dzięki uprzejmości: http://www.deon.pl/

Dla wielu ludzi wiek i samo starzenie się oznaczają poważny kryzys życiowy. Wypadanie czy siwienie włosów jest dla wielu osób ciężkim szokiem, by przytoczyć tylko jeden z wielu przykładów. Mamy do dyspozycji wiele środków kosmetycznych, ale one nie pozwalają przecież na uniknięcie samego kryzysu.

 

W pierwszym rzędzie, kryzysem nazywamy sytuację, w której zwyczajowe postawy, nawyki i wyobrażenia są nie do utrzymania. Ma ona dwa podstawowe aspekty: szansę na zmianę, na przyjęcie nowej orientacji, ale i niebezpieczeństwo, że będziemy chcieli za wszelką cenę utrzymać dotychczasowe przyzwyczajenia, że będziemy się ich kurczowo trzymać. Gotowość do zmian pozwala na przezwyciężenie kryzysu, kurczowe trzymanie się nawyków może doprowadzić do prawdziwej paniki i bezradnej szamotaniny.

Wiek może prowadzić do kryzysu także z innych względów. Starzenie się często bywa momentem uświadomienia sobie, że coś w naszym życiu było „nie tak”, że postawiliśmy na niewłaściwe wartości, że myliliśmy się w stosunku do samych siebie czy do życia i tego, co ma w nim zasadnicze znaczenie. Wraz z tą nową świadomością upływającego bezpowrotnie czasu pojawia się często niepokój, który można sformułować następująco: Czy tak miało być? Czy to, co przeżyłem dotychczas, stanowi prawdziwy sens mojego życia? Taki bilans może doprowadzić do owocnego kryzysu, do refleksji pociągającej za sobą różne pozytywne zmiany. Ale może także doprowadzić do lęku, a nierzadko do różnych form obsesji czy paniki. Również samobójstwo nie należy niestety do rzadkich następstw tego kryzysu i jest wyrazem najgłębszej rozpaczy i rezygnacji.

Tego rodzaju problemy bardzo często napotykają ludzie, którzy wcześniej osiągali wyjątkowe sukcesy w jakiejś dziedzinie. Rozpieszczani przez życie często nie potrafią się pogodzić z tym, że rzeczywiście czy tylko we własnym odczuciu muszą z nich w pewnym momencie zrezygnować. Dotyczy to w szczególności osób, które w znacznym stopniu zawdzięczały swoje powodzenie takim czynnikom, jak młodość, uroda czy atrakcyjność. Kiedy te wartości znikają, może to prowadzić do głębokiego rozdarcia, depresji czy melancholii, którą ludzie ci często starają się na przykład utopić w alkoholu. Również różnego rodzaju kliniki i sanatoria zaliczają takie osoby do swoich stałych gości.

Wynika to nie tylko z faktu, że sukcesy okazują się przemijające, lecz także z ogólnego stosunku do życia, który można by nazwać stosunkiem „roszczeniowym”. Ludzie rozpieszczeni przez własną atrakcyjność lub wcześnie osiągnięty sukces, któremu często nie towarzyszył zbyt wielki wysiłek czy osobiste zaangażowanie rozwijają wobec życia postawę opierającą się na żądaniach, które w ich mniemaniu stanowią coś oczywistego. Gdy życie przestaje te żądania wypełniać, osoby takie łatwo popadają we frustrację i zgorzknienie. Postawa roszczeniowa wobec życia, zwłaszcza jeśli nie towarzyszy jej wkład własnego wysiłku, z bardzo dużym prawdopodobieństwem prowadzi do poważnego kryzysu w wieku średnim lub później. Jest to także oznaka niedostatecznego przygotowania do starzenia się. Często w pewnym sensie ludzie tacy mają rację, kiedy nie chcą już żyć dalej. Znaleźli się już wcześniej w kulminacyjnym punkcie życia, a ponieważ mają niemal wyłącznie oczekiwania, które nie będą w dalszym ciągu spełniane, to istotnie, zgodnie z tym, co sami mówią, życie nie ma im już nic więcej „do zaoferowania”. Zamiast podarunków losu z pewnością pojawi się konieczność głębokich przeobrażeń, wymagających całkowitej zmiany podejścia, na które taka osoba uprzednio się nie przygotowała.

Istnieje jednakże druga, zupełnie przeciwstawna do powyższej przyczyna kryzysu, leżąca w głębokim niezadowoleniu z dotychczasowego życia. Nieudane małżeństwo, nie dająca satysfakcji, nie lubiana praca czy „rozminięcie się z przeznaczeniem”, mogą stanowić tu podstawowe przyczyny. Z powodu braku gotowości do zmian, z przyzwyczajenia, gnuśności czy skłonności do marazmu, z przywiązania do konwencjonalnych zachowań czy z braku szczerości wobec samego siebie wiele osób wiedzie egzystencję, którą trudno nazwać prawdziwym życiem. Często około wieku średniego okazuje się jednak, że na dłuższą metę jest to nieznośne. Niestety jest faktem, że cywilizowany świat zmusza wiele osób do wykonywania zadań, które są jedynie zatrudnieniem pozwalającym im na zdobycie środków utrzymania, ale nie dają radości i nie łączą się z zamiłowaniem, bo nie jest łatwo połączyć satysfakcję z istniejącą potrzebą wykonania tych, a nie innych czynności. Na tym właśnie polega różnica między pracą zawodową a prawdziwym powołaniem, które bardzo często nie pokrywają się ze sobą.

W okolicach wieku średniego wszystko to staje się dla wielu ludzi szczególnie uciążliwe. Ich zadania nużą ich, nie znajdują w nich żadnej możliwości rozwoju, a perspektywa, że to się nigdy nie zmieni, napawa ich lękiem. Jeśli dana osoba zachowała wewnętrzną żywotność, często udaje jej się zmienić własne życie i nadać mu nowy kierunek, który często zdumiewająco człowieka uskrzydla.
W przypadku wielu innych osób wyłania się jednak realne niebezpieczeństwo rezygnacji i zgorzknienia. Często też człowiek zaczyna poszukiwać innych sposobów zapewnienia sobie satysfakcji. Dobrym, pomocnym rozwiązaniem może być tu zarówno zmiana kierunku życia zawodowego, jak i podjęcie nowych zadań społecznych, nowe hobby czy zamiłowanie — bo przecież właśnie „umiłowanie” czegokolwiek jest najpewniejszą ochroną przed rezygnacją i zgorzknieniem.

Do częstych kryzysów wieku średniego należą także zaburzenia w małżeństwie — wie o tym każdy psychoterapeuta i doradca rodzinny. Kiedy nie chodzi o panikę wobec „zatrzaskującej się bramy”, powodem może być pojawienie się nagłego przypływu żądzy życia, wynikającego z rodzącej się świadomości, że coś się przegapiło, i z pragnienia czegoś nowego, nigdy dotąd nie przeżywanego. Ten kryzys łączy się często z faktem, że dotychczasowe wspólne życie nie dawało spełnienia i nierzadko było kontynuowane jedynie z powodu konwencji czy z przesłanek czysto pragmatycznych. Rzeczywiście lub tylko pozornie w takim związku widać nikłe szanse na rozwój; dwoje ludzi nie ma sobie nic więcej do powiedzenia, a myśl, że tak będzie do końca życia ma w sobie coś głęboko przytłaczającego. Bywa, że tacy małżonkowie trzymają się razem wyłącznie ze względu na dzieci. Często jednak okazuje się, że zatracił się podstawowy sens wspólnego życia, a ukrywane dotychczas niezadowolenie wybucha w postaci otwartego kryzysu. Wielu osobom udaje się zacząć wszystko od początku, ale pozostając nadal razem, często dzięki pomocy w poradni małżeńskiej lub opiece psychoterapeutycznej. Inni wolą odejść, przy czym często wpadają z deszczu pod rynnę, gdyż problem nie tkwił w osobie małżonka czy małżonki, lecz w nich samych, w ich sposobie samorealizacji, a także często w złudzeniach dotyczących samego siebie, znalezienia nowego towarzysza bądź towarzyszki życia albo oczekiwań. Jednak wielu osobom rzeczywiście udaje się zbudować nowe życie w starszym wieku.

Więcej w książce: Jak szczęśliwie przeżyć drugą połowę życia – Fritz Riemann, Wolfgang Kleespies