Następnego dnia pojawiały się wątpliwości, czy aby na pewno wszystko oddałam Tobie, czy może jeszcze „coś” zostawiłam dla siebie… W rozmowie z moim towarzyszem duchowym dowiedziałam się, że kobieta, która położyła na mnie swoją rękę przez całą adorację, czuła, że ma to zrobić… Ty, Panie, dokonałeś dla mnie takiego cudu, bo mogłeś wszystko zrobić sam, ale posłużyłeś się drugim człowiekiem, by uświadomić mi, że w nim jesteś i działasz. Pozwoliłeś mi wręcz namacalnie odczuć Twoją bliskość. Jednak gdy emocje opadły, jakoś znowu trudno było mi w to uwierzyć… Otwierałam się na Ciebie, pragnąc doświadczyć Twojej miłości… Ciągle na nią czekałam… Dopiero wieczorem dotarły do mnie słowa, że Twojej miłości nie można budować na odczuciach, emocjach, porywach serca… A ja, gdy po tym wszystkim opadły emocje, ślepa na to wszystko, czego już dokonałeś dla mnie, nadal czekałam na kolejne uderzenie w moje serce, które potwierdziłoby Twoją Miłość do mnie… Tego wieczoru uświadomiłam sobie, że Ty już mnie tak mocno otuliłeś swoją miłością, że położyłeś na mnie swą rękę, dotknąłeś mojego serca… I z tą świadomością, z pokojem w sercu, pozwoliłam, byś przeprowadził mnie przez moje życie ukazując momenty, w których przez grzech oddalałam się od Ciebie… przygotowałeś moje serce do jutrzejszej spowiedzi generalnej. Tej nocy po raz pierwszy tak naprawdę Tobie zawierzyłam i z prawdziwą ufnością położyłam się spać, ciesząc się doświadczeniem Twojej Miłości.
Z samego rana, gdy otworzyłam oczy, uśmiechnąłeś się do mnie w tym wspaniałym słoneczku, cudownym błękicie nieba i potężnych, pięknych górach… czułam, że to był ten dzień… Powoli zacząłeś przypominać mi chwilę, gdy dotknąłeś mojego ramienia… szeptałeś do mojego serca, że cały czas jesteś przy mnie…. Potem ukazałeś mi momenty w moim życiu, w których doświadczyłam Twojej miłości w drugim człowieku, którego postawiłeś w najtrudniejszych chwilach mojego życia… Pierwszy raz nie żebrając o Twoją miłość, nie czekając na duchowe uniesienia… Ty mi ją tak po prostu podarowałeś, wypełniłeś mnie sobą… Pierwszy raz w życiu poczułam taką prawdziwą skruchę, tak bardzo pragnęłam oddać Tobie moje dotychczasowe życie, to, co grzeszne, niepoukładane, wymagające Twojego uzdrowienia… Nie przerażała mnie spowiedź, nie bałam się jej… Gdy oddałam Tobie moje grzeszne serce, poczułam ogromną ulgę, pokój i radość w sercu, niesamowite uczucie… Podczas adoracji spałam, bo duchowo byłam bardzo zmęczona, ale i bardzo szczęśliwa… odpoczywałam w Tobie, w Twoich Ojcowskich, czułych, kochających… ramionach, przytulona do Twojego serca.
To był niezwykły czas, teraz wiem, że tak bardzo przygotowany dla mnie… Boże, zaprosiłeś mnie w to miejsce samotne i przemawiałeś do mojego serca na tyle różnych sposobów, bym w pełni mogła doświadczyć Twojej odwiecznej miłości. Pewnie jeszcze wszystkiego tak do końca nie rozumiem i nie ogarniam moim intelektem i sercem, ale wiem jedno – Ty cały czas jesteś i działasz w moim życiu, nie tylko podczas rekolekcji.
Boże, bądź uwielbiony za to wszystko! Proszę Cię, prowadź mnie drogą odwieczną, strzeż mojego serca, bym nie zmarnowała tego, czym zechciałeś mnie obdarować, dodaj odwagi i otwartości na Twoje działanie! Niech Twoja Moc zawsze wypełnia moje życie!