począwszy od czasów napoleońskich, a może i wcześniej, tradycje patriotyczne. W jednym ze swoich kazań ksiądz prałat Teofil Bogucki, późniejszy opiekun duchowy i przyjaciel księdza Popiełuszki, powiedział, że nazwa miejscowości Okopy wywodzi się stąd, że mieszkańcy tych wschodnich rejonów często okopywali się przed wrogami, broniąc swojej ojcowizny. Był to także konglomerat katolicyzmu, prawosławia, judaizmu oraz islamu, co nie pozostawało bez wpływu na wizję życia i religii prezentowaną przez przyszłego duszpasterza środowisk robotniczych. W Okopach w 1947 roku, w święto Podwyższenia Krzyża Świętego, przyszedł na świat Alfons (Alek) Popiełuszko.
Ksiądz odczytuje tę datę narodzin opatrznościowo, właściwie proroczo? Bo są tacy, którzy tak ją odbierają.
Jeszcze 10-15 lat temu tak bym rzeczywiście robił, dzisiaj sytuacja się nieco zmieniła. Niemniej jednak uważam, że nie warto wydarzeń z życia Jerzego Popiełuszki traktować w jakiś wyjątkowy sposób. Początkowo nic nie zapowiadało, że ksiądz Jerzy będzie duchowym przewodnikiem Polaków w czasach „Solidarności”, w okresie stanu wojennego i po nim, że będzie osobą, do której będą się garnąć najważniejsi ludzie opozycji w ówczesnej Polsce.
Na Żoliborzu zbierali się właściwie wszyscy dysydenci, jak też i ci, którzy zaczynali działalność opozycyjną, w tym osoby dalekie od Kościoła. Pamiętam taką charakterystyczną dla tamtego duszpasterstwa sytuację: przygotowanie do Mszy za Ojczyznę, przed kościołem wystawione ławki, w jednej z nich na końcu zasiedli Geremek, Mazowiecki, Wujec i jeszcze jakiś człowiek z opozycji. Jurek nagle podszedł do Geremka, wziął go za rękę i przesadził bliżej tego ostatniego, chcąc niejako zamazać istniejące między tymi działaczami polityczne różnice. Wobec Boga, zdawał się zasugerować, nie są one istotne. Ważne pozostaje natomiast, aby razem dawać patriotyczne świadectwo, sprzęgnięte z wrażliwością religijną. To była sytuacja symboliczna. Opowiadając to, chcę zarazem podkreślić, że siła ducha i moc łącząca księdza Jerzego z ludźmi, parafią i całą Polską ujawniła się w pełni właściwie dopiero później. Początkowo, jak powiedziałem, nic nie zapowiadało tak ważnej pozycji księdza Jerzego Popiełuszki, bo on niczym szczególnym się wcześniej nie wyróżniał. Choć należy wyrazić opinię, że całe jego życie, jak życie każdego człowieka, miało swoją Bożą logikę. To ona sprawiała, że Jurek od dzieciństwa miał pomysł na siebie, choć nigdy się z nim nie ujawniał. Nawet gdy postanowił zostać księdzem, nikomu o tym nie mówił, nawet swoim najbliższym. Najzwyczajniej w świecie po balu maturalnym w liceum suchowolskim „uciekł” do Warszawy, goniąc za czymś, czego nie potrafił bliżej określić. Gnała go zapewne jakaś trudna do ujęcia pasja poszukiwania niewiadomego. Popiełuszko urodził się w ubogiej, ale zaangażowanej religijnie i patriotycznie rodzinie. Dom miał bardzo skromny, chociaż matka, Marianna, nigdy nie narzekała, że jest im źle. Jak to mówią: na chleb zawsze wystarczało. Ciężko pracowali na nędznej ziemi. Ojciec, Władysław, był człowiekiem bardzo łagodnym, wrażliwym na innych ludzi. I tę cechę przejął od ojca Jurek, który później, kiedy już został rezydentem na Żoliborzu, przyjmował do swojego otoczenia wszystkich ludzi, niektórych prawie nie znając. Dzięki tej otwartości i łagodności Jurka Służba Bezpieczeństwa miała do niego łatwy dostęp. Dzisiaj wiemy, że w jego otoczeniu było kilka osób, których nazwiska znamy, które donosiły na Jerzego dzień i noc. Z dokumentów wydanych przez IPN wynika, że dobroduszność księdza Jerzego ułatwiała drogę jego przeciwnikom.
————–
Ksiądz prof. Jan Sochoń (ur. w 1953 r.) — filozof, poeta, eseista; wykładowca na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, uczestnik prac przy procesie beatyfikacyjnym księdza Jerzego Popiełuszki. Ostatnio wydał zbiór esejów filozoficznych:
Religia jako odpowiedź (Warszawa 2008) tom poezji: Intencje codzienne (Rzeszów 2009) oraz Tama. Opowieść o życiu i męczeństwie księdza Jerzego Popiełuszki (Kraków 2010).
Mieszka i pracuje w Warszawie.