Poszukiwanie wyrównania / rewanżu

 

Obsesja na punkcie przykrego zdarzenia może w końcu doprowadzić do roszczeń wyrównania zaciągniętego długu. Ostatnio rozmawiałem z parą, która, jak się wydawało, przybyła do poradni z powodu romansu żony, który miał miejsce dwa lata temu. Potrzeba było czasu, zanim dowiedziałem się więcej o ich historii. Byliśmy już na dobrej drodze, gdy nagle coś wywołało gniew żony na męża w związku z jego romansem, jaki miał dziesięć lat wcześniej. On ze swej strony rozgniewał się na żonę za „ponowne wyciąganie tej sprawy” i wkrótce oboje zaczęli tracić nad sobą kontrolę. Kiedy udało się nam uspokoić, zdaliśmy sobie sprawę, że zajmujemy się nie jedną, a dwiema sprawami. Kiedykolwiek udawało się nam postąpić w rozwiązywaniu jakiejś sprawy, jedno z małżonków wybuchało w związku z czynem drugiego i oboje wpadali w ożywione dyskusje na temat, kto kogo bardziej skrzywdził.

Małżeństwo to dziesięć lat wcześniej wybrało drogę zaprzeczania odnośnie do zdrady męża, jednakowoż grzebiąc w sobie urazę i uprzedzenie, które łatwo wypływają na powierzchnię, kiedykolwiek starają się rozwiązywać aktualny problem niedawnej zdrady żony. Deklarują, że chcą sobie nawzajem przebaczyć, lecz za każdym razem, gdy już mają rozpocząć proces przebaczenia, jedno lub drugie zaczyna tupać nogą, domagając się odszkodowań za przeszłe urazy i odmawiając darowania drugiemu długu z przeszłości.

 

Izolacja i wycofanie

 

W rezultacie małżonkowie ci rozłączają się i izolują nie tylko od siebie nawzajem, ale także od grona przyjaciół. Stali się bowiem zakłopotani, że mimo tak dobrych początków w rozwiązywaniu problemu, tak im teraz ciężko.
Jest jednak jeszcze inny powód. Wybranie drogi zgorzknienia zawsze prowadzi do izolacji i samotności. Kiedy stajemy się obsesyjnie związani z przeszłymi zdarzeniami i nie możemy lub nie chcemy ich uzdrowić, tym samym odpychamy innych ludzi od siebie. Stajemy się tak pochłonięci przez to, co dzieje się w nas, że nieomal przestajemy troszczyć się o innych. Skupiamy całą uwagę na sobie, a raczej na przykrym zdarzeniu. Jedno czy drugie nie pozostawia już przestrzeni dla nikogo innego w naszym życiu, i jeśli po pewnym czasie zdamy sobie sprawę z tego, co zaszło, możemy być zbyt rozdrażnieni i zbyt zrażeni, by kochać.

 

Zgorzknienie

 

Z tego miejsca jest tylko jedna droga – w kierunku rozgoryczenia. Dlaczego ktoś chce tam się kierować? Ponieważ, niestety, bardzo łatwo jest to zrobić. Uczucia zgorzknienia są zbyt szybko uzasadniane. Jeśliby S. w pewnym momencie zauważyła, że przez te wszystkie lata marnowała czas na bezowocne poszukiwania, mogłaby z pewnością stwierdzić: „Tak, mam prawo czuć się rozgoryczona. Rozbił nasze małżeństwo, a wszystko, co zrobiłam było próbą uzdrowienia sytuacji i naprawienia zła. Niestety, nie wyszło. Chyba wszyscy mężczyźni są tacy sami. Są bezużyteczni i niewiarygodni! Czy ktoś nie byłby w tej sytuacji mniej zgorzkniały?”. Mogłaby więc całkowicie usprawiedliwić swe uczucia, jednakże prawda leżałaby gdzie indziej. S. stałaby się niewolnikiem przeszłości. Przywiązałaby się zupełnie do przykrych doświadczeń i jej życie zaczęłoby się stawać dużo uboższe niż Bóg chciał je uczynić. Nigdy nie przekonałaby się, czego mogłaby doświadczyć, gdyby wybrała uczciwą pracę nad przebaczeniem.

Więcej, Biblia przypomina nam, że trwanie w rozgoryczeniu dotyka także i ludzi żyjących dookoła nas. List do Hebrajczyków (12, 15) przestrzega, „aby jakiś korzeń gorzki, który wyrasta do góry, nie spowodował zamieszania, a przez to nie skalali się inni”. Prawdopodobnie J., jego dzieci i przyjaciele żyją teraz w podobnym stanie.

Mimo wszystko, nie musimy wcale podążać żadną z tych dróg. Jest bowiem trzecia droga. Możemy wybrać drogę przebaczenia.

 

Więcej w książce: Wybaczyć niewybaczalne – David Stoop