2. GRANICE MIŁOŚCI
Ojcowie Kościoła interpretują przypowieść Jezusa w sposób alegoryczny. Wprawdzie przypowieść nie zawiera elementów alegorii, ale warto wspomnieć o tej interpretacji, ponieważ ona wskazuje na granice w miłości. Samarytaninem z przypowieści jest sam Jezus Chrystus. Jezus bierze potrzebującego, obolałego i obumarłego człowieka na swoje ramiona i niesie go jak pasterz zagubioną owcę. Wcześniej jednak opatruje jego rany. Zalewa je oliwą miłości i winem radości i mocy. Ojcowie Kościoła widzą tutaj obraz Eucharystii, w czasie której doświadczamy miłosierdzia i nieskończonej miłości Boga. Sam Jezus zalewa nasze rany swoją miłością i zmiłowaniem.
Nasze życie powinno być również zbliżaniem się do ludzi poranionych, leżących przy drodze, ograbionych przez życie, porzuconych, potrzebujących, proszących wprost lub milcząco o pomoc. Naśladować Jezusa Dobrego Samarytanina oznacza mieć litość i współczucie, wlewać w ludzkie rany oliwę i wino naszej dobroci, miłości, brać bliźniego na ramiona i nieść go. Św. Paweł napisał: Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełnijcie prawo Chrystusowe (Ga 6, 2).
Samarytanin po udzieleniu pierwszej pomocy i odtransportowaniu poszkodowanego do gospody, rodzaju zajazdu, wręcza gospodarzowi dwa denary i powierza mu troskę o jego dalsze potrzeby. Pozostawia również margines wolności na dalsze wydatki, które pokryje w drodze powrotnej.
Miłość i miłosierdzie mają granice. Jest nimi wolność innych. Samarytanin okazuje miłosierną miłość, czułość, dobroć, ale później, gdy potrzebujący staje na własnych nogach, pozostawia go. Jezus nie żąda od nas, byśmy zajmowali się bliźnim nieustannie i dźwigali ciężar ponad siły. Do nas należy odstawić go do najbliższej gospody. Później jednak musimy pozostawić mu wolność. Pozwolić, by sam wzrastał, a także pozwolić działać Bogu.
W naszych relacjach z bliźnimi grozi nam niebezpieczeństwo manipulacji. Pomoc, troska o drugiego człowieka, opieka może łatwo przerodzić się w jakiś rodzaj uzależnienia. Dlatego powinna nam ciągle towarzyszyć świadomość, że drugi człowiek nigdy nie jest naszą własnością. Drugi człowiek jest darem dla nas, ale jest wolny. Ponadto musimy pamiętać, że nasza ludzka miłość będzie o tyle głęboka i wolna, o ile będzie wypływać z pierwszego źródła – z Bożej miłości. Nikt z nas nie ma dwóch serc. Jednym sercem kochamy Boga i człowieka. Gdy nasza miłość do Boga będzie szczera, będzie naprowadzać nas na autentyczną miłość bliźniego, znającą własne granice i szanującą jego wolność.
Pytania do refleksji:
- Czy moje ręce są skore do pomocy i dzielenia się? Czy są od siebie, czy tylko do siebie?
- Co stanowi moją oliwę i wino na rany innych?
- Czy moja miłość bliźniego pozostawia innym wolność?
- W jaki sposób (świadomy lub nieświadomy) byłem manipulowany w moim życiu przez innych?
3. WRÓG – BLIŹNIM?
Puenta przypowieści jest zaskakująca. Jezus stawia pytanie uczonemu w Prawie: Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców? Pisarz nie jest nawet w stanie wymówić imienia wroga, dlatego odpowiada: Ten, który mu okazał miłosierdzie. Bliźnim nie jest pobity człowiek, którego dotknęło nieszczęście. Bliźnim nie jest też lewita ani kapłan. Nauczyciele żydowscy za bliźnich uznawali zwykle Izraelitów (por. Kpł 19, 18). Bliźnim jest Samarytanin, a więc wróg. Bliźnim jest człowiek, który stał się najbliższy potrzebującemu.
Św. Ambroży podkreślał, że bliźnim nie czynią więzy krwi, ale miłosierdzie. A więc nie pokrewieństwo, rasa, naród, wspólnota, partia, klasa społeczna, interesy, zgodność charakterów… W tym sensie bliźnim jest nawet nasz domniemany wróg (samarytanin), człowiek daleki od naszych sympatii, gustów, idei, uczuciowych upodobań, programów. Bliźni nigdy nie jest mi bliski. Przeciwnie, jest daleki, odpychający, często antypatyczny. Bliźni nie wychodzi mi naprzeciw. Nie ułatwia kontaktu. Z bliźnim jestem prawie zawsze „niekompatybilny” (A. Pronzato).
Bliźnim człowiek się staje, gdy zbliża się do innych. Bliźnim jest każdy z nas, gdy staje się bliski potrzebującego. Człowiek potrzebujący pomocy ofiaruje możliwość kochania. To nie my wybieramy bliźnich, ale oni wybierają nas. W naszych relacjach z innymi często nie jesteśmy tego świadomi. Bardziej koncentrujemy się na odczuciach i potrzebach, niż na samych osobach, które Bóg stawia na naszej drodze życia. Ponadto towarzyszy nam zachłanność uczuciowa, która sprawia, że trudno nam kochać bezinteresownie bliźnich. Raczej wiele oczekujemy. Stąd nie zauważamy ludzi, którzy proszą nas o pomoc. I zapominamy, że miłość zawsze jest wzajemna.
Również jako bliźni dla innych pozostawiamy wiele do życzenia. Nie zawsze potrafimy doceniać dar dobroci, miłosierdzia, życzliwości, akceptacji, miłości innych. Żądamy zbyt wiele i zapominamy o ludzkich ograniczeniach.
Pytania do refleksji:
- Kogo dotychczas uważałem za bliźniego?
- Które osoby są dla mnie najważniejsze. Dlaczego?
- Jakie najgłębsze potrzeby i pragnienia spełniały te osoby?
- Czy mam żywy kontakt z moimi rodzicami, rodzeństwem, przyjaciółmi?
- Dla jakich osób jestem szczególnym darem i bliźnim?
- Czy jestem świadomy własnych praw oraz praw moich bliźnich?