„Nie jestem wartościowy”

Czasem wiodącym motywem kompulsywnej masturbacji jest próba ukarania siebie za niepowodzenia i porażki. Na czym jednak miałaby polegać kara, skoro doznawana przyjemność wskazuje raczej na nagrodę? Fizyczna przyjemność nie jest karą, ale, podobnie jak w przypadku innych uzależnień, jest nią to, co następuje po masturbacji, czyli poczucie winy, niekoniecznie o zabarwieniu moralnym. Jest to mechanizm błędnego koła, który opisać można tak: niskie poczucie własnej wartości – masturbacja – poczucie winy jako kara – pogłębienie kryzysu własnej wartości – smutek… i wszystko zaczyna się od nowa.

Autoerotyzm przybiera wówczas postać bicza, którym człowiek chłoszcze samego siebie. Celem tej kary jest nieświadome potwierdzanie siebie w poczuciu bezwartościowości. Paradoksalnie, osoba taka masturbuje się nie po to, aby odczuć przyjemność, ale żeby umocnić w sobie negatywny obraz samego siebie i jeszcze bardziej się pognębić.

Niskie poczucie własnej wartości najczęściej sprzymierza się z doświadczeniem niepowodzenia i różnego rodzaju frustracjami. Rozczarowania i związane z nimi złe samopoczucie są tylko pośrednim źródłem masturbacji, jej zapalnikiem. Bezpośrednia przyczyna tkwi w wyidealizowanym podejściu do rzeczywistości i nadmiernej surowości względem samego siebie. Osoba z tego typu kompleksami nie zawsze świadomie powiela następujący schemat myślowy: „Zawsze powinienem odnosić sukcesy. Jeśli coś mi nie wychodzi, oznacza to, że nie jestem dobry i wartościowy, a więc zasługuję na karę, aby w przyszłości dać z siebie jeszcze więcej”.

Iluzja tego myślenia polega na tym, że osoba taka nie chce pogodzić się z faktem, że niepowodzenia są częścią codziennego życia. Po drugie, swoją wartość utożsamia z rezultatem swoich wysiłków. Każdą porażkę traktuje jako zamach na samego siebie. Stara się więc robić wszystko, żeby niepowodzeń było jak najmniej. I wpada w kolejną pułapkę. Napina się i staje na rzęsach. A kiedy nieuchronnie doświadcza kolejnej frustracji, która, zdaniem uzależnionego, nie powinna była się wydarzyć, ucieka się znowu do masturbacji. I tak koło się zamyka.

Nadto osoba niedoceniająca siebie sądzi, że wszyscy wokół tworzą sobie opinię o niej, rejestrując każdą jej porażkę. Zamiast porozmawiać o swoich uczuciach z kimś bliskim, wyrazić swoje rozczarowanie, osoba taka kieruje niechęć ku samej sobie pod płaszczykiem szybkiej seksualnej gratyfikacji. Ten proces trafnie oddaje słowo „samogwałt” – „gwałt na samym sobie”, a więc coś, czego doświadcza się wbrew własnej woli. Jak to się dzieje, że człowiek gwałci samego siebie?

Działanie wbrew własnej woli, widoczne szczególnie w rozmaitych uzależnieniach, to jeden z dylematów trapiących szczególnie osoby wierzące. Ci, którzy pragną żyć w świadomej relacji z Bogiem, bardzo cierpią z powodu problemów seksualnych, zwłaszcza jeśli mimo uporczywych prób nie potrafią sobie z nimi poradzić. Seksualność jawi im się wówczas jako koszmar, który ich nieustannie prześladuje. Czują się w potrzasku, stają się bezradni i nie wiedzą, co z tym począć.

Na te przykre uczucia nakłada się ocena moralna. Każdy akt masturbacji bywa klasyfikowany jako ciężkie wykroczenie, chociaż osoby takie mają niewielki wpływ na to, co się z nimi dzieje. Umęczone specyficznym „rozdwojeniem” woli, trwają w wewnętrznym konflikcie, objawiającym się utratą kontroli nad ważnym wymiarem własnej osobowości. Nadto osoba cierpiąca z powodu tego rozdarcia uważa, że powinna sprostać moralnym standardom, ale za żadne skarby nie może ich osiągnąć. Dlatego sądzi, że niewiele jest warta. I mechanizm powtarza się kolejny raz…