Mistyka cierpienia

2. Jako święte obie miały prawdziwie mistyczny stosunek do cierpienia. I choć trudno porównywać wielkie cierpienia duchowe Teresy z psychicznymi udrękami i fizycznymi torturami pobytu Etty w obozach koncentracyjnych w Westerborku i w Auschwitz, to jednak obie wykazały się niezwykłym męstwem, hartem ducha i wiarą w głęboki sens cierpienia, które zostaje powierzone Bogu.

 

Teresa pisała w Dziejach duszy:

 

„Poczułam rodzące się w mym sercu wielkie pragnienie cierpienia z równoczesną wewnętrzną pewnością, że Jezus zachował dla mnie wiele krzyżów; zalewały mnie pociechy tak wielkie, że uważam je za największe łaski mego życia. Cierpienie pociągało mnie, zachwycało mnie swoim urokiem, choć dobrze go jeszcze nie poznałam. Dotąd, jeśli cierpiałam, to cierpienia samego nie kochałam; od tego dnia zaś poczułam dlań prawdziwą miłość. Odczuwałam również pragnienie, by kochać wyłącznie Pana Boga i jedynie w Nim szukać radości”.

 

Także Etty doświadczała głęboko duchowego wymiaru cierpienia. Na niespełna trzy miesiące przed śmiercią męczeńską w Auschwitz pisała do swojego przyjaciela Hana Wegerifa:

 

„Kiedy myłam się dziś rano, z głębi serca wyznałam koleżance mniej więcej to, co następuje: Dusza to tak nieskończenie wielka przestrzeń, że trochę fizycznych dolegliwości nie ma większego znaczenia. Nie mam poczucia, że zostałam ograbiona z wolności. W gruncie rzeczy nikt przecież nie może mi wyrządzić krzywdy. […] Można cierpieć, ale to jeszcze nie powód, żeby wpadać w rozpacz”. Jeszcze pięć dni przed transportem pisała do przyjaciółki Marii Tuinzing: „Sami jeszcze nie zdajemy sobie w pełni z tego sprawy: zostaliśmy naznaczeni cierpieniem na całe życie, które mimo to jest zadziwiająco dobre w swojej niezgłębionej głębi”.

Takie słowa z przedsionka piekła, jakim był obóz w Westerborku, mogła pisać tylko święta kobieta.

 

Szczęściu wśród trwogi

 

Obie też – choć żyły w bezpośrednim zagrożeniu śmiercią i doświadczały codziennych udręk – umiały odkrywać piękno i radość życia i czuły się szczęśliwe.

 

„Jestem szczęśliwsza w Karmelu – pisze Teresa w Dziejach duszy – nawet pośród doświadczeń zewnętrznych i wewnętrznych, aniżeli byłam w świecie, otoczona wszelkimi wygodami życia, a przede wszystkim rozkoszami ojcowskiego domu”. Siostra Genowefa od Najświętszego Oblicza przytacza zaś we wspomnieniach o Teresie inne jej słowa: „Dlatego pod koniec mego życia w zakonie czuję się tak szczęśliwą, jak tylko sobie można to wyobrazić, że nigdy nie szukałam siebie”.

 

Tego samego szczęścia, radości i piękna życia doświadczała także Etty pośród piekła hitlerowskiego prześladowania w Amsterdamie, a potem w obozie w Westerborku. Świadomość udręk nie zaciemniała w niej świadomości piękna życia: „Czułam jedynie ufność i wdzięczność, że życie jest tak piękne – napisała 25 lutego 1942 roku. – To jest historyczny moment, ale nie dlatego, że wkrótce pójdę […] do siedziby gestapo, lecz wynika z faktu, że choć życie jest piękne i daje tyle możliwości rozwoju, wiem, co się stanie, jeśli tylko puszczą mnie do środka”. Wiary Etty w dobro i piękno ludzkiego życia nic nie potrafi zatrzymać: ani nienawiść wrogów, ani też koszmarne warunki obozowego życia. „Wierzę, że można w życiu odkryć coś pozytywnego niezależnie od okoliczności, ale mamy prawo to powiedzieć tylko wtedy, jeśli sami nie unikamy najgorszych sytuacji”– napisała do swojego przyjaciela Osiasa Kormanna 4 listopada 1942 roku.
Teresa i Etty były – w moim przekonaniu – prawdziwymi świętymi, mistyczkami. Za taką oficjalnie została uznana św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Jednak lektura Pamiętnika i Listów Etty Hillesum odsłania niezwykłe doświadczenia duchowe, zrodzone w piekle Holokaustu: bezgraniczne zaufanie Bogu, dziecięcą prostotę i otwartość, całkowite oddanie bliźnim, a nade wszystko wielkie zwycięstwo nad nienawiścią, jaka spontanicznie rodziła się w czasie okrutnego prześladowania.