Więzień własnego narcyzmu
Ignacy w owym czasie był sługą nie Boga, ale własnego narcyzmu, z czego oczywiście nie zdawał sobie sprawy. Był niejako na uwięzi skrajności: Boga widział jako karzącego, a siebie jako godnego tylko odrzucenia i potępienia. Peter-Hans Kolvenbach SJ w jednym ze swoich wystąpień zauważa, że narcyzm ten wyraża się nawet w języku, którego używa, a który koncentruje go na sobie. W Ćwiczeniach pojawiają się zwroty typu: mówić sobie, analizować siebie, oskarżać siebie, żądać od siebie zdania sprawy. Z psychologii wiemy, że osobowości skłonne do doświadczania skrupułów mają silną tendencję do użalania się nad sobą. Nierzadko wolą zamykać się w swoich cierpieniach i pogłębiać niezdrowe poczucie winy, niż wejść w wymagający proces wychodzenia z trudności.
Osoby przeżywające skrupuły muszą przekonać się, że matematyczne wyliczanie grzechów prowadzi tylko do coraz większego zmęczenia i zamieszania. Mają zrozumieć, że trzeba im wyznać prawdę o sobie, a nie dokładną ilość popełnionych czynów, gdyż prowadzi to do odkrycia zupełnie innej perspektywy. Skrupulat musi zadowolić się ogólnym wyznaniem win czy grzechów i zostawić Bogu sąd nad nimi. Nie dano człowiekowi i ludzkości innego Zbawiciela niż Jezus (por. Dz 4, 12), a wszelkie inne idee dotyczące zbawienia są czystą iluzją. Pozostaje nam przyjąć jedynie to zbawienie, które przychodzi od Boga. Jeśli osoba zrozumie, że jej wina i grzechy zostały wyznane przed Kimś, kto ją zawsze i na wiele sposobów kocha i kto nie wymusza niekończącego się powtarzania ich, wtedy niejako automatycznie znika pełna napięcia potrzeba powracania do grzechów.
Droga prowadząca do pokoju
Ignacy w oparciu o własne doświadczenie jako lekarstwo na skrupuły proponuje „rozmowę o miłosierdziu” (ĆD 61). W wypadku niezdrowego poczucia winy człowiek stoi przed całkowitą niemożnością zapłacenia olbrzymiego długu, którego wysokości nie może nawet określić. Staje się to niemożliwe, ponieważ osoba nie przyjmuje, że Ten, z kim winna się rozliczyć, przebacza, zapomina i darzy ją niepojętą i darmową miłością. To doświadczenie, które usuwa chorobliwe poczucie długu, rodząc pokój i wdzięczność. Ignacy radzi więc: „rozważać i składać dziękczynienie Bogu naszemu Panu za to, że dał mi życie aż do dnia dzisiejszego” (ĆD 61). Aktywnie przyjąć życie – swoje życie – to wyjść z beznadziei, wejść w doświadczenie uzdrowienia i zobaczyć swoją przyszłość, a nie trwać w niszczącej przeszłości czy w rozpamiętywaniu ran i braków. Sytuacja taka nie niszczy już psychiki dzięki pojednaniu z sobą samym. Pojednaniu, którego źródłem staje się uspokajające duszę miłosierdzie Boże (por. ĆD 350). To podstawowe prawdy, które św. Ignacy zawarł w pierwszym tygodniu swoich Ćwiczeń.
Przeżywanie drugiego tygodnia Ćwiczeń może także łączyć się z doświadczaniem skrupułów. Ignacy, wierny wezwaniu Chrystusa, naszego Pana i Króla Odwiecznego, pragnie zaangażować się całym sercem i odznaczyć się w Jego służbie (por. ĆD 97). Już w Manresie zaczął nowe życie, pragnąc naśladować życie świętych i przewyższać ich nawet w gorliwości. To pragnienie dokonywania heroicznych czynów wyrażało i kształtowało zasadniczy rys jego relacji z Bogiem.
Oceniać siebie tylko według własnej miary
Ignacy przeżywa siebie według następującej zasady: rozumiem i oceniam siebie tak, jak siebie widzę. Zasada ta powraca niekiedy w Ćwiczeniach: widzieć siebie jako niegodnego sługę w kontemplacji o Narodzeniu (por. ĆD 114) czy widzieć siebie jako godnego nagany rycerza (por. ĆD 94). Oczywiście w św. Ignacym dokonała się olbrzymia przemiana. Z człowieka światowego stał się wielkim ascetą. Odrzucił zupełnie dawny styl życia – dworskie stroje i maniery. Zaczął żyć duchem wewnętrznej dyscypliny i wielkiego umartwienia. Mimo to pozostaje niewolnikiem logiki zajmowania się sobą, logiki odznaczenia się w tym, co jest widzialne i wymierzalne. Ignacy żył sprawami, których „pragnął dokonać później” (OP 7). Przeżywając te treści, bezwiednie w centrum swojego zainteresowania stawiał siebie samego. W Manresie heroiczna identyfikacja z wyidealizowanymi wzorami doprowadziła go do przesady. Co do postów praktykował je gorliwiej niż zalecała reguła św. Franciszka z Asyżu (por. OP 14, 19).
Trzeba zauważyć, że mamy tutaj do czynienia ze zjawiskiem wyraźnej, choć subtelnej koncentracji na sobie. Można by powiedzieć, że Ignacy skupiony jest nie tylko na sobie, ale chce być podziwiany przez innych, zajmując się przy tym bezmyślnym naśladowaniem świętych. Na tej drodze pragnienie Ignacego, by stać się doskonałym przeradza się w obsesję bycia doskonalszym niż wzorce, jakie spotyka.
Niszczący perfekcjonizm
Doprowadziło to jednak do tego, że sprawdziła się na nim następująca prawda: „Jeżeli [dusza] jest delikatna, nieprzyjaciel stara się, żeby tę delikatność posunąć do krańcowości, żeby ją bardziej niepokoić i zmieszać” (ĆD 349). Absurd takiej sytuacji polega na tym, że człowiek, szukając doskonałości i nie będąc z siebie zadowolony, odrzuca wszystko, co nie odpowiada jego idealnemu obrazowi siebie i – najprawdopodobniej podświadomie – staje się istotą żyjącą na poziomie ducha, odrzucając wymiar uwarunkowań cielesnych i swoich osobistych ograniczeń.
W tym kontekście św. Ignacy wchodzi w świat skrupułów, które zamykają go w diabelskim kręgu przymusów i lęków. W konsekwencji doprowadza to do tego, że odeszła od niego wszelka duchowa pociecha, a nieprzyjaciel coraz bardziej podsuwał „pozorne racje, zawiłości i nieustanne podstępy” (ĆD 329). Te doświadczenia zostały opisane w Opowieści Pielgrzyma, jako „ogarnięcie przez niesmak do życia, które prowadził, oraz gwałtowna chęć, aby je porzucić” (OP 25). Jego neurotyczna tendencja do perfekcjonizmu była tak wielka, że jedynym wyjściem z tej sytuacji, jaką widział, było samobójstwo: „nachodziła go często gwałtowna pokusa, żeby rzucić się w dół przez wielki otwór, który był w jego pokoju blisko miejsca, gdzie zwykle się modlił” (OP 24).
Dar duchowej wolności
„I spodobało się Panu, że obudził się jakby ze snu. […] I od tego dnia był wolny od swoich skrupułów, mając równocześnie tę pewność, że to Pan nasz zechciał go w swym miłosierdziu od nich uwolnić” (OP 25).
Oto Ignacy jakby obudził się ze snu. Zdaje sobie sprawę z tego, że ta obsesja – płynąca z jakiejś wyobrażeniowej mocy – trzymała go w zamknięciu. Zobaczył, że skrupuły były jednym z objawów działania ducha ciemności. Od tego momentu zaczął wchodzić w światło Prawdy. Wyznaje z prostotą, że „w tym czasie Bóg obchodził się z nim podobnie jak nauczyciel w szkole z dzieckiem i pouczał go” (OP 27). Poczuł się jak nowo narodzony człowiek, już nie męczony przez swoje wyobrażenia modeli świętości, a prowadzony przez Boga, który działał w jego sercu i który chciał go uzdrowić i wybawić od wszystkiego, aby go przygotować do „pomagania duszom”, co stało się centralną ideą Konstytucji Towarzystwa Jezusowego.
Fałszywe lustro perfekcjonizmu
Skrupuły wskazały silną tendencję do koncentracji na sobie, wprowadziły go jeszcze bardziej w nią i stały się zarazem niejako lustrem, w którym mógł kontemplować swoją doskonałość. Doskonałość, która wykluczała ludzkie słabości i braki. Raz wyzwolony z tej koncentracji, Ignacy nauczył się drogi, którą jest Jezus Chrystus – Syn Boga niewidzialnego, wzywający każdego, aby poszedł za Nim. jest to jednak bardzo wymagające. Odtąd modelem świętości według Ignacego jest pielgrzymowanie, a jedyną Drogą, po której kroczymy – sam Jezus Chrystus.
Takie ustawienie formacji i doskonałości rodzi się z życia św. Ignacego. Widać w nim, jak niebezpieczne są projekty świętości z góry ustalone, modele statyczne formacji, subtelne koncentracje na sobie, szukanie owoców będących wynikiem jedynie własnych wysiłków. Tym, co przeżył jako najdroższe i najważniejsze dla jego życia, było pragnienie bycia przyłączonym do Syna Ojca Przedwiecznego. Oto zadanie i meta życia, kres działania i kroczenia bez pewności, ku czemu podążamy. Optyka ta zakłada jednak zgodę na istnienie własnych braków. Czym w tym kontekście są ludzkie słabości? Po co te wysiłki, by poznać i wyznawać w sakramencie pokuty najmniejsze niedoskonałości, do czego popychał największy nieprzyjaciel natury ludzkiej?
Ignacy – pozostając stale uważny i rozeznający – odchodzi od niszczycielskiego narcyzmu i niezdrowego zainteresowania sobą. Całe swe spojrzenie kieruje ku Chrystusowi, chcąc wsłuchiwać się w Jego Boską wolę. Ona staje się jego jedyną pasją i przeobraża go z człowieka skrupułów w pielgrzyma kroczącego po drodze Mistrza.