Jedynie w ciszy możemy dojść do zgody z owym wewnętrznym „ja”. Dlatego właśnie należy wybierać ciszę. W ciszy możemy wyznać i stanąć wobec przepaści między głębią naszego istnienia, którą konsekwentnie lekceważymy, a jego powierzchnią, która jest niewierna naszej własnej rzeczywistości. Musimy zatem rozpoznać potrzebę oswojenia się z samym sobą po to, by wyjść ku innym, nie tylko z maską spolegliwości, ale z prawdziwym zaangażowaniem i autentyczną miłością.
Jeśli obawiamy się ciszy, to przyczyną tego może być nasz ukryty brak nadziei na wewnętrzne pojednanie. Jeśli brak nam nadziei na pogodzenie się z samym sobą w naszej wewnętrznej samotności i ciszy, wówczas nigdy nie będziemy w stanie odkryć prawdy o sobie: będziemy ciągle uciekać i nigdy się nie zatrzymamy. Zaś owa ucieczka od siebie samego jest – jak wskazuje szwajcarski filozof Max Picard – „ucieczką od Boga”. W końcu to właśnie w głębi naszego sumienia przemawia Bóg, zaś jeśli wzbraniamy się przed otwarciem naszego wnętrza oraz przed spojrzeniem w owe głębiny, to również wzbraniamy się przed konfrontacją z niewidzialnym Bogiem, który jest w nas obecny. Ta odmowa jest częściowym przyznaniem, iż nie chcemy, by Bóg był Bogiem, podobnie jak nie chcemy być naprawdę sobą.
Podobnie jak my, którzy mamy swoje zewnętrzne maski scalane w naszych słowach i czynach nie w pełni reprezentujących to, co w nas jest, tak samo niewierzący postępują z Bogiem, który stworzony jest ze słów, uczuć, budujących sloganów i w większym stopniu staje się On produktem religijnej i społecznej rutyny niż Bogiem wiary. Taki Bóg może stać się protezą prawdy o niewidzialnym Bogu wiary i chociaż ten uspokajający obraz może nam się wydawać realny, to jednak w istocie jest on rodzajem bożka. Głównym jego zadaniem jest chronienie nas przed głębokim spotkaniem z naszym prawdziwym wewnętrznym „ja” oraz z prawdziwym Bogiem. Cisza jest zatem ważna nawet w życiu wiary, a także w naszym najgłębszym spotkaniu z Bogiem. Nie możemy ciągle rozmawiać, modlić się głośno, rozumować, kadzić lub słuchać obecnej w tle pobożnej muzyki.
Wiele z naszego wewnętrznego, pełnego dobrej woli, religijnego dialogu jest w istocie zasłoną dymną i pozorem. Jest po prostu samopotwierdzeniem się, a w ostatecznym rozrachunku jest czymś niewiele lepszym od samousprawiedliwiania się. Zamiast rzeczywiście spotykać się z Bogiem w wierze, w której nasza wewnętrzna istota stoi przed Nim obnażona, odgrywamy wewnętrzny rytuał, który nie ma żadnego innego celu, niż odpychanie niepokoju.
Najczystsza wiara powinna być sprawdzona w ciszy, w której nasłuchujemy nieoczekiwanego, w której jesteśmy otwarci na to, czego jeszcze nie znamy, oraz w której powoli i stopniowo przygotowujemy się do dnia naszego wejścia na inny poziom życia z Bogiem. Prawdziwa nadzieja sprawdza się w ciszy, w której musimy czekać na Pana w posłuszeństwie niekwestionowanej wiary. Izajasz przypomina słowa Jahwe skierowane do Jego zbuntowanego ludu, który wciąż opuszcza Go po to, by wchodzić w bezwartościowe polityczne i militarne sojusze: W nawróceniu i spokoju jest wasze ocalenie, w ciszy i ufności leży wasza siła (por. Iz 30, 15). Wiara wymaga uciszenia wątpliwych układów i strategii. Wiara wymaga integracji w wewnętrznej ufności, która daje w efekcie scalenie, jedność, pokój, autentyczne poczucie bezpieczeństwa. Widzimy tu twórczą moc oraz płodność ciszy. Cisza nie tylko daje nam szansę zrozumienia siebie, dostrzeżenia prawdziwej i bardziej wyważonej perspektywy naszego życia w relacji do życia innych; cisza scala nas, jeśli jej na to pozwalamy. Cisza pozwala nam zebrać roztrwonione i rozproszone siły naszej zatomizowanej egzystencji. Pomaga nam skoncentrować się na celu, który nie tylko odpowiada głębokim pragnieniom naszej istoty, ale również Bożym zamiarom wobec nas.
Jest to naprawdę bardzo ważny moment. Kiedy żyjemy powierzchownie, kiedy wciąż jesteśmy na zewnątrz siebie, nigdy naprawdę w sobie, zawsze podzieleni i rozrywani na różne strony przez plany i projekty, które stoją ze sobą w sprzeczności, wówczas odkrywamy, że czynimy wiele rzeczy, których w rzeczywistości czynić nie chcemy, że mówimy to, czego mówić nie chcemy, że pragniemy tego, czego w istocie nie potrzebujemy, że marnotrawimy naszą energię na rzeczy, co do których żywimy ukryte przeczucie, iż są bezwartościowe i bez znaczenia dla naszego życia. Czemu wydajecie pieniądze na to, co nie jest chlebem? I waszą pracę – na to, co nie nasyci? (Iz 55, 2).
Erich Fromm wskazuje, że wewnętrzne sprzeczności zakorzenione w alienacji i frustracji amerykańskiego życia są jednym ze źródeł przemocy tego społeczeństwa. Jesteśmy skłóceni ze sobą i szukamy wyzwolenia w fantazjach i dramatach przemocy. Są to po prostu wzmocnienia wewnętrznego hałasu i oporu, który wypełnia nas, gdy ignorujemy wymagania naszej wewnętrznej, prawdziwej istoty i Boga w nas ukrytego.
W wielu religiach zwraca się dużą uwagę na praktykę cichej medytacji. Jest to szczególnie prawdziwe w hinduizmie i buddyzmie, gdzie sztuka medytacji i zachowywanie wewnętrznej ciszy są istotą pobożności. Ale jest to również prawdziwe w odniesieniu do chrześcijaństwa. Monastycyzm katolicki zawsze podkreślał wagę cichej medytacji nad słowem Bożym. Kwakrowie zawsze przywiązywali wielką wagę do wspólnotowego wsłuchiwania się w poruszenia Ducha. Nawet Dietrich Bonhoffer, apostoł radykalnego i „świeckiego” chrześcijaństwa, podkreślał wagę ciszy. W listach więziennych pisał o niechęci, jaką odczuwał wobec plotkarskiego ekshibicjonizmu współwięźniów. „Tutaj wszyscy bez wyjątku zdają się plotkować o swoich prywatnych sprawach, bez względu na to, czy ktoś odczuje zainteresowanie, czy nie. Jedynie po to, by usłyszeć swój głos. Jest to niemal fizyczny popęd, ale jeśli zdołasz zdusić go przez kilka godzin, czujesz się zadowolony z tego, że się mu nie poddałeś”. Dodawał, iż wprawia go w zakłopotanie sposób, w jaki ludzie „poniżają siebie” tylko po to, by usłyszeć swą mowę. A jednak nie ma w tym nic z głębszej formy wyrazu, która mogłaby zaistnieć, gdyby zwracali się ze swoimi obciążeniami do przyjaciela, któremu ufają, mówiąc o tym, co jest najbardziej intymne w ich życiu.
Tłumaczył Wacław Grzybowski