Straciło ono wiele ze swego pierwotnego znaczenia. Najczęściej odnosimy je do różnych form wyrzeczenia, jakie podejmujemy w różnorakich sytuacjach egzystencjalnych. Tymczasem ofiara ma sens o wiele głębszy, kieruje bowiem do samego środka naszego wnętrza, gdzie krystalizują się nadzieje, gdzie rodzi się przekonanie, że pełnię szczęścia będziemy mogli osiągnąć dopiero w Bogu. Ofiara to przede wszystkim całkowite ukierunkowanie działań na Boga, oddanie siebie Bogu. Wymaga to niemałych wyrzeczeń, porzucenia egoizmu, który gnieździ się w każdym ludzkim sercu. Nie sposób bez zastrzeżeń przyjąć czyjeś twierdzenie, że jest on niezachwianie wierny Bogu i nie odczuwa najmniejszych nawet samolubnych podniet. Taka postawa byłaby wyrazem wyjątkowej pychy i samouwielbienia.
 
Ofiarę doskonałą, wypływającą z bezinteresownej miłości, mógł spełnić i spełnił tylko Chrystus. Jego życie wyrażało doskonałą miłość, której najpełniejszym uzewnętrznieniem stała się śmierć na krzyżu. Chrystus zachowuje jedność ze światem w tajemnicy chleba i wina. Od początku ziemskiej misji sekret ten przenikał Jego wszystkie decyzje. Zbawcza śmierć złączyła się po prostu z tajemnicą Eucharystii. Odtąd liturgia – przez cały rok liturgiczny – ma wymiar pasyjny; jest on szczególnie widoczny podczas Triduum Paschalnego Męki i Zmartwychwstania Pańskiego, a zwłaszcza w liturgii Męki Pańskiej w Wielki Piątek.
 
Taka jest najważniejsza prawda katolickiej wiary, ujęta w sposób uroczysty i wyraźny w liturgii. Zgodnie z całą tradycją Kościoła wierzymy – w oparciu o słowa wypowiedziane przez Chrystusa podczas Ostatniej Wieczerzy i przekazane później przez apostołów (Łk 22, 14-23; 1 Kor 11, 23-26)[1] – że pod postaciami eucharystycznymi jest obecny Jezus, rzeczywiście i substancjalnie. Po konsekracji nie ma już chleba i wina, jest ciało i krew Chrystusa. Ta tajemnicza, godna podziwu i najzupełniej jedyna (mirabilis etprorsus singularis, jak podają tezy Soboru Trydenckiego) transpozycja umyka naszemu zmysłowemu poznaniu; podlega natomiast sile wiary i w jej świetle zyskuje swoiste wytłumaczenie, otwiera się tylko w akcie jej przyjęcia, w owym „tak”, które śladem Biblii możemy spokojnie nazwać posłuszeństwem – także dzisiaj.
 
Naszą wyraźną odpowiedzią na ten bezinteresowny Boży dar powinno być dziękczynienie, świadomość, że jesteśmy we wszystkim dłużnikami Stwórcy. Dlatego Msza święta jest „łamaniem Chleba”, dzieleniem się (swoim czasem, majątkiem, kulturą), budowaniem coraz pełniejszych relacji z innymi ludźmi, które stają się wyraźne, kiedy każdy z nas żyje bardziej dla innych niż dla siebie. Wówczas też Eucharystia ujawnia się jako źródło życia Kościoła, bez którego – dodajmy stanowczo – liturgia byłaby sprzecznością samą w sobie. Kościoła nie należy pojmować wyłącznie jako bezdusznej instytucji, biurokracji kultu, aparatu władzy czy monopolisty sakramentalnych przywilejów, ale jako napawające dumą miejsce obecności i działania Jezusa, gdzie w odważnej rzeczywistości wiary, w przyjmowaniu Jezusa jako pokarmu dochodzi do urzeczywistnienia pełnej wdzięczności odpowiedzi na Bożą łaskę, prowadzącą do osiągnięcia wiecznej radości. Chrystus przecież uczynił Kościół swoim ciałem. Tylko wtedy, gdy Kościół rzeczywiście nim jest, istniejemy równocześnie z Jezusem Chrystusem. I tylko wtedy istnieje rzeczywista liturgia, która jest nie tylko przypomnieniem tajemnicy paschalnej, lecz także jej prawdziwym spełnieniem; wtedy również stanowi opus Dei – aktywność Boga wobec nas i w nas. Dzięki Chrystusowi obecnemu i działającemu w Kościele ofiara Kalwarii staje się nam współczesna; liturgia zaś sprawia, że ludzie wszystkich czasów są współcześni Wcieleniu[2].


[1] Zob. ks. J. Sochoń, Eucharystia – dar i zadanie, „Msza Święta” 2009,
nr 1, s. 2-4.

[2] Por. F. Varillon, Zarys doktryny katolickiej, tłum. E. Krasnowolska, Warszawa 1972, s. 518-528.