Bł. Matka Teresa z Kalkuty była niekwestionowaną świętą dla wszystkich: dla ubogich i bezdomnych, prostych ludzi z ulicy, hierarchów kościelnych, a także – o co może najtrudniej – dla możnych tego świata, którzy zazwyczaj nie interesują się specjalnie działalnością Kościoła. Przez całe dziesięciolecia należała do znanych i cenionych postaci. Wielu mówiło o niej jako o najbardziej wpływowej kobiecie XX wieku. „Jaśniała niczym gwiazda na tle ciemnej, szpecącej rzeczywistości naszych czasów. Jej miłość do wszystkich dzieci Bożych – bez względu na ich kolor skóry czy wiarę –kruszyła mury dzielące ludzkość. Zakonnica odmieniała każde życie, które dotknęła. «Opaszemy świat łańcuchem miłości» – mówiła swoim siostrom”.
Wielcy tego świata wyrażali swój podziw dla niej, przyznając jej prestiżowe nagrody i wyróżnienia, wśród nich Pokojową Nagrodę Nobla (1979 rok). „Skromnym polskim akcentem było uhonorowanie Matki Teresy Nagrodą św. Brata Alberta oraz udekorowanie jej Krzyżem Komandorskim św. Brygidy”. Ona sama nie przywiązywała jednak wielkiej wagi do medali, nagród i odznaczeń. Trzymała je w tekturowym pudełku w swojej skromnej zakonnej celi.
Jeśli kiedykolwiek będę Świętą
– na pewno będę Świętą od «ciemności».
Będę ciągle nieobecna w Niebie
– aby zapalać światło tym,
którzy są w ciemności na ziemi”.
(Matka Teresa z Kalkuty)
Wielkie dzieło
Matka Teresa, która kilkakrotnie odwiedziła Polskę i tu założyła jeden z nowicjatów Zgromadzenia Misjonarek Miłości, wpisała się głęboko w świadomość także Polaków, szczególnie ludzi młodych. Wystarczy wspomnieć, że w 2002 roku polscy gimnazjaliści, tworząc „Złotą Listę Autorytetów”, obok Jana Pawła II umieścili na niej właśnie Matkę Teresę.
Ostatni raz Święta z Kalkuty gościła w naszym kraju dwa lata przed swoją śmiercią, w czerwcu 1995 roku. Była wówczas między innymi gościem Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie. Opowiedziała alumnom o Zgromadzeniu Misjonarek Miłości, dając piękne świadectwo miłości do Jezusa i ubogich: „W tej chwili jesteśmy w stu dwudziestu sześciu krajach, mamy pięćset pięćdziesiąt pięć domów dla ubogich, «tabernakulów». W naszym zgromadzeniu mamy siostry czynne i kontemplacyjne, braci czynnych i kontemplacyjnych. […] Celem zgromadzenia jest zaspokojenie Pana Jezusa Ukrzyżowanego w Jego miłości do dusz ludzkich poprzez pracę nad zbawieniem i uświęceniem najbiedniejszych z biednych. […] Mamy domy dla umierających, dla niechcianych, dla umysłowo i fizycznie chorych, dla tych, którzy są wyrzuceni na margines społeczny. Mamy także centrum rehabilitacyjne dla trędowatych. […] Wszystkim świadczymy czułą miłość. Aby móc wykonać tę pracę, potrzebujemy głębokiego życia modlitwy i ofiary. […] Mamy w tej chwili sześć nowicjatów. Jeden w Kalkucie, jeden w Rzymie, jeden w Polsce, jeden na Filipinach, jeden w Ameryce i jeden w Nairobi w Afryce. Wszystkie nowicjaty są pełne. Jest to coś pięknego, jak bardzo Pan Bóg kocha biednych, dając dużo powołań”. Opowiadając o pracy zgromadzenia, Matka Teresa podkreśliła całkowitą bezinteresowność zaangażowania Misjonarek Miłości na rzecz ubogich: „Nie otrzymujemy żadnego wynagrodzenia od rządu ani od Kościoła za pracę, którą wykonujemy. Jesteśmy tak jak ptaki i kwiaty Boże, które zależą zupełnie od Bożej Opatrzności. Jest to coś wspaniałego, jak bardzo Boża Opatrzność przychodzi w danym momencie z pomocą. […] Codziennie modlimy się cztery godziny. Takim wspaniałym darem Pana Boga dla nas jest nasza codzienna adoracja Najświętszego Sakramentu”.
Matkę Teresę postrzegano przede wszystkim jako kobietę wielkiego sukcesu. Energiczna, stanowcza, w sprawach zasadniczych nieugięta, była jednak zawsze uśmiechnięta i pełna życzliwości dla wszystkich, szczególnie dla ubogich. Choć zapracowana, pozostawała bardzo spokojna i robiła wrażenia, jakby miała czas dla każdego, kto potrzebuje jej pomocy. Stąd też ogromnym zaskoczeniem dla wszystkich stały się jej niepublikowane za życia osobiste teksty, w których święta uskarżała się na swoje wielkie wątpliwości duchowe, niezdolność do modlitwy, wewnętrzną oschłość i ciemności wiary. Jakaż gehenna duszy musiała podyktować jej słowa: „Niebo nic nie znaczy, dla mnie wygląda jakby było puste. Chciałabym być nikim, nawet dla Boga”.