Pytać, by poznać

Pierwszym pytaniem, jakie rodzic powinien sobie zadać (na potwierdzenie prymatu roztropności), jest: Dlaczego moje dziecko to robi? Jak mam rozumieć jego zachowanie?
Dlaczego postępuje w taki sposób ze swoją młodszą sio­strą? Dlaczego nie przykłada się do nauki? Co znaczy jego ciągłe lekceważenie moich poleceń? Co mam myśleć o tym, że unika kolegów, nie nawiązuje przyjaźni, przeszkadza w klasie albo w czasie dyskusji chce mieć zawsze rację?
Każdy rodzic znajduje się w trakcie poszukiwań czerwo­nej nici, na której zawiesza swoje obserwacje i nadaje ścisły sens wszystkim szczególnym wydarzeniom z życia codzien­nego. Decydujące jest tutaj wyrobienie w sobie intuicji od­noszącej się do motywacji dziecka. Uchwycenie motywów kierujących jego zachowaniem pomoże dostrzec we właś­ciwym świetle jego doświadczenia, nadać im sens oraz zrozumieć siły rządzące jego reakcjami. Zrozumienie to wyraża się wewnętrzną pociechą o wiele bardziej pożądaną od wąt­pliwości, niepewności czy tysiąca sposobów, na które próbuje się uniknąć rzeczywistości, negując to, co oczywiste, usiłując przywrócić wygodny bieg spraw, potwierdzać własne hipo­tezy i odrzucać nieprzyjemne spostrzeżenia.
Uciekanie od rzeczywistości, od rozczarowań związanych z dziećmi, od uznania ich wad nie jest dobrą przesłanką dla ich prawidłowego rozwoju. Uporczywe przekonanie, że własny potomek na przykład pozostaje zawsze ofiarą obo­jętności innych, podczas gdy naprawdę on sam jest nie do wytrzymania, przyczynia się raczej do pogłębienia problemu niż do jego rozwiązania.
Skrupulatne rozważanie jedynie tych aspektów, które po­twierdzają własną tezę, naginanie do niej faktów, negowanie pewnych oczywistych zdarzeń w myśl zasady, że „nie chce się widzieć” tego, co złe u dzieci, przeszkadza w działaniu wychowawczym.
Najważniejszą i najtrudniejszą sprawą jest obiektywne spojrzenie na własne potomstwo. Tylko takie spojrzenie daje możliwość prawdziwego zrozumienia, nieprzefiltrowanego przez rodzicielskie lęki, ani niezdeformowanego przez włas­ne potrzeby.
Najlepszym sposobem pomocy dzieciom w prawidłowym wzrastaniu jest próba poznania ich takimi, jakie rzeczywiście są, oraz znalezienie klucza do uchwycenia sensu ich zacho­wań konsekwentnie, uważnie i spokojnie. Spojrzenie rodziców o tyle będzie jasne i czyste, o ile przyjmą oni i ukochają prawdę o swoim dziecku. Dzieci posiadają poczucie rzeczywistości.Często uważamy dzieci za niezdolne do zrozumienia rze­czywistości i do dźwignięcia ciężaru prawdy. Jednak wcale tak nie jest. Potrafią one realistycznie i jasno wychwycić dy­namikę charakteryzującą relacje między rodzicami, nauczy­cielami i przyjaciółmi i „w głębi serca” wiedzą, jak się rzeczy mają. Dziwią się, owszem, że tak łatwo rzucić na nie czar, który odwiedzie je od prawidłowej interpretacji świata lub sprawi, że będą czuć się złe i wprowadzone w błąd, jeśli po­wiedzą prawdę lub poproszą o coś w ich mniemaniu słusz­nego. Niejednokrotnie przypiszą sobie odpowiedzialność za sytuację.
Opowieść pewnej mamy niech tu posłuży za przykład:
Mój syn, po gwałtownym wybuchu płaczu z powodu odmówie­nia mu jakiejś rzeczy, pobiegł do cioci i poskarżył się jej: „Zawsze, kiedy płaczę, dostaję to, co chcę”. Gdy moja siostra mi to powie­działa, zrobiło mi się przykro. „Ach tak!… co za spryciarz!” – krzyk­nęłam. Po raz pierwszy „pomyślałam źle” o własnym dziecku…
Wcześniej, kiedy płakał, mówiłam sobie w duchu: „Może na­prawdę źle się czuje i z mojej winy nie dostanie tego, czego potrze­buje”. Dopiero, gdy pewnego wieczora „zobaczyłam” jego przebie­głość podczas długich żałosnych łkań, odezwałam się stanowczo: „Twój płacz nikogo nie wzruszy!”. Niespodziewanie roześmiał się i po chwili ruszył spokojnie do swojego pokoju.
Wiele dzieci jest w stanie uświadomić sobie, że „niespra­wiedliwie traktują matkę, chociaż ona niczemu nie jest winna, ponieważ muszą sobie ulżyć”. Doskonale odróżniają praw­dziwe motywacje kierujące ich zachowaniem od rzeczywi­stej odpowiedzialności rodziców. Matce syna z powyższego przykładu nie brakowało elementów, które mogłyby pomóc jej w zrozumieniu dynamiki sytuacji. Jednakże, schwytana w pułapkę niejasnych wątpliwości, nie potrafiła zastosować skutecznego rozwiązania. Obawiała się buntu i niechęci ze strony swojego potomka. Gdyby lęk nie przesłonił jej praw­dziwego znaczenia zachowania dziecka, nie stałaby się sama częścią problemu.
Nie ma poprawy ani dobrych rozwiązań problemów, gdy pomija się prawdę oraz błędnie interpretuje rzeczywistość.
Często dzieci jasno pojmują to, co rodzice w trudzie roz­poznają jako prawdziwe. Podczas gdy dorośli łamią sobie głowę nad sensem niektórych zachowań swoich pociech, one z prostotą opowiadają o sobie, korzystając z bardzo rea­listycznego słownictwa. Pewien chłopak tak wyjaśniał swoje zachowanie w rodzinie:
Zawsze bałem się rozczarować tatę, dlatego zawsze robiłem to, co mi kazał. Także w trakcie dyskusji rodzinnych nie liczyło się moje zdanie. Nie zajmowałem żadnego stanowiska, byłem neutralny albo schodziłem wszystkim z drogi, szczególnie ojcu.
W zamian za to rodzice mi nadskakiwali, byłem najwspa­nialszym synem na świecie, nie musiałem nawet prosić o nała­dowanie komórki.
Powiedzmy sobie prawdę: byłem niezrównanym lizusem.
W chwili szczerości chłopiec ukazuje klucz objaśniający bardzo realistycznie swój sposób działania. Klucz ten pozwa­la precyzyjnie określić styl jego relacji z bliskimi. Potwierdza, że rodzice czuli się winni, nagradzając w jego zachowaniu posłuszeństwo, wrażliwość i pewną nieśmiałość.
Sześcioletni chłopiec otwarcie przyznał: „jestem dzie­ckiem, które rozkazuje swoim rodzicom”. Na dowód tego pochwalił się książką, która brutalnie przedstawia perypetie dorosłego świata. Mały tyran rodziny czerpał wielką frajdę z możliwości decydowania o wyborze lektur nieodpowied­nich dla jego wieku. Wykorzystywał nieporadność rodziców, od lat zablokowanych przez strach, że będzie się czuł zaniedbany. W sytuacji, gdy oboje długo pracowali, dziecko znajdowało się pod opieką dziadków. Ich utajone poczu­cie winy wytworzyło coś w rodzaju „psychologicznego pola magnetycznego”, gdzie fakty rozmieszczone są wzdłuż linii, których granice wyznacza prawda. To, co poza polem, nie odnosi się do prawdy rządzącej faktami. Natomiast punkt widzenia dziecka był prosty i ukazywał rzeczywisty związek przyczynowo-skutkowy. Nikogo ono nie słuchało, ponieważ chciało dominować nad relacjami, chociaż w takim przypad­ku łatwo popaść również w niedostatek uczuć, który bardzo trudno rozpoznać.
W tym momencie nasuwa się ciekawy wniosek. Odnosi się do tej konkretnej sytuacji, jak też do wielu podobnych. Prawdziwe ofiary postrzegają siebie jako dręczycieli, a praw­dziwemu winowajcy podsuwa się doskonałe alibi, by poczuł się ofiarą sytuacji. W naszym przewróconym do góry nogami świecie cnota roztropności nie może w pełni ukazać swojej uzdrawiającej mocy, bo w istocie każda próba pomocy dzie­cku w doskonaleniu charakteru kończy się z reguły fiaskiem.

 

Osvaldo Poli, Serce dziecka – poradnik dla rodziców, Wyd. WAM, 2010