Współcześni mężczyźni zostali schwytani w pułapkę. Społeczeństwo, które sami współtworzą, z jednej strony wymaga od nich, aby byli wrażliwi, serdeczni i roześmiani, a jednocześnie wysyła ich na wojnę, gdzie mają wykazać się twardością, bezwzględnością i okrucieństwem.

Dla współczesnego mężczyzny dylematem staje się wyzwanie: jak scalić w sobie przeciwstawne cechy osobowości? Być wrażliwym, czułym, wyrozumiałym, a zarazem pozostać silnym, pewnym siebie, stanowczym i odpowiedzialnym – to wyzwanie dla wielu mężczyzn staje się tym trudniejsze, że męskości nikt ich nie uczy, a fala krytyki świata męskiego narasta. Zwłaszcza ruchy feministyczne bazują na miażdżącej krytyce tzw. cywilizacji patriarchalnej, oskarżając mężczyzn o wszelkie zło w historii ludzkości.
Wielu współczesnych mężczyzn żyje jednostronnie. Są silni i niewrażliwi – to typowy macho lub narcyz – albo bywają wrażliwymi i bezbronnymi – to Pan Milusiński. Jeszcze inni rezygnują z siebie, wybierając drogę samozniszczenia – to uzależnieni od alkoholu czy narkotyków. Są też tacy, którzy wybierają bezdomność. „Chłopcy bez ojców”, często jedyny kontakt z męskością uzyskują przez pojedynek z policjantami po zakończonym meczu piłkarskim. Nieliczni wybierają drogę na skróty, „odlatując w duchowość” – to przedwcześni mistycy.
Jednostronność osobowości mężczyzny owocuje w jego życiu psychicznym i duchowym cierpieniem, o którym zazwyczaj on milczy. Na szczęście wielu mężczyzn przerywa ten niemy ból. Znajdują konstruktywną drogę osobistego rozwoju w męskich grupach samopomocowych czy terapeutycznych. Inni dorastają w terapii indywidualnej lub wzrastają na ścieżkach duchowych, korzystając z ćwiczeń rekolekcyjnych i kierownictwa duchowego. Na każdej z tych dróg staje przed mężczyzną nieuniknione wyzwanie scalenia w sobie przeciwstawnych cech męskiej osobowości. By sprostać temu wyzwaniu, warto podjąć bardziej szczegółową refleksję. W tym duchu pragnę przedstawić niniejsze rozważania, ufając, że staną się one inspiracją do pracy nad człowieczeństwem w męskim wcieleniu.

 

Męski indeks uczuć zakazanych

 

Wielu mężczyzn przeżywa zakłopotanie, gdy usłyszą pytanie: Co czujesz? Czego pragniesz? Niektórzy już samo to pytanie uważają za niestosowne. Zmieszanie, a nawet oburzenie, wywołane nim wybudza mężczyznę ze stanu emocjonalnego letargu i odrętwienia. Dlaczego tak się dzieje? Powodów jest zapewne wiele. Chcę tu jedynie zwrócić uwagę na uwarunkowania ponadindywidualne, a więc społeczno-kulturowe. Mężczyźni zostają poddani społecznej presji – żąda się od nich, by udowodnili, że są prawdziwymi mężczyznami. „Gdzie ci mężczyźni, orły, sokoły, bażanty?” – śpiewała przed laty Danuta Rinn. Pytania typu: Czy potrafię? Czy mi się uda? Czy sobie poradzę? – stale nurtują umysł mężczyzny. Nosi on w sobie kategoryczny imperatyw, który brzmi: Muszę się sprawdzić! Męskość trzeba nieustannie udowadniać czynami. Egzamin trwa bez przerwy.

 

Męską duszę bierze w posiadanie lęk, przedmiotem największej obawy mężczyzny jest zdemaskowanie, że nie jest prawdziwym mężczyzną. Opanowany przez strach mężczyzna zamyka się we własnej wieży samotności. Nie szuka dla siebie pomocy. Czuje się zagrożony przez przyznanie się do słabości i braku odporności. Deprymuje go odsłonięcie życia wewnętrznego przed kimś drugim, upokarza nieumiejętność samodzielnego rozwiązania problemów. Przyjmuje wobec nich postawę zadaniową. Pragnie natychmiastowej ulgi i konkretnych rezultatów. Nie chce przyjąć do wiadomości, że jego kryzys to efekt końcowy, konsekwencja tłumienia przez całe lata emocji.
Na męskim indeksie uczuć zakazanych pierwsze miejsce zajmuje strach. Mężczyzna stara się udowodnić reszcie świata, że się nie boi. Inaczej przylgnie do niego etykietka tchórza. Może niepotrzebnie narazić się na niebezpieczeństwo, byle ocalił swoje poczucie męskości.

 

Zakazane jest dla niego uczucie słabości, biada, gdy nie wygrywa w sporcie, biznesie, ociąga się w robieniu kariery. Jeśli nie odnosi sukcesów, przegrywa w wyścigu o „stołek”, przestaje być postrzegany jako charyzmatyczny, interesujący i fascynujący. Grozi mu etykieta nieudacznika i przegranego. Jego wrogiem staje się potrzeba bierności, kontemplacji, tracenia czasu. Te złe uczucia trzeba przepędzić z duszy, oddając się wyłącznie aktywności, produktywności, celowemu działaniu, bo to męski sposób bycia.

 

Udowadnia tak, że jest dojrzały i odpowiedzialny. Dobrze, gdy jest smutny i zamyślony, bo to znak, że życie traktuje poważnie. Jednak na łzy nie może sobie pozwolić, to zbyt sentymentalne, a do tego może wówczas zostać uznany za nadmiernie kobiecego.

 

Ciosem dla mężczyzny stają się dysfunkcje natury seksualnej. Na ogół mężczyzna swoich problemów seksualnych nie wiąże ze sferą uczuciową. Nie potrafi postrzegać swojej reakcji jako konkretnego wyrazu emocji. Stąd chce szybko wyleczyć zaistniałą dysfunkcję seksualną, nie lecząc własnej duszy. Chętnie skorzysta z pomocy seksuologa, by usunąć objaw, zamiast poddać się głębszej analizie psychologicznej.

 

Zakazane uczucia obejmują także układ relacji międzyludzkich: Jeśli nie będę twardy, mogą wziąć mnie za geja. Mężczyzna żywiący wobec drugiego mężczyzny serdeczne uczucia popada w lęk, zaczyna wątpić w siebie, podejrzewa siebie o skłonności homoseksualne. Blokuje w sobie zdolność do nawiązywania ciepłych, pełnych troski kontaktów z innymi mężczyznami. Zachowuje ochronny dystans wobec przedstawicieli tej samej płci. Towarzyszy temu obronna, izolująca sztywność, bezsłowny komunikat: Nie dotykaj mnie! By nie zostać oskarżonym o męski szowinizm, wielu mężczyzn staje się piewcami kobiecości i nie ważą się stawić czoła kobiecie. Są zawsze mili i gotowi do pokuty za krzywdy, które mężczyźni wyrządzili kobietom na przestrzeni dziejów.


Współczesna kultura czyni z mężczyzn najpierw łagodnych baranków, a następnie żąda od nich tygrysiej energii i dzikości serca
. Nierzadko kobiety pogardzają mężczyznami, którzy utracili fantazję i pasję życia. Oczywiście, nie brakuje mężczyzn prymitywnie zintegrowanych, agresywnych, dominujących, „damskich bokserów”, którzy swoim zachowaniem upokarzają siebie i męską godność. Ta pobieżna analiza odsłania przed nami zdehumanizowany obraz mężczyzny. Choroba przywołuje lekarstwo, a męską duszę może uzdrowić wewnętrzny proces, w którym sam mężczyzna otwiera się na własny świat uczuć, czyli na siebie samego. To delikatne otwieranie drzwi do wewnętrznego domu, którym jest konkretny mężczyzna.

 

Męska wrażliwość

 

Nie tylko męski ton głosu brzmi inaczej niż kobiecy. Mężczyznę od kobiety różnią gesty, mimika, ekspresja ciała. Inaczej doświadcza on swojej emocjonalności, inne jest serce mężczyzny, a inne kobiece. Wielu mężczyzn nosi w sobie fałszywe przekonanie na temat męskiej wrażliwości. Traktują ją jako oznakę słabości, a ponieważ wstyd jest być mężczyzną słabym, dlatego trzeba jak najszybciej pozbyć się słabości.

 

Mężczyźni bogaci emocjonalnie mają często niskie poczucie swojej wartości, ponieważ są przekonani, że wrażliwość jest słabością. Walczą ze swoją wrażliwością, próbują ją w sobie głęboko ukryć lub się jej pozbyć. W ten sposób okaleczają sami siebie, zadają sobie ból i dehumanizują się. „Największym niebezpieczeństwem jest stracić samego siebie, ale może to ujść niepostrzeżenie. Żadna inna strata nie przychodzi tak niepostrzeżenie; każda inna strata, ręka, noga, pięć dukatów, żona – to co innego” – pisał Søren Kierkegaard. Strata serca to strata duszy.

 

Mężczyzna, który staje się tylko „głową i brzuchem”, jest człowiekiem okaleczonym, próbującym pozbyć się drogocennego skarbu – serca. Na szczęście jest to daremny wysiłek, ponieważ odgradzanie się od uczuć, wypychanie ich poza obszar świadomości nie unicestwia ich. Pozornie tylko uciszają się, ale poza naszą kontrolą narastają, spiętrzają się i burzą, domagając się miejsca w ludzkiej duszy. Zepchnięte do ciemnej piwnicy człowieczego domu, próbują przemówić do nas swoistym językiem: napięciem, objawami bólowymi, bezsennością. Czasem wybuchają w niepożądanych momentach, zakłócając kontakt z innymi osobami. Tracimy wtedy jasność myślenia i wolność osobowej ekspresji. Nie mając kontaktu ze swoimi uczuciami, nie znamy siebie i nie posiadamy siebie. Tracimy kompetencje, by sobie panować. Jest to strata wewnętrznej wolności: nie znając swoich uczuć, nie możemy wnikać w motywację swoich wyborów i zachowań, nie możemy przewidywać swoich reakcji, panować i kierować nimi. To one częściowo kierują nami, szczególnie w tych momentach, kiedy napinamy naszą wolę.

Uczucia tkwią w nas głęboko, głębiej niż nasze myśli. Są tym, czym my jesteśmy. Dlatego być w kontakcie ze sobą samym oznacza być w kontakcie ze swoimi uczuciami. Chodzi o proces uświadamiania sobie ich, o ich świadome przeżywanie. Poznawanie własnych uczuć to droga do poznawania samego siebie. Utrata kontaktu z uczuciami przekłada się na utratę kontaktu ze sobą samym. To skutkuje chorobą na śmierć, jak to nazwał Kierkegaard. Wrażliwość serca jest wielkim dobrem i bogactwem męskiej duszy. W rzeczywistości oznacza jego wewnętrzną siłę. Mężczyzna będący w kontakcie ze sobą samym, własnymi uczuciami, jest świadomy swoich dążeń i konfliktów wewnętrznych, które może rozwiązywać, stając się wolnym i zdeterminowanym w działaniu. Wie, czego chce, i umie wybierać. Każde z uczuć coś nam mówi, czegoś nas uczy, jest pomocne w odczytywaniu tego, co się dzieje w nas i między nami a światem. Trzeba tylko nauczyć się je dostrzegać, wsłuchiwać się w nie, świadomie je przeżywać i odczytywać sens, jaki ze sobą niosą. ¯ywe uczucia, które w nas płyną, są jak strumienie wody żywej. Sprawiają, że jesteśmy wewnętrznie żywi, a życie nabiera smaku i staje się wyborne.