Na poparcie tego twierdzenia, że Kontemplacja ad amorem jest utajoną poezją, że uczy nas modlitwy-poezji, przytoczę trzy wiersze poetów noblistów: Josifa Brodskiego i Czesława Miłosza. Dwa pozytywne, trzeci negatywny – o tym co się dzieje gdy zabraknie tego znajdywania Boga we wszystkim.

Josif Brodski, Bóg na wsi

Bóg na wsi wiecznie po kątach nie stoi,
jak myślą kpiarze – On tu mieszka wszędzie. Dach i naczynia rad sobą uświęcić
a drzwi uczciwie rozdziela na dwoje. Na wsi Go pełno. A kiedy w saganku
warzy mi soczewicę co sobotę,
sennym płomykiem tańczy bez ustanku
i mruga na znak, abym świadczył o tym.
Ustawia płoty, układa żeniaczkę
leśnika z panną, ale dla kawału
sprawia przykrości wiecznym niedopałem
polującemu, gdy strzela do kaczki.
Okazja śledzić owe czarodziejstwa,
jesiennym przysłuchując się poświstom,
to w ogóle jedyne dobrodziejstwo,
jakie znajduje na wsi ateista.
1964. Przeł. Eugeniusz Biedka, „Więź”, nr 5 1988, 13 -14.

„Bóg jest tak, że ani wiara, ani niewiara nic tu nie mogą zmienić” (E. Ionesco).

Czesław Miłosz, Dar

Dzień taki szczęśliwy.
Mgła opadła wcześnie, pracowałem w ogrodzie.
Kolibry przystawały nad kwiatem kaprifolium.
Nie było na ziemi rzeczy, którą chciałbym mieć.
Nie znalazłem nikogo, komu warto było by zazdrościć.
Co przydarzyło się złego, zapomniałem.
Nie wstydziłem się myśleć, że byłem kim jestem.
Nie czułem w ciele żadnego bólu.
Prostując się, widziałem niebieskie morze i żagle.
Berkeley, 1971. C. Miłosz, Wiersze II, 216

A co się dzieje, kiedy (gdyby) Boga nie ma (nie byłoby) we wszystkim? Rzeczywistość się rozpada, bo jest „za mało uzasadniona”…

Czesław Miłosz, Oeconomia divina

Nie myślałem, że żyć będę w tak osobliwej chwili,
Kiedy Bóg skalnych wyżyn i gromów,
Pan Zastępów, Kyrios Sabaoth,
Najdotkliwiej upokorzy ludzi,
Pozwoliwszy im działać jak tylko zapragną,
Im zostawiając wnioski i nie mówiąc nic.
Było to widowisko niepodobne, zaiste,
Do wiekowego cyklu królewskich tragedii.
Drogom na betonowych słupach, miastom ze szkła i żeliwa,
Lotniskom rozleglejszym niż plemienne państwa
Nagle zabrakło zasady i rozpadły się.
Nie we śnie, ale na jawie, bo sobie odjęte
Trwały jak trwa to tylko, co trwać nie powinno.
Z drzew, polnych kamieni, nawet cytryn na stole
Uciekła materialność i widmo ich
Okazywało się pustką, dymem na kliszy.
Wydziedziczona z przedmiotów mrowiła się przestrzeń,
Wszędzie było nigdzie i nigdzie – wszędzie.
Litery ksiąg srebrniały, chwiały się i nikły.
Ręka nie mogła nakreślić palmy, znaku rzeki, ni znaku ibisa.
Wrzawą wielu języków ogłoszono śmiertelność mowy,
Zabroniona była skarga, bo skarżyła się samej sobie.
Ludzie dotknięci niezrozumiałą udręką
Zrzucali suknie na placach, żeby sądu wzywała ich nagość.
Ale na próżno tęsknili do grozy, litości i gniewu.
Za mało uzasadnione
Były praca i odpoczynek,
I twarz i włosy i biodra
I jakiekolwiek istnienie.
Berkeley, 1973.

NB. To całkiem przeciwne jest Mdr 11, 21-26; Kol 1, 15 -17 i Kontemplacji ad amorem. Por. A. Malraux: Wiek XXI albo będzie religijny, albo go wcale nie będzie.