Nasze polskie społeczeństwo uważane jest nadal za katolickie; oficjalne statystyki wciąż wskazują niemal 90% wierzących, deklarujących przynależność do Kościoła rzymskokatolickiego. Jednak rzeczywistość znacznie różni się od statystyk. Wiara nie harmonizuje z życiem; wierzący nie widzą sprzeczności między wiarą a brakiem zachowania norm etycznych. Widać to zwłaszcza w kwestiach aborcji, etyce małżeńskiej i przedmałżeńskiej, eksperymentach genetycznych czy etyce społecznej.
Wiara coraz częściej staje się selektywna; wybiera się prawdy możliwe do zaakceptowania we współczesnym świecie i wygodnym życiu, a odrzuca przestarzałe, niemodne. Ponadto coraz częściej przybiera charakter magiczny. Staje się obroną przed lękami, frustracjami; redukuje lęk przed śmiercią, poczucie winy, czy łagodzi rozczarowania.
Magiczny charakter wiary trafnie obrazuje udział w Liturgii. Dla wielu katolików ważniejsze jest święcenie pokarmów w Wielką Sobotę, czy posypanie głowy popiołem w Środę Popielcową, niż udział w Triduum Paschalnym czy Eucharystii Wielkanocnej.
W religijności naturalnej, magicznej życie duchowe ogranicza się do wymiaru zewnętrznego, np. dobrych uczynków, niedzielnej mszy, pielgrzymek, drobnych umartwień; aby zasłużyć sobie na niebo. Religijność zewnętrzna oparta na elementach utylitarnych zajmuje miejsce religijności wewnętrznej, duchowości, opartej na miłości do Boga.
Antynomie między wiarą a życiem dobrze oddają dwa określenia ukute przez współczesnych chrześcijan: wierzący, ale nie praktykujący i praktykujący, ale nie wierzący.
Wierzący ale nie praktykujący formalnie wierzą w Boga; jednak żyją jakby Go nie było. Bóg nie jest im potrzebny, Ewangelia nie ma wpływu na ich mentalność, postawy, wybory, życie…
W czasie mojej pracy duszpasterskiej we Wrocławiu rozmawiałem z młodym małżeństwem. Przyszli, aby ochrzcić dziecko. Z rozmowy wynikało, że sami mają niewiele wspólnego z Bogiem i Kościołem. Gdy zapytałem, jaki sens ma dla nich sakrament chrztu, usłyszałem: Właściwie to chcemy ochrzcić syna na wszelki wypadek. Bo gdyby, nie daj Boże, coś się stało, będziemy mieć czyste sumienie.
Z kolei dla praktykujących a de facto niewierzących chrześcijaństwo sprowadza się do tradycji, rytów i obrzędów. Niedzielna Eucharystia to nużący przykry obowiązek, a inne sakramenty to zwyczaj, tradycja. Brakuje natomiast żywej wiary i głębszego doświadczenia Boga i przyjaźni z Jezusem.
Podczas rozmów w czasie prowadzonych przez mnie rekolekcji ignacjańskich, zrodziła się we mnie myśl, że istnieje jeszcze inny rodzaj współczesnych chrześcijan: wegetujący. Są to wierzący, którzy przynależą do wspólnoty Kościoła. Korzystają z praw związanych z życiem wspólnoty, czerpią ze słowa Bożego, sakramentów, życia wspólnotowego… Natomiast nie wykazują żadnej zdolności kreatywnej, nie angażują się w życie wspólnoty, żyją w niej, ale nie tworzą jej, nie interesują się nią. Po prostu wegetują.