Już nie boję się tego dostrzegać: zauważać uparty zielony mech czy wiecznie odrastającą, nie wiadomo z czego, „lichą” trawkę między kamiennymi płytami; drobne kwiatki, żywe, wesołe i kolorowe na skraju śmietnika. Cieszyć się wyjątkowo dobrym momentem, chwilą życzliwej, „niepraktycznej”, ciepłej rozmowy w rodzinie lub z kolegą w pracy; niewielką acz serdeczną pomocą od nieznajomego. Poza tym w życiu ciężko jak zwykle – ale lżej, wierzę, że nie jestem sam. Wierzę, że mogę rozpoznawać drogę śladami i według wskazówek Jezusa. Słuchać i patrzeć – nie tylko uszami i oczyma, ale duszą i sercem, jakkolwiek „niekonkretnie i nienaukowo” to brzmi. Delikatnie i z empatią choć bardzo stanowczo, dygresyjnie i czasem poetycko ale rzetelnie, konkretnie i wiarygodnie prowadził nas krokami rekolekcji św.Ignacego o.Maciej Komenc. Chwała Bogu. Zasadniczo nie stało się nic „wielkiego i spektakularnego” – ot mała, choć FUNDAMENTALNA korekta kursu, przestawienie zwrotnicy, odsunięcie złudzeń i wygodnych życiowych fałszerstw, ulga, przypływ energii i poczucie pewności w przyjęciu zaangażowanej, posłusznej postawy wobec Pana Boga. Może naprawdę nie trzeba zawsze wielkich rzeczy i wydarzeń, fajerwerków i hałasu, eksplozji i oklasków – wystarczą ciche, mocne słowa, odsunięcie fałszerstw i złudzeń, duchowa otwartość i gotowość pójścia za dobrą nowiną, radość ze świętych obcowania (św. Ojcze Ignacy módl się za nami i z nami…), głębokie i szczere przyjęcie Chrystusa podczas kameralnej Eucharystii, modlitwa, skupienie, medytacja, Duch Święty…. Tylko tyle? Aż tyle!!! Życie w rękach Boga – to życie w pełni, na solidnym fundamencie… Po tym pierwszym, fundamentalnym tygodniu mogę z nadzieją wciąż pamiętać, że: „Kto trwa we Mnie a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity”.